Szarża Jacka Kurskiego przeciwko Mateuszowi Morawieckiemu wskazuje na to, że sprawy zaszły już bardzo daleko. Kurski nie tyle bowiem krytykuje politycznie wybory Morawieckiego, co wręcz zarzuca mu polityczną zdradę i konszachty z Koalicją Obywatelską, od czego w świecie Prawa i Sprawiedliwości gorsze mogłoby być chyba tylko zaprzedanie duszy diabłu – a i to pod warunkiem, że nie wytargowało się przy tym wysokiej ceny. Między wierszami we wpisie Kurskiego można przeczytać, że premier Morawiecki ma to i owo na sumieniu i może liczyć na amnestię w zamian za rolę Konrada Wallenroda, który rozbije PiS od środka i stworzy PiS-bis, na czele którego stanie Morawiecki, już nie były premier Zjednoczonej Prawicy, ale były doradca Donalda Tuska. Innymi słowy: to już nie hasło „nie ma wrogów na prawicy”, tylko „walka klas zaostrza się wraz ze zbliżaniem się do IV RP”.
Problemem Mateusza Morawieckiego jest to, że w PiS postrzegany jest jako polityk, z którym nie da się odzyskać władzy
Kurski – co potwierdzają doniesienia Wirtualnej Polski – nie zdecydował się oczywiście w akcie nagłego przypływu odwagi położyć się Rejtanem w progu drzwi, przez które Mateusz Morawiecki zamierza wyprowadzić pisowskich kolaborantów i rzucić się w ramiona Donalda Tuska. Nie, działał za zgodą Jarosława Kaczyńskiego, który zresztą miał ostatecznie zmienić zdanie, ale nie zdążył Kurskiego powiadomić (albo chce, by ten ostatni przekaz poszedł w eter – dzięki czemu zarazem wysyła Morawieckiemu ostrzeżenie, jak i wyciąga do niego rękę). A skoro Kaczyński pozwala wytoczyć najcięższe działa przeciwko swojemu byłemu premierowi, to znaczy, że to już nie jest niewinna sprzeczka w pisowskiej rodzinie, ale fundamentalna różnica zdań.
Czytaj więcej
- To jest pytanie do pana Morawieckiego, nie do mnie - stwierdził Jarosław Kaczyński, zapytany o...
W 2011 r. problemem było to, że grupa polityków prawicy skupionych wokół Ziobry (w której zresztą był Kurski) nie wierzyła, że z Jarosławem Kaczyńskim na czele PiS jest w stanie jeszcze wygrywać. Okazało się to, delikatnie mówiąc, niezbyt trafną oceną politycznej rzeczywistości. Teraz problem jest odwrotny – spychany na margines partii Morawiecki wraz ze swoimi „harcerzami” uznawany jest za polityka, z którym nie da się wygrywać. Zwłaszcza w rzeczywistości, w której po prawej stronie urosły w siłę Konfederacja i Konfederacja Korony Polskiej Grzegorza Brauna, a PiS, bez co najmniej jednej z nich, nie może nawet marzyć o większości. A tak się składa, że dla Konfederacji Morawiecki jest symbolem pompowania w gospodarkę pustego pieniądza w okresie epidemii covidu i ograniczania w tym czasie wolności Polaków, a także ostatecznie zbyt uległej polityki wobec UE. A dla Konfederacji Korony Polskiej – z tych samych powodów – jest zapewne kandydatem do pokazowego procesu za zdradę skończonego wyrokiem, w najlepszym przypadku oznaczającym spędzenie najbliższych dekad w kamieniołomach.