Mandaty dla kierowców po nowemu

Publikacja: 16.03.2011 11:50

SPIS TREŚCI:

Dzięki najnowszym zmianom kierowcy poruszający się po drogach krajowych mają szybciej i sprawniej dostawać mandaty. W razie odmowy zapłaty sprawa trafi do sądu.

Obsługą systemu szybkiego wystawiania mandatów zajmie się specjalny departament w GITD. Kamery, które namierzą niezdyscyplinowanego kierowcę, pokazywać będą:

• obraz naruszenia, w tym obraz pojazdu, którym kierujący naruszył przepisy ruchu drogowego, wraz z numerem rejestracyjnym pojazdu;

• datę oraz czas popełnienia naruszenia oraz

• numer identyfikacyjny urządzenia rejestrującego.

W przypadku przekroczenia przez kierującego pojazdem dopuszczalnej prędkości rejestrowane są również:

• prędkość, z jaką poruszał się pojazd, oraz

• prędkość dopuszczalna w miejscu i czasie popełnienia wykroczenia.

Informacja o złamaniu przepisów ruchu drogowego szybko (za sprawą specjalnego systemu) trafi do biura, a ono sprawdzi w Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców, do kogo auto należy, i szybko wystawi wezwanie.

Pojawią się na nim trzy ewentualności, jak kierowca może zareagować:

• właściciel zgadza się z proponowanym mandatem i go przyjmuje;

• twierdzi, że to nie on prowadził pojazd w danym dniu;

• nie wskaże osoby, której udostępnił auto (teraz za niewydanie sprawcy grozi kara do 5 tys. zł; trzeba dowieść, że właściciel wie, kto złamał przepis).

Identyczne zasady mają dotyczyć aut firmowych.

Na zmianach zyskać mają polskie sądy, którym ubyć ma spraw mandatowych. Niebawem dopuszczone będzie rejestrowanie wykroczeń nie tylko tradycyjnymi fotoradarami czy ręcznymi wideorejestratorami. Kierowcy mogą zostać ukarani także wtedy, gdy wykroczenie zostanie nagrane np. z helikoptera. Będzie to możliwe, gdyż zmieniona zostanie definicja urządzeń rejestrujących.

Każdy kierowca powinien wiedzieć, co po zmianach wolno będzie Inspekcji Transportu Drogowego.

Otóż w ramach ujawniania za pomocą stacjonarnych urządzeń rejestrujących przekraczania dopuszczalnej prędkości i niestosowania się do sygnałów świetlnych zyskuje ona nowe uprawnienia.

Wykonując zadania, inspekcja rejestruje obrazy naruszeń przepisów ruchu drogowego i przetwarza obraz pojazdu, którym złamano przepisy kodeksu drogowego, oraz wizerunek kierującego pojazdem, jeżeli został on zarejestrowany, oraz dane:

– numer rejestracyjny pojazdu, którym naruszono przepisy;

– datę, czas oraz określenie miejsca popełnienia naruszenia;

– rodzaj naruszenia;

– dane właściciela lub posiadacza pojazdu, lub kierującego pojazdem;

– numer identyfikacyjny urządzenia rejestrującego.

W postępowaniach w sprawach o wykroczenia drogowe inspekcja prowadzić będzie też czynności wyjaśniające, kierować do sądu wnioski o ukaranie, oskarżać przed sądem oraz wnosić środki odwoławcze.

Na tym jednak nie koniec. Inspekcja będzie też dokonywała zakupu, naprawy i dbała o bieżącą eksploatację i obsługę urządzeń rejestrujących i obudów na nie.

W szczególnie uzasadnionych bezpieczeństwem ruchu drogowego przypadkach Inspekcja Transportu Drogowego będzie mogła zatrzymać samochód, którego dalsza jazda zagraża bezpieczeństwu w ruchu drogowym, i ujawniać za pomocą urządzeń rejestrujących zbyt szybką jazdę na określonym odcinku drogi.

Co znajdzie się na kliszy? Przede wszystkim:

• obraz pojazdu, którym kierujący naruszył przepisy ruchu drogowego, wraz z numerem rejestracyjnym pojazdu;

• data, czas oraz określenie odcinka drogi, na którym popełnione zostało naruszenie;

• średnia prędkość, z jaką poruszał się pojazd na odcinku drogi, na którym popełnione zostało naruszenie;

• prędkość dopuszczalna na odcinku drogi, na którym popełnione zostało naruszenie, w czasie jego popełnienia, oraz

• numer identyfikacyjny urządzenia rejestrującego.

Samo nagranie czy zrobienie zdjęcia nie wystarczy. Inspekcja ustali wpisanego do dowodu rejestracyjnego właściciela lub posiadacza pojazdu, którym dokonano naruszenia przepisów ruchu drogowego na podstawie danych i informacji z wykonanej rejestracji wykroczenia; z Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców oraz informacji uzyskanych w związku z prowadzonym postępowaniem, w szczególności od polskich i zagranicznych organów rejestrujących pojazd.

Jest więc niewielka szansa, że nie namierzą kierowcy. Nowela wydłużyła termin, jaki mają policja i straż miejska na wystawienie mandatu sprawcy wykroczenia zarejestrowanego przez fotoradar. Do tej pory było to 30 dni, a po zmianach – 180 dni.

Ustalenie sprawcy wykroczenia trwa czasem długie tygodnie. Miesięczny termin powodował, że najczęściej nie udawało się w tym czasie ukarać sprawcy i takie sprawy trafiały do sądów.

W całej tej rewolucji jest też jednak pocieszająca wiadomość. Wszystko, co samorządy zarobią na fotoradarach, będą musiały wydać na pożyteczne cele. Jakie?

Muszą zainwestować w modernizację lub remont dróg, utrzymanie infrastruktury oraz urządzeń drogowych (obiektów inżynierskich), a także poprawę bezpieczeństwa ruchu drogowego, w tym popularyzację prawa drogowego, działalność edukacyjną oraz współpracę z organizacjami społecznymi i instytucjami pozarządowymi.

Za wprowadzeniem zmian przemawiają, zdaniem autorów nowej polityki radarowej, doświadczenia państw, które do tej pory zdecydowały się wdrożyć podobne do przygotowywanego w Polsce systemy – są to m.in. Francja, Włochy, Wielka Brytania, Holandia oraz Niemcy. Wszystkie one odnotowały wysoką skuteczność działania systemu.

Najlepszym przykładem jest Francja, gdzie w 2002 r. podjęta została decyzja o utworzeniu i wdrożeniu w pełni zautomatyzowanego procesu kontroli prędkości oraz nakładania kar za jej przekraczanie. I tak, o ile w 2001 r. we Francji zginęły 8 tys. 162 osoby, to już w 2006 r. liczba ta spadła do 4709 osób.

Przykład Francji, według pomysłodawców wprowadzenia systemu w Polsce, dowodzi, iż skuteczne egzekwowanie przepisów ruchu drogowego, w tym w szczególności w zakresie przestrzegania przez kierujących pojazdami dopuszczalnych prędkości, dzięki wdrażaniu nowoczesnych technologii staje się możliwe niezależnie od wzrastającego ruchu oraz gęstości sieci drogowej.

Nadmierna prędkość jest bowiem głównym powodem wypadków drogowych, i to tych najtragiczniejszych w skutkach. Im bowiem większa prędkość, tym mniej czasu na reakcję i ewentualne zatrzymanie pojazdu, to jest na uniknięcie wypadku, a jednocześnie tym większe siły działające na jego uczestników.

Kierowcy nie musi zatrzymać patrol policji, by ukarać go za wykroczenie. Wystarczą sprawne urządzenie mierzące i klisza.

• Fotoradar

jest urządzeniem przeznaczonym do pomiaru prędkości pojazdów i prawdziwą zmorą kierowców.

• Wideorejestrator

z kolei jest montowany w radiowozach policyjnych (oznakowanych i nieoznakowanych).

Mierzy prędkość i rejestruje obraz. Za pomocą tego urządzenia policja dokonuje pomiaru prędkości pojazdu z samochodu w czasie jazdy. Tak jak w wypadku fotoradaru na obrazie uzyskanym z wideorejestratora umieszczone są data, godzina, obraz samochodu, numer rejestracyjny oraz prędkość, z jaką się poruszał.

Uprawnienia do posługiwania się wideorejestratorem lub fotoradarem mają specjalnie przeszkoleni policjanci. Do pomiaru prędkości policja wykorzystuje również tzw. radary pistoletowe.

Ze względu na ich niewielkie rozmiary i łatwość obsługi używane są najczęściej. Cały policyjny sprzęt kontrolno-pomiarowy podlega cyklicznej legalizacji potwierdzanej odpowiednim dokumentem. Jego brak może być podstawą podważenia wskazań urządzenia.

Od 4 września 2010 r. obowiązuje nowela kodeksu drogowego (i kilku innych ustaw) wprowadzająca spore zmiany na drogach, i to niemal wszystkich. Za jej sprawą w kodeksie drogowym pojawiła się strefa ruchu. Jest nią obszar obejmujący co najmniej jedną drogę wewnętrzną, na który wjazdy i wyjazdy oznaczone są odpowiednimi znakami drogowymi.

Dzięki nowym przepisom policja i straż miejska miały przestać być bezradne w walce z kierowcami parkującymi na osiedlach, gdzie się tylko da. A problem jest spory. Parkowanie na trawnikach i zastawianie chodników to obraz z wielu osiedlowych uliczek. Spółdzielnie mieszkaniowe są bezradne wobec kierowców blokujących dojście do klatki schodowej czy przejazd drogą pożarową.

Po zmianach miało być bezpieczniej oraz surowiej dla kierowców, którzy po nich szarżują. Problem jednak w tym, że nie wszystko dopięto na ostatni guzik i bardzo często straż miejska odmawia jeszcze ciągle interwencji. Wszystko przez to, że na osiedlach nie ma wyznaczonych stref ruchu. A takich stref nie ma, bo nie ma znaku, który miałby je oznaczyć (lada dzień jego wzór ma się pojawić w rozporządzeniu).

Na tym jednak nie koniec. Nowela dotyczy wielu dziedzin związanych z drogami. Pracodawca, który da kluczyki lub wypuści w trasę nietrzeźwego kierowcę, odpowiada karnie. Jazda może być krótka i nawet po osiedlowym parkingu, a kodeks karny i tak przewiduje za to karę grzywny, ograniczenia wolności, a nawet do dwóch lat więzienia (kara nie dotyczy osób prywatnych).

Odpowiedzialność karną poniesie także każdy, kto, znajdując się w stanie nietrzeźwości, pod wpływem działania środka odurzającego, prowadzi na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub ruchu np. rower. Za taki czyn grozi mu grzywna, ograniczenie wolności albo do roku więzienia.

Nie przewidziano też taryfy ulgowej dla zapominalskich kierowców, którzy, nawet podróżując pomiędzy blokami, zapomną włączyć świateł. Zostaną oni ukarani grzywną. Z kolei za tamowanie ruchu lub jego utrudnianie obok grzywny grozi też nagana.

Rozszerzono katalog wykroczeń, za które auto trafi na specjalny parking. Los taki spotka już nie tylko źle zaparkowany samochód pozostawiony w miejscu zabronionym i utrudniającym ruch innym uczestnikom.

Hol na parking czeka też auto nielegalnie zaparkowane na miejscu dla niepełnosprawnych (koperta) czy pod znakiem informującym, że pozostawiony samochód będzie odholowany na koszt właściciela, oraz pojazd, który przekracza dozwolone wymiary (masę całkowitą, nacisk osi). Pojazdy zabrane z drogi trafią na specjalny parking.

Nieodebrane ze strzeżonych przechowalni przez trzy miesiące auta ulegną przepadkowi na rzecz powiatu, a zdecyduje o tym sąd właściwy dla miejsca, z którego usunięto pojazd, na wniosek starosty.

Zanim to się stanie, sąd zbada wszelkie przesłanki: czy usunięcie pojazdu było zasadne, czy starannie poszukiwano właściciela auta oraz czy orzeczenie przepadku nie jest sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, czy np. chodzi o auto, którego właścicielem jest taksówkarz – jedyny żywiciel rodziny.

Za wykonanie orzeczenia sądu odpowiada starosta. Jeśli zdarzy się, że mimo starań nie uda się ustalić właściciela odholowanego auta (dziś takich spraw jest sporo), o jego dalszym losie zdecyduje naczelnik urzędu skarbowego.

Transport na specjalny parking jest kosztowny, a kwota zależy od rodzaju pojazdu, tzn. jego gabarytów (najtańszy jest rower, a najdroższy pojazd przewożący materiały niebezpieczne).

Maksymalne kwoty holownika i przechowania pojazdu:

• rower – 100 zł za usunięcie i 15 zł za każdą dobę przechowywania

• motocykl – odpowiednio 200 zł i 22 zł

• samochód osobowy – 440 zł i 33 zł.

Auto trafi na specjalny parking, gdy:

• kierowca zaparkował w miejscu, w którym utrudniało ruch (nie otwierały się drzwi do klatki lub nie można było dojść do śmietnika),

• pojazd przekraczał dopuszczalne wymiary (przez gabaryty potrafił zablokować całą osiedlową drogę),

• kierowca był pijany (stopień nietrzeźwości – wykroczenie czy przestępstwo – nie miał znaczenia),

• kierowca nie miał przy sobie prawa jazdy,

• stan techniczny auta zagrażał bezpieczeństwu (na przykład pojazd poruszał się bez sprawnych świateł mijania lub innych),

• pojazd utrudniał prowadzenie akcji ratowniczej (dojazd do drogi ewakuacyjnej np. pogotowia ratunkowego był niemożliwy).

Uwaga! 100 zł mandatu i jeden punkt karny – to najczęściej płacona kara za złamanie zakazu postoju

Nie zgadzasz się z przyjęciem mandatu, kwestionujesz jakość zdjęcia, fakt prowadzenia samochodu w danym dniu czy wskazanie urządzenia – masz do tego pełne prawo. Każda taka decyzja oznacza jednak konieczność złożenia wyjaśnień i przedstawienia własnej wersji wydarzeń.

Czasem można to zrobić pisemnie, ale bardzo często straż miejska wzywa do złożenia wyjaśnień osobiście. Kłopot powstaje, kiedy komenda straży, która cię wzywa, leży np. kilkaset kilometrów od miejsca, w którym mieszkasz. Jak z tego wybrnąć? Brać urlop i jechać?

Jest inne wyjście. Zamiast wybierać się z wyjaśnieniami w daleką podróż, można skorzystać z dobrodziejstwa ustawy z 27 sierpnia 1997 r. o strażach gminnych, która mówi o tzw. pomocy prawnej właśnie w takich wypadkach.

Ustawa wyraźnie stanowi, że komendant straży, jeśli istnieje potrzeba wykonania czynności wyjaśniającej w sprawach o wykroczenia poza obszarem jego działania, ma prawo występować o udzielenie niezbędnej pomocy w tym zakresie do komendanta straży właściwej dla miejsca wykonania czynności.

Tam, gdzie straż nie działa, komendant (właściwy dla miasta, w którym mieszka kierowca złapany na popełnieniu wykroczenia) może poprosić o pomoc miejscową policję.

Sprawy karania właścicieli aut, którzy nie podają danych kierowcy, ale mają zostać za nie ukarani, trafiają coraz częściej na wokandę sądu. Całkiem niedawno głos w tych sprawach zabierał nawet Sąd Najwyższy.

– Straż miejska nie ma prawa występować do sądu z wnioskiem o ukaranie właściciela za niewskazanie sprawcy wykroczenia popełnionego jego autem – brzmi uchwała z 30 września 2010 roku.

Postanowienie SN nie zmienia jednak prawa. Ma charakter jedynie informacyjny. Nie jest więc podstawą do zwrotu pieniędzy z zapłaconych grzywien. Jednak przy podobnych stanach faktycznych można się na to rozstrzygnięcie powołać.

Sama jego treść jest jednak dobrą wiadomością dla wielu właścicieli aut i kierowców. Prawnicy twierdzą, że zakres podmiotowy uprawnionych do kontroli ruchu drogowego, a więc i karania, został bardzo precyzyjnie określony w kodeksie drogowym i nie ma żadnego powodu, by krąg ten poszerzać. Wysokie kary za niewskazanie sprawcy nie są dziś rzadkością.

 

Straż miejska nie ma prawa składać wniosku o ukaranie za nieujawnienie sprawcy wykroczenia (złamanie przepisów o bezpieczeństwie ruchu na drogach publicznych). Nie może więc żądać ukarania właściciela za to, że nie wskaże, kto parkował.

Wykroczenie z art. 97 k.w. (złamanie przepisów o bezpieczeństwie ruchu) można popełnić umyślnie lub nieumyślnie. Zaniechanie opisane w art. 78 ust. 4 k.d., polegające na niewskazaniu tożsamości osoby, której powierzono pojazd, wymaga wykazania, iż dana osoba miała taką wiedzę i odmawia jej przekazania uprawnionemu organowi.

Co zrobić, gdy dostaniemy wezwaniePrzyłapany na przekroczeniu prędkości i sfotografowany kierowca, do którego dotrze przesyłka od straży miejskiej, ma kilka możliwości.

Może przyznać się do popełnienia wykroczenia oraz zgodzić na ukaranie grzywną i punktami karnymi (straż miejska proponuje wysokość mandatu i liczbę punktów karnych).

Może też odmówić przyjęcia mandatu i nie zgodzić się na ukaranie w postępowaniu mandatowym. Wtedy wniosek o ukaranie trafi do właściwego sądu grodzkiego. W razie odmowy przyjęcia mandatu kierowca musi złożyć wyjaśnienia, w których przedstawi własną wersję wydarzeń (ma prawo to zrobić pisemnie).

Może również oświadczyć, że zapoznał się ze zdjęciem z fotoradaru, ale oznajmić, że tego dnia nie on kierował samochodem, którego numer rejestracyjny widnieje na zdjęciu. W tym samym oświadczeniu musi jednak wskazać dane osoby (imię, nazwisko, adres zamieszkania), która korzystała z jego auta i złamała przepisy o dopuszczalnej prędkości.

Może się zdarzyć, że ukarany ma kłopot ze wskazaniem jednej osoby – potencjalnego kierowcy – która przekroczyła dozwoloną prędkość. Wówczas musi podać dane kilku czy kilkunastu osób, które straż przesłucha na tę okoliczność, aby wyłonić rzeczywiście winnego.

Kierowca może też oświadczyć, że nie potrafi się wywiązać z ciążącego na nim obowiązku podania danych kierowcy, który prowadził auto feralnego dnia (bo nie chce albo nie pamięta, co np. w wypadku aut używanych przez firmy jest całkiem prawdopodobne).

W ten sposób popełnia kolejne wykroczenie (tym razem z art. 65 § 2 k.w., tj. nieudzielenia właściwemu organowi państwowemu lub instytucji upoważnionej informacji o tożsamości kierującego autem).

W takiej sytuacji sprawa trafi do sądu grodzkiego. W efekcie ukarany zostaje właściciel pojazdu.

O fotoradarach nie trzeba uprzedzać kierowcy. Mandat bez ostrzeżenia i tak jest ważny.

To niedobra wiadomość dla wielu kierowców, którzy w nadziei, że mandat za zbyt szybką jazdę dostali niezgodnie z prawem, zamierzali go bezkarnie nie płacić. Rzecz dotyczy zmotoryzowanych „złapanych” przez radar na drodze, na której nie było znaku ani tablicy uprzedzającej o kontroli radarowej czy umieszczeniu fotoradaru.

Otóż nie ma przepisu, który obligowałby jakiegokolwiek zarządcę drogi do informowania o fotoradarach i znakowania dróg w miejscach wyposażonych w urządzenia rejestrujące. Taki znak może się więc pojawić, ale wcale nie musi.

Czasem policja sama występuje do zarządcy konkretnej drogi z propozycją, by w określonym miejscu znak się pojawił. Może jednak tylko proponować i sugerować, a nie nakazywać i zobowiązywać do postawienia. Powód?

W takich oznaczonych miejscach kierowca, szczególnie ten podróżujący trasą pierwszy raz, zwalnia dużo wcześniej i szuka fotoradaru.

W efekcie jedzie wolniej i bezpieczniej. Ta metoda nie sprawdza się wobec stałych bywalców określonych tras, ale policyjną drogówkę cieszy każdy kierowca, który choć na chwilę w takim miejscu zwalnia. Tak więc o tym, czy znak się pojawi czy nie, ostatecznie decyduje zarządca drogi. Skoro już jednak znak postawi, to musi dbać o jego utrzymanie, np. go myć.

A z tym różnie bywa. Jest wiele tras, na których z każdej strony widnieje znak z informacją o prędkości, czyli tzw. fotoradarze, a wiadomo, że urządzenia od dawna tam nie ma.

Problem oznakowania dróg w takich miejscach to skomplikowana sprawa. Choć od całkiem niedawna obowiązuje jeden wzór znaku informującego o takiej kontroli, to jeżdżąc po Polsce, można zaobserwować kilka różnych tablic – uwaga radar, kontrola radarowa, zwolnij – fotoradar czy też pomiar prędkości.

To efekt tego, że zarządcy dróg, a jest nim np. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad dla dróg krajowych, zaczęli informować o fotoradarach kilka lat temu, zanim jeszcze zaczął obowiązywać jeden oficjalny wzór. Stare znaki i tablice powinny być wymienione, ale nawet jeśli tak się nie stało, nie jest to żadna podstawa do podważania mandatu.

Znak czy tablica nie mają nic wspólnego z wystawionym mandatem. Bez względu na to, czy w ogóle znajdują się w danym miejscu, oraz bez względu na ich wygląd i kolorystykę kierowca, który przekroczy prędkość, ma obowiązek zapłacenia mandatu.

Duża liczba kierujących jest święcie przekonana, że aby policja wystawiła mandat za przekroczenie prędkości, na zdjęciu musi widnieć nie tylko numer rejestracyjny, ale również twarz niezdyscyplinowanego kierowcy. To nieprawda.

Właściciel samochodu zobligowany jest do wskazania policjantom osoby kierującej, nawet jeśli na zdjęciu nie widać jej twarzy. Z tego właśnie względu coraz więcej kierowców dostaje fotoradarowe zdjęcia swoich pojazdów zrobione od tyłu.

Działanie takie jest jak najbardziej zgodne z prawem. W przypadku otrzymania takiego zdjęcia właściciel pojazdu ma niewielkie możliwości wymigania się od kary.

• Co robić kiedy na zdjęciu są dwa samochody?

– To, że zdjęcie jest wyraźne i można rozpoznać kierowcę, nie oznacza jeszcze, że jest to dowód na popełnienie wykroczenia. Sytuacja jest wątpliwa, kiedy np. w kadrze widoczne są dwa auta. W takiej sytuacji – jeśli czujemy się niewinni – możemy skorzystać z prawa do odmowy przyjęcia mandatu.

Będziemy wówczas dowodzić, że prędkość zarejestrowana przez fotoradar dotyczy drugiego (sąsiedniego) samochodu znajdującego się na zdjęciu. Nie ma przy tym znaczenia, które auto jest wyraźniejsze lub np. to, że nasza tablica rejestracyjna jest widoczna, a należąca do drugiego samochodu nie.

Sąd powinien wszystkie wątpliwości rozstrzygnąć na naszą korzyść, choć – jak zwykle w takich przypadkach – nie można przewidzieć wyniku.

Nie każda kontrola drogowa musi oznaczać ukaranie kierowcy. Czasem drogówka zatrzymuje nas prewencyjnie, co oznacza, że sprawdza dokumenty i informuje, że wszystko jest w porządku. Kiedy jednak mamy coś na sumieniu, musimy się liczyć z mandatem.

Jak się wówczas zachować? Otóż każdy kierowca złapany na wykroczeniu ma dwie możliwości:

• odmówić przyjęcia mandatu lub

• zgodzić się na jego wręczenie.

Pierwsza z możliwości oznacza dla kierowcy obowiązkową wizytę w sądzie. Druga odbije się niekorzystnie na jego kieszeni.

Najczęściej, kiedy mamy świadomość popełnionego wykroczenia, zgadzamy się z decyzją policjanta i przyjmujemy mandat. Problematyczna pozostaje tylko jego kwota – dla kierowcy niemal zawsze propozycja policjanta wydaje się zbyt surowa.

Często więc próbujemy się targować o wysokość mandatu. W takiej sytuacji musimy jednak pamiętać, że to na niewiele się zdaje. Większość wykroczeń drogowych została w taryfikatorze wyceniona na konkretne, sztywne kwoty – pełny taryfikator zamieściliśmy obok ujednoliconej wersji kodeksu drogowego).

Nie ma więc co liczyć na „dobre serce” policjanta, bo wypisując mandat za konkretne wykroczenie, jest on ograniczony taryfikatorem. A ten obowiązuje w całym kraju. Za wykroczenia nieokreślone w taryfikatorze funkcjonariusz może wystawić mandat od 20 zł do 500 zł. Czasem, kiedy kierowca jednym zachowaniem popełni kilka wykroczeń, może dostać dużo wyższy mandat – nawet 1 tys. zł.

Jeżeli kierowca popełni nie tylko wykroczenie, ale dodatkowo spowoduje zagrożenie bezpieczeństwa, to drogówka ma możliwość surowszego potraktowania go. Wtedy do kwoty mandatu za wykroczenie dodaje 200 zł. Jeśli natomiast kierowca był nietrzeźwy, to może otrzymać jeszcze wyższy mandat – powiększony o 300 zł.

Sprawa kierowcy przyjmującego mandat jest załatwiona w chwili jego opłacenia. Dużo bardziej skomplikowana jest sprawa kierowcy, który odmawia przyjęcia mandatu. Może właśnie dlatego odmowy przyjęcia mandatu zdarzają się rzadko. Jeśli kierowca nie godzi się z decyzją policjanta, sprawa kończy się w sądzie.

Policjant sporządza wniosek o ukaranie, który wędruje do sądu. Trafi tam też cała dokumentacja – fotografie, zeznania świadków itd. Świadkami na sprawie często są policjanci z patrolu, którzy złapali daną osobę na wykroczeniu.

Każdy, kto zamierza odmówić przyjęcia mandatu w jednoznacznej sytuacji, musi się liczyć z tym, że grzywna orzeczona przez sąd jest na ogół tej samej wysokości co mandat proponowany przez policjanta. Do tego trzeba jednak doliczyć koszty postępowania. Ile?

Jak udało się nam ustalić, za postępowanie mandatowe trzeba zapłacić 50 zł – tyle wynosi ryczałt. Do tego trzeba doliczyć opłatę od kary grzywny – 10 proc. grzywny wymierzonej przez sąd, ale nie mniej niż 30 zł, i dodatkowo opłatę za badanie alkomatem (jeśli było robione) – 70 zł.

Jeżeli za wykroczenie przewidziano także punkty karne, to bez względu na to, czy sprawą zajmie się sąd czy policjant, i tak trafią na konto kierowcy.

Nad decyzją o przyjęciu mandatu trzeba się poważnie zastanowić. Przyjęty mandat jest bardzo trudno uchylić. Jest to możliwe tylko wówczas, gdy policjant czy strażnik miejski nałoży grzywnę za coś, co według prawa nie jest wykroczeniem.

Z taką sytuacją możemy mieć do czynienia, np. gdy funkcjonariusz wypisze mandat za parkowanie w strefie zakazu, a okaże się, że tam, gdzie kierowca zaparkował, zakaz nie obowiązuje.

Zawsze jednak uchylenie następuje na wniosek ukaranego złożony w ciągu siedmiu dni od uprawomocnienia się mandatu – jest to tzw. termin zawity, co oznacza, że po jego upływie wygasa prawo do złożenia wniosku. Uprawniony do uchylenia prawomocnego mandatu karnego jest sąd właściwy do rozpoznania sprawy, na którego obszarze została nałożona grzywna. O uchyleniu mandatu karnego sąd orzeka na posiedzeniu.

Uchylając mandat karny, nakazuje się temu, na którego rachunek pobrano grzywnę (czyli właściwej komendzie policji czy straży miejskiej), zwrot uiszczonej kwoty.

Jeżeli dana osoba przyjęła mandat, to nie można go uchylić np. ze względu na zbyt wysoką kwotę grzywny. Nawet gdyby przewyższyła ona karę możliwą do zastosowania w drodze mandatu albo gdy przekracza stawkę ustaloną w taksie mandatowej.

Tak samo – gdy grzywnę nałożono za wykroczenie, wobec którego tryb mandatowy nie jest dopuszczalny. Często w grę wchodzi też trzecia możliwość – kierowca dostał mandat, ale go nie płaci. Jeśli jest to mandat zaoczny, sprawa trafi do sądu.

Jeżeli mandat wystawi policja, kierowca musi się liczyć z tym, że jego kwota zostanie ściągnięta przez urząd skarbowy z nadpłaty podatku. Jeżeli natomiast mandat został wystawiony przez straż miejską, to kierowca powinien się liczyć z tym, że miasto prędzej czy później upomni się o pieniądze, a potem wyśle poborcę, który, doliczając niewielką opłatę (ok. 6 zł), przyjedzie pod wskazany adres i zainkasuje od nas pieniądze.

Jeśli kierowca nie zebrał 24 punktów karnych, ale jest na najlepszej drodze do tego, w każdej chwili może z konta zdjąć 6 punktów.

Kierowcy mają prawo raz na pół roku wziąć udział w ratunkowym szkoleniu. Dziś kursy organizowane przez wojewódzkie ośrodki ruchu drogowego (WORD) cieszą się ogromną popularnością. Szkolenie jest podzielone na dwa moduły.

Pierwszy prowadzi psycholog, drugi policjant. W ciągu sześciu godzin trzeba wysłuchać przygotowanych referatów na temat bezpieczeństwa ruchu drogowego, obejrzeć kilka filmów o tragicznych skutkach wypadków drogowych i potwierdzić swoją obecność na całych zajęciach. Program szkolenia obejmuje sześć 45-minutowych godzin lekcyjnych.

Dwie godziny trwa pogadanka o przyczynach wypadków drogowych, która może być uzupełniona filmem. Trzecia godzina dotyczy prawnych i społecznych skutków wypadków drogowych w Polsce. Tę część spotkania prowadzi policjant drogówki.

Kolejne trzy godziny to spotkanie z psychologiem na temat „psychologicznych aspektów zachowania się kierujących pojazdami w ruchu drogowym”. Po takim szkoleniu kierowca ma jeździć ostrożniej, aby nie powtarzać go znów za kilka miesięcy.

Mimo wszystko to o wiele lepsze niż ponowne (kontrolne) zdawanie egzaminu na prawo jazdy. Miejsca i terminy szkoleń można znaleźć na stronach internetowych konkretnych wojewódzkich ośrodków ruchu drogowego.

Potem wystarczy wybrać ten, który nam najbardziej odpowiada, i zgłosić chęć udziału w zajęciach. Po zakończeniu szkolenia policjant wystawi nam zaświadczenie, które będzie podstawą do wykasowania z ewidencji 6 punktów karnych.

Niebawem jednak kursy w WORD umożliwiające zmniejszenie liczby punktów karnych mają zniknąć. Zastąpić ma je inny kurs – dużo dłuższy i droższy. Chętnych na obecne szkolenie jest tak wielu, że choć początkowo odbywały się raz na dwa tygodnie, to teraz organizowane są dwa razy w tygodniu.

W większych miastach nawet to nie wystarcza. Koszt takiego „punktowego” szkolenia to dziś ok. 300 – 350 zł (są miasta, w których kurs jest nieco tańszy – 250 zł).

Żaden kierowca nie lubi dostawać mandatów. Jest jednak coś, co nam grozi dużo częściej niż mandat karny – wezwanie od straży miejskiej.

Miejsce do zatrzymania wyznacza funkcjonariusz drogówki. Nie powinno ono stwarzać zagrożenia ani utrudniać ruchu innym uczestnikom. Dlatego policjant może nakazać nam jazdę za radiowozem aż do bezpiecznego miejsca. Jeśli już zostałeś zatrzymany, to pamiętaj:

• zatrzymaj się w miejscu wyznaczonym,

• uchyl szybę i połóż ręce na kierownicy,

• nie wychodź z pojazdu,

• nie wyłączaj silnika, chyba że zostaniesz o to poproszony.

Funkcjonariusz przedstawi się (poda stopień, imię i nazwisko), poda przyczynę zatrzymania. Czekaj na jego polecenia. Prawdopodobnie najpierw będzie trzeba okazać dokumenty niezbędne do kierowania pojazdem (prawo jazdy, dowód rejestracyjny, OC).

Funkcjonariusz może poprosić ciebie i pasażerów o wyjście w celu kontroli osobistej lub kontroli pojazdu (pod kątem przewożonych towarów lub określenia stanu technicznego).

Ma prawo wsiąść i kierować nim. Czasem możesz zostać poproszony do radiowozu, np. w celu doprowadzenia do komisariatu, izby wytrzeźwień lub szpitala, poddania badaniu na zawartość w organizmie alkoholu lub innych niedozwolonych środków, odtworzenia przebiegu zarejestrowanego wykroczenia, przeprowadzenia czynności procesowych.

• Na obszarze zabudowanym do rutynowej kontroli policjant (umundurowany lub nieumundurowany) może każdy pojazd zatrzymać lizakiem (w dzień) lub latarką z czerwonym światłem (w nocy)

• Na obszarze niezabudowanym do rutynowej kontroli każdy pojazd może zatrzymać lizakiem (w dzień) lub latarką z czerwonym światłem (w nocy) wyłącznie umundurowany policjant. Polecenie zatrzymania może być również podane z jadącego radiowozu przez krótkotrwałe włączenie niebieskiego światła i sygnału dźwiękowego o zmiennym tonie (koguta).

Uwaga! Punkty karne znikną (z urzędu) po roku od popełnienia wykroczenia

Jeśli nie jeździłeś dłużej niż rok, musisz zdać egzamin.

Osoba, która utraciła prawo jazdy, ma kilka możliwości jego odzyskania:

• jeżeli prawo jazdy zostało zabrane przez sąd na krócej niż rok, kierowca dostanie je z powrotem bez konieczności zdawania dodatkowego egzaminu oraz przeprowadzania badań lekarskich. Taka jest zasada. Zdarzają się jednak wyjątki (sąd może w uzasadnionych przypadkach nakazać sprawdzenie stanu zdrowia kierowcy),

• prawo jazdy zabrane wyrokiem sądu na czas dłuższy niż rok albo utracone z powodu przekroczenia dopuszczalnej liczby punktów karnych wróci do kierowcy dopiero po zaliczeniu egzaminu na takich samych warunkach, jakim podlegają kierowcy ubiegający się o prawo jazdy pierwszy raz.

Miasta mogą przez pięć lat egzekwować zaległe kary za parkowanie w płatnych strefach.

Wielu czytelników myli kary za nieopłacone (lub przekroczone) parkowanie z mandatem karnym. To dwie różne rzeczy. Zgodnie z art. 13 ust. 1 pkt 1 ustawy o drogach publicznych korzystający z dróg publicznych są obowiązani do ponoszenia opłat za parkowanie pojazdów samochodowych na drogach publicznych w strefie płatnego parkowania.

Dlatego kierowcy, którzy chcą dziś bez problemu udowodnić wniesienie opłaty w sądzie, muszą zachowywać bilety parkingowe. Artykuł 13f ust. 1 ustawy wskazuje natomiast, że za nieuiszczenie opłat pobiera się opłatę dodatkową.

Ten mandat, o którym piszą czytelnicy, jest zatem opłatą dodatkową w rozumieniu ustawy o drogach publicznych, a nie mandatem za wykroczenie drogowe.

Z punktu widzenia winnego kierowcy sprawa nie wygląda dobrze.

Otóż, po pierwsze, nieuiszczona opłata dodatkowa (taki właśnie ma charakter kartka, którą wkłada za wycieraczkę straż miejska) ulega przedawnieniu dopiero po pięciu latach.

Po drugie, informacja o konieczności wniesienia opłaty dodatkowej wcale nie musi być doręczona do rąk kierowcy. Wystarczy, że znajdzie się za wycieraczką auta. Warunkiem uruchomienia egzekucji wobec kierowcy jest doręczenie upomnienia zawierającego wezwanie do zapłaty kary.

Kwestię przedawnienia roszczeń, wynikających z nałożenia opłaty dodatkowej za brak opłat za parkowanie pojazdów w strefie płatnego parkowania, reguluje z kolei art. 40d ust. 3 ustawy o drogach publicznych.

Ukarany nie jest jednak bez szans i może próbować dochodzić swojej racji. Kierowca podważający zasadność otrzymanego wezwania może złożyć w zarządzie dróg miejskich reklamację.

Jeśli zarząd dróg miejskich uzna reklamację za bezzasadną, kierowca może się odwołać do komisji odwoławczej powołanej przez prezydenta miasta. Jeśli i ona nie przyzna mu racji, pozostaje skierowanie sprawy do samorządowego kolegium odwoławczego.

Z kolei na jego orzeczenia przysługuje skarga do odpowiedniego wojewódzkiego sądu administracyjnego. A jeśli i to nie pomoże, jest jeszcze skarga kasacyjna do Naczelnego Sądu Administracyjnego.

Sprawa opłat za nieopłacone parkowanie sprzed lat cieszy się bardzo dużym zainteresowaniem. Wiele wątpliwości budzi kwestia przedawnienia opłat.

Na pytania Czytelników

w tej sprawie odpowiada mec. Luka Szaranowicz

• Czy jest jakaś maksymalna kwota jaką mogę zapłacić za nieuiszczenie opłaty za miejsce postojowe? Mam sporo tych „mandatów”, ale są na nich różne kwoty. Dlaczego?

Art. 13 ust. 1 pkt 1 ustawy o drogach publicznych stanowi, że korzystający z dróg publicznych są zobowiązani do ponoszenia opłaty za parkowanie pojazdów samochodowych na drogach publicznych w strefie płatnego parkowania. Art. 13f ust. 1 ustawy ustala, że za nieuiszczenie opłaty pobiera się opłatę dodatkową.

Art. 13f ust. 2 ustawy o drogach publicznych mówi, że rada gminy albo rada miasta określa wysokość opłaty dodatkowej, natomiast wysokość tej opłaty nie może przekroczyć 50 zł. Po otrzymaniu wezwania do uiszczenia zaległych opłat dodatkowych mamy prawo zażądać informacji o akcie prawnym, na podstawie którego dokonano zmian wysokości opłaty dodatkowej w danych okresach.

• Ile wynosi okres przedawnienia dla nieopłaconego parkowania?

Roszczenie wynikające z nałożenia opłaty dodatkowej za brak opłaty za parkowanie pojazdów w strefie płatnego parkowania przedawnia się z upływem pięciu lat, licząc od końca roku kalendarzowego, w którym opłata powinna zostać uiszczona, co wynika z art. 40d ust. 3 ustawy o drogach publicznych.

Zatem 1 stycznia 2011 r. ulegną przedawnieniu roszczenia z tytułu dodatkowych opłat ustalonych w 2004 r.

• Dostałem wezwanie do opłacenia parkowania z 2004 r. Muszę za nie zapłacić?

Otrzymanie wezwania do uiszczenia zaległych opłat dodatkowych z Zarządu Dróg Miejskich nie przerywa biegu przedawnienia. Bieg przedawnienia przerywa natomiast podjęcie przez uprawniony organ w postępowaniu egzekucyjnym czynności w postaci doręczenia tytułu wykonawczego bądź doręczenia zawiadomienia o zajęciu wierzytelności.

Uprawnionym organem do prowadzenia egzekucji administracyjnej w tej sprawie jest wójt gminy albo prezydent miasta. W mojej ocenie, jeżeli nie nastąpi wszczęcie postępowania administracyjnego do końca tego roku, roszczenia ulegną przedawnieniu.

• Od dwóch lat jeżdżę innym samochodem, a wczoraj dostałem wezwanie do opłaty parkowań za stary samochód. Czy muszę płacić?

Do uiszczenia opłaty dodatkowej zobowiązany jest ten kierowca, który zaparkował pojazd w strefie płatnego parkowania i nie uiścił opłaty. Zatem jeżeli to pan jest tym kierowcą, to fakt, jakim pojazdem porusza się pan aktualnie, nie ma żadnego znaczenia.

• Jak mogę się odwołać od wezwania do opłaty za parkowanie sprzed kilku lat? Nie pamiętam, kto tego dnia jeździł autem, a korzysta z niego cała rodzina. Nie pamiętam też, abym znalazł za wycieraczką wezwanie od straży miejskiej.

W Warszawie przyjęto następujący model rozpatrywania wątpliwości co do prawidłowości nałożenia opłat dodatkowych na kierowców. Właściciel pojazdu otrzymuje wezwanie wraz z pouczeniem o możliwości złożenia reklamacji w terminie siedmiu dni od doręczenia.

W reklamacji można kwestionować zasadność nałożenia opłaty dodatkowej, np. wskazując jako kierowcę inną osobę – należy w tej sytuacji podać jej dokładnie dane.

Jeżeli reklamacja nie zostanie uwzględniona, to przysługuje nam prawo złożenia odwołania do komisji odwoławczej za pośrednictwem zarządu dróg miejskich. W przypadku nieuwzględnienia tegoż odwołania należy się spodziewać wszczęcia postępowania egzekucyjno-administracyjnego.

• Napisałem odwołanie od wezwania do opłaty za zaległe parkowanie z 2005 r., ale nie zostało ono uwzględnione. Co jeszcze mogę zrobić?

Po wszczęciu postępowania egzekucyjno-administracyjnego ma pan prawo złożenia zarzutów do prowadzonego postępowania egzekucyjnego i wniesienia o jego umorzenie, np. z powodu przedawnienia roszczeń lub wystawienia opłaty dodatkowej mimo posiadania przez pana dowodu uiszczenia opłaty za parkowanie.

W przypadku wydania przez prezydenta postanowienia o nieuwzględnieniu pańskich zarzutów istnieje możliwość odwołania się do samorządowego kolegium odwoławczego.

Jeżeli i ten organ nie przychyli się do pańskich zarzutów, przysługuje panu prawo złożenia skargi do wojewódzkiego sądu administracyjnego, jak również zaskarżenia orzeczenia sadu I instancji do Naczelnego Sądu Administracyjnego w Warszawie.

 

 

Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sądy i trybunały
Dr Tomasz Zalasiński: W Trybunale Konstytucyjnym gorzej już nie będzie
Konsumenci
TSUE wydał ważny wyrok dla frankowiczów. To pokłosie sprawy Getin Banku
Nieruchomości
Właściciele starych budynków mogą mieć problem. Wygasają ważne przepisy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawo rodzinne
Przy rozwodzie z żoną trzeba się też rozstać z częścią krów