To sedno wyroku Sądu Najwyższego. Zajął się on wykładnią popularnej umowy o pośrednictwo w obrocie nieruchomościami. O tyle istotnej, że po niedawnej noweli ustawy o obrocie nieruchomościami jej art. 180 stanowi jedynie, że zakres czynności pośrednictwa w obrocie nieruchomościami określa umowa pośrednictwa, i wymaga ona formy pisemnej pod rygorem nieważności.
Janina B., z zawodu radca prawny i pośrednik nieruchomości, pozwała Zbigniewa W. – biznesmena. Domagała się od niego zapłaty prawie 300 tys. zł jako prowizji za pośrednictwo w sprzedaży ponad 3-hektarowej działki w centrum Krakowa. Rzecz w tym, że posesja składała się formalnie z trzech działek. Współwłaścicielem jednej z nich był Zbigniew W., druga należała do W. spółki z o.o., której był udziałowcem i prezesem, a trzecia do jeszcze innej firmy powiązanej z pierwszą.
W sprawie nie było wątpliwości, że Janina B. znalazła nabywcę na grunt i do transakcji doszło. Sprzedano go za 17 mln zł, a prowizja wynosiła 1,3 proc. ceny, jednak umowa pisemna pośrednictwa zawierała pewne niejasności. Chodziło o podpis: „Zbigniew W., prezes spółki W.". Nie było jasne, czy działał tylko jako prezes, czy również jako osoba fizyczna.
Krakowskie sądy: Okręgowy i Apelacyjny, uwzględniły powództwo, uznając, że Zbigniew W., zlecając pośrednictwo, działał jednocześnie w dwóch rolach: jako osoba fizyczna i jako prezes, w każdym razie zlecił sprzedaż wszystkich trzech działek.
– Taki, a nie inny podpis był skutkiem typowej praktyki polegającej na tym, że kontrahenci starają się obciążyć kosztami spółkę, a nie osobę fizyczną – argumentował adwokat Andrzej Kubas, pełnomocnik pozwanego. Umowa była więc podpisana ze spółką W. i w tym zakresie prowizję Janina B. otrzymała.