Przeciwko wprowadzeniu opłat za niektóre usługi publicznej ochrony zdrowia, nawet jeśli doprowadziłoby to do skrócenia kolejek do specjalistów, wypowiedziało się łącznie 48,6 proc. respondentów. Osoby skłonne dołożyć się do leczenia w publicznej ochronie zdrowia, żeby szybciej dostać się do lekarza, nadal stanowią mniejszość, ale ich odsetek to 42,9 proc., w tym 12,6 proc. to zdecydowani zwolennicy takiego rozwiązania.
Po co częściowa opłata?
– Długi czas oczekiwania do specjalisty jest jedną z największych bolączek dzisiejszego systemu – legendarne są kolejki trwające półtora roku czy nawet dłużej. W takiej sytuacji chorzy, chcąc nie chcąc, kierują się do systemu prywatnego, opłacając wizytę w pełnej kwocie z własnej kieszeni – mówi dr hab. prof. SGH Monika Raulinajtys-Grzybek, ekonomistka z Think Tanku SGH dla ochrony zdrowia. Jak dodaje, na prywatne usługi lecznicze w 2022 r. wydaliśmy niemal 19 mld zł. – Dodatkowa opłata pozwoliłaby na wtłoczenie tych środków przynajmniej częściowo do systemu publicznego, wspierając jego płynność – komentuje.
Ekonomistka zauważa, że podobne opłaty funkcjonują w kilku krajach Unii Europejskiej, np. w krajach bałtyckich czy Portugalii. Najczęściej są to opłaty za wizytę u lekarza podstawowej opieki zdrowotnej lub specjalisty, choć często są to również dopłaty do leków – z czym mamy do czynienia również w Polsce. – Celem takich opłat jest z jednej strony dodatkowy strumień finansowania w systemie, z drugiej wprowadzenie bodźców ekonomicznych zniechęcających do nadmiarowej liczby wizyt lub niepojawiania się na wizycie (co blokuje miejsce dla innego pacjenta) – wyjaśnia Raulinajtys-Grzybek. Przypomnijmy, że w 2024 r. pacjenci nie odwołali 1,36 mln wizyt u lekarzy specjalistów, a tylko w pierwszym półroczu tego roku było ich 773 tys.
Czytaj więcej
Wyrównanie i podwyższenie składki zdrowotnej pozwoliłoby pokryć jedną trzecią luki w finansach NF...