Reklama

Piotr Woyke, dyrektor IWF: Rosjanom nie zależy na długotrwałym zawieszeniu broni

Rosjanie uwielbiają przy okazji negocjacji wywracać stolik właściwie na każdym etapie - przypomina w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Piotr Woyke, dyrektor Instytutu Wschodniej Flanki, komentując rozmowy między stroną ukraińską a amerykańską, oraz przywódcami europejskimi, do których doszło 15 grudnia w Berlinie. Jego zdaniem rozmowy te były „negocjowaniem pauzy, a nie nowej architektury bezpieczeństwa w Europie”.

Publikacja: 16.12.2025 18:21

Wołodymyr Zełenski i Steve Witkoff w Berlinie

Wołodymyr Zełenski i Steve Witkoff w Berlinie

Foto: Reuters/Lisi Niesner

„Rzeczpospolita”: Co właściwie wydarzyło się w Berlinie? Długie rozmowy pokojowe najpierw Ukrainy ze Stevem Witkoffem i Jaredem Kushnerem, potem z partnerami europejskimi, szumne zapowiedzi o pokazaniu Rosji jedności. Ale o jakimś konkretnym rezultacie trudno mówić. 

Piotr Woyke, dyrektor Instytutu Wschodniej Flanki: Jeżeli oczekujemy wyraźnego zwrotu, to on się nie wydarzy bez choćby elementarnego udziału Rosjan. Jakkolwiek byśmy nie oceniali w naszej części Europy, to Rosji nie zależy na trwałym pokoju na Ukrainie. Co najwyżej na jakiejś formie taktycznego przestoju, który pozwoliłby jej uzupełnić zasoby, wpiąć się ponownie w pewne obszary globalnych procesów gospodarczych, a dzięki temu odtworzyć część potencjału sił zbrojnych. Moim zdaniem Rosjanie zostawiają sobie jeszcze jakiś czas na negocjacje, podczas których i tak bezwzględnie atakują i ukraińskie obiekty wojskowe, i infrastrukturę cywilną (w tym energetyczną czy ciepłowniczą), co wraz z zimą, zwiększa presję na stronę ukraińską.

Czytaj więcej

Merz w Berlinie: Rosja gra na czas

Dzisiejsze komunikaty Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy wyglądały tak jak codziennie. Porównywalna liczba ataków na froncie. Nawet po tych rozmowach i szumnych, optymistycznych deklaracjach.

Jeżeli jest jakiś powód do optymizmu po obu stronach, który faktycznie byłby widoczny po zakończeniu tego spotkania w Berlinie, to taki, że Amerykanie ustalili jednak pewną wersję bazową tego, czego Europejczycy oczekują po rozmowach z Rosją. Teraz Amerykanie wracają pewnie do stołu z Rosjanami. Problem polega jednak na tym, że Rosjanie umiejętnie grają, próbują przekonać, że aż tak bardzo nie zależy im na czasie. Po drugie przyjąłbym jednak założenie, że Rosjanom nie zależy na długotrwałym pokoju, a jedynie wspomnianej „przerwie”.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Oświadczenie europejskich przywódców. Mowa o wielonarodowej sile „Ukraina”

Z perspektywy Polski i naszego regionu ważne jest to, czy w przyszłości może nastąpić eskalacja, a ustalenia z Rosją nie ograniczą np. aktywności sojuszników. Bo w razie czego to właśnie wschodnia flanka będzie musiała na siebie przyjąć uderzenie, np. w perspektywie 4-5 lat, jeżeli do takiej eskalacji dojdzie. Oby nie.

Mam nadzieję, że w Berlinie udało się wynegocjować jednak brak wyraźnych koncesji dotyczących naszego regionu. Rosjanie konsekwentnie od kilku lat próbują sprowadzić z powrotem Polskę i inne kraje regionu do drugiej kategorii sojuszników, wycofać stąd większość kontyngentów wojsk sojuszniczych. Tego możemy uniknąć, ten temat w Berlinie raczej nie był przedmiotem ustaleń. Drugim, konsekwentnie wysuwanym przez Moskwę postulatem były ewentualne ograniczenia dotyczące Ukrainy. Mówiło się na przykład o ograniczeniu liczby ukraińskich żołnierzy do 800 tysięcy. To jest liczba, która aż tak bardzo nie uszczupli ukraińskiego potencjału obronnego. Tutaj rozumiałbym ten ostrożny optymizm, który prezentowało wielu przywódców po zakończeniu wczorajszych rozmów.

Pamiętajmy jednak, że Rosjanie uwielbiają przy okazji negocjacji wywracać stolik właściwie na każdym etapie. To jest rzecz, której, moim zdaniem, obecna administracja amerykańska ciągle się uczy. Ustalenia z Berlina są więc kolejną propozycją do dyskusji z Rosją, a nie prawdopodobnym uzgodnieniem. Ja, wbrew temu, na co liczy wielu polityków w różnych państwach – czy europejskich, czy w Stanach Zjednoczonych, nie liczyłbym na żaden trwały pokój. To jest negocjowanie pauzy, a nie nowej architektury bezpieczeństwa w Europie. Najważniejszy wniosek: nie oczekujmy odwilży, potencjalne porozumienie daje nam tylko trochę więcej czasu na przygotowania obronne, może trochę mniej otwarte będą działania rosyjskiego aparatu bezpieczeństwa przez jakiś czas.

Czytaj więcej

Wybory w czasie wojny. Dlaczego Donald Trump chce się pozbyć Wołodymyra Zełenskiego?

No właśnie, reakcja Kremla. Dmitrij Pieskow już powiedział, że Rosja jest zainteresowana trwałym pokojem, a nie zawieszeniem broni. Stwierdził też, łechcąc ego Donalda Trumpa, że politycy europejscy usiłują zepsuć te dobre warunki, które były pierwotnie zamysłem Trumpa.

Reklama
Reklama

To już jest oczywista rosyjska manipulacja, ale warto tu zwrócić uwagę na jedną rzecz, różnicę między administracją Donalda Trumpa i jego poprzednika Joe Bidena. Obecne założenie Waszyngtonu jest takie, dość hazardowe, że z Putinem należy rozmawiać wprost. To jest coś, czego Biden nie chciał robić po wybuchu wojny, pomimo że istniały oczywiście kanały komunikacji. Wynikało to m.in. z przekonania, że Rosja nie jest graczem z tej samej ligi, co Stany Zjednoczone. Bardzo by chciała, więc dopuszczenie do bezpośrednich negocjacji mogłoby być „nagrodą” dopiero na jakimś etapie.

Bo to jednak mocarstwo atomowe, drugi biegun…

Jednak kiedy porównamy potencjały strategiczne, to zdecydowanie nie jest państwo z tej samej ligi. No ale Trump ze swoim dość transakcyjnym podejściem polityki międzynarodowej uznał, że spróbuje coś wynegocjować z Rosjanami osobiście. I to jest dla Rosjan bardzo ważne. I ze względów psychologicznych, i ze względów wizerunkowych zakładają, że negocjować będą tylko z Amerykanami. Dla Moskwy partnerem nie jest już Berlin czy Paryż. Teraz liczą się już tylko bezpośrednie kontakty Waszyngton-Moskwa.

Dlatego Moskwa dzisiaj nie reaguje w żaden sposób na te rozmowy. Moskwa pewnie wie, o czym była mowa w Berlinie, ale nie będzie na to bezpośrednio reagować, ponieważ weszła na poziom, w którym może odpowiadać tylko Amerykanom, największemu mocarstwu światowemu. Więc nie oczekiwałbym szybkich reakcji Kremla. Rosjanie będą przeciągać to, co się dzieje. I będą się odnosić tylko do tego, co zostanie im zaproponowane w rozmowach ze Stanami Zjednoczonymi. 

Przy stole rozmów w Berlinie była strona ukraińska, była strona europejska, była strona amerykańska. Nie było strony rosyjskiej. Trudno powiedzieć, że wczoraj nastąpiło nowe rozdanie, ale strony – powiedzmy – dobrały karty. Jeśli przyjąć tę konwencję gry, po którą niegdyś sięgnął Donald Trump, to jakie on sam ma karty?

Te karty, wbrew pozorom, aż tak bardzo się nie zmieniły. To nie jest tak, że na przykład potencjał szkodzenia rosyjskiej infrastrukturze wojennej jest wyczerpany. Tym Amerykanie już zresztą raz grali, gdy mówili o Tomahawkach dla Ukraińców. To nie jest tak, że Amerykanie nie mogą do tego wrócić w odpowiednim momencie. I tu nie chodzi tylko o Tomahawki tylko o, oględnie mówiąc mówiąc, przyzwolenie na odpowiednie działania wobec rosyjskiej infrastruktury wojennej, które mogłyby ją istotnie podłamać. To są rzeczy, do których Trump nie chce schodzić z własnych, wewnętrznych względów. Został wybrany jako prezydent, który ma kończyć wojny, a nie rozpoczynać nowe.

Reklama
Reklama

Może dalej liczy na pokojową nagrodę Nobla.

Może wystarczy ta nadana przez FIFA. Ale mówiąc poważnie - jest obszar, w którym Trumpowi dużo bardziej zależy na prężeniu muskułów. To jest obecnie Ameryka Południowa, Wenezuela, widoczne działania, które mogą mu przynieść glorię tego, który powstrzymał wlewające się do Stanów Zjednoczonych narkotyki.

Nowa strategia bezpieczeństwa USA o tym właśnie mówi.

Nie przeceniałbym jej wartości, bo trzeba pamiętać, że akurat dla Trumpa to co napisane w dokumencie pewnie może się zmienić przy odpowiednich uwarunkowaniach za rok czy dwa. Ale faktycznie to zostało zasygnalizowane, że Stany Zjednoczone mają pewne granice, oczekują i większej roli Europy w bronieniu bezpieczeństwa swojego i Ukrainy. Stany Zjednoczone nie będą się gwałtownie wycofywać, ale dają wyraźne sygnały, że muszą zrobić porządek na własnym podwórku. Trump jest pod dużą presją ze strony czynników wewnętrznych. Amerykanie czują się coraz mniej bezpieczni w swoim państwie i nie można tego ignorować. Trump nadal ma pewne karty nacisku na Rosjan, ale używa ich znacznie uważniej niż używała ich poprzednia administracja. A to również z tego powodu, że ma przed sobą niemal całą kadencję. Trzymając się analogii historycznych myślę, że obecny prezydent USA niekoniecznie chce być zapamiętany jako nowy Ronald Reagan, zupełnie mu wystarczy, jeżeli zostanie zapamiętany jako nowy Theodore Roosevelt, czyli człowiek, który bezwzględnie realizował amerykański interes narodowy i konsolidował władzę w kraju, a niekoniecznie walczył o globalny porządek z USA na czele.

Czytaj więcej

Kreml chwali nową strategię bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych
Reklama
Reklama

Czyli wszystko stracone? Stany Zjednoczone będą realizować odległe interesy, a Europa zostanie pozostawiona sama sobie?

Rosjanie upatrują w tym pewnego okna możliwości, ale trzeba pamiętać, że Stany Zjednoczone mają cały czas istotne interesy w naszej części Europy. Dlatego nie pozwolą, moim zdaniem, na żadne działania, które pozostawiłyby tutaj wrażenie, że opuściły ten region. Doszliśmy wreszcie do momentu historii, w którym amerykańska obecność w tej części Europy nie jest związana tylko z interesami wojskowymi. Tu się budują amerykańskie elektrownie atomowe, tutaj ma być miejsce, do którego Amerykanie zaczną eksportować swój gaz lub inwestować w bezpieczeństwo surowcowe na miejscu. Więc na pewno Trump nie chce pozostawić wrażenia, że pokazał tutaj słabość.

Zabawmy się w rysowanie scenariuszy. Jak skończy się ta wojna?

No, to teraz mnie pan prosi, żebym wskazał miejsce, gdzie jest ukryty złoty Graal wszystkich zainteresowanych sprawami strategicznymi. Moim zdaniem sytuacja w regionie szeroko pojętej Europy Środkowo-Wschodniej zmieniła się w ciągu ostatnich 2-3 dekad i mamy do czynienia ze zróżnicowanymi, ale kilkoma średniej wielkości graczami, którzy mają potencjał gospodarczy i wojskowy, aby nie dać się łatwo połknąć. Ta wojna nie skończy się dopóki władze Ukrainy, niezależnie od tego kto będzie sprawował rządy, będą chciały utrzymać względnie suwerenne państwo, niezależnie od przebiegu granic. Lub dopóki nie dojdzie do jakiejś kardynalnej zmiany uwarunkowań po którejś ze stron konfliktu: gwałtownego załamania się wewnętrznego Rosji, rozpadu którejś ze struktur integracyjnych typu NATO albo Unia Europejska, czy głębokich kryzysów w państwach wschodniej flanki. Dopóki to nie nastąpi, mamy do czynienia z zasadniczą sprzecznością interesów, wzmocnioną przez Rosję przekonaniem, że użycie przemocy jest realne i potencjalnie nagłe. To tworzy nową dynamikę, większą gotowość państw i społeczeństw do „podnoszenia gardy”, a więc warunki w których konflikt na Ukrainie może tlić się dekadami.

Konflikty zbrojne
Rosja za wszelką cenę chce zwiększyć produkcję zbrojeniową. Z czym ma problem?
Konflikty zbrojne
Ukraiński ekspert: Rosja i USA rozmawiają o pieniądzach. Ukraina jest dla nich barierą
Konflikty zbrojne
Rośnie liczba ofiar w wojnie USA z przemytnikami narkotyków. Opublikowano nagranie
Konflikty zbrojne
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1390
Konflikty zbrojne
Tajlandia i Kambodża zapomniały o pokoju. Trump traci zdolność przekonywania
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama