Do tego dochodzą bieda lub niespodziewana kariera i uderzające do głowy bogactwo, bigoteria lub życie w świecie iluzji. Jest tu m.in. historia miłości homoseksualnej i zdrady oraz wstrząsająca opowieść o ojcu – znanym aktorze, dopiero po zakończeniu filmowej kariery odkrywającym, że sensem jego życia może być opieka nad ułomnym synem, który dorastał wychowywany przez opiekunkę. Jest też opowieść o generale, który zabija własnego syna, oraz o księdzu molestującym swoją córkę.

O związkach i lęku przed bliskością napisano wiele książek i Fuentes nie odkrywa Ameryki. Tym, co urzeka w jego najnowszej książce, jest bogactwo stylistyczne. Są tu fragmenty pisane bez znaków przestankowych, a jednocześnie dynamiczne, niczym żarliwe tyrady, są wielostronne narracje, które nasuwają porównania z „Rozmową w »Katedrze«” Llosy, rozbudowane monologi i lakoniczne zapisy rozmów. A każda część przedzielona jest krótką pieśnią nazwaną „chórem”. Fabułę swoich historii Fuentes umiejscawia w specyficznej meksykańskiej scenerii – historycznej, politycznej i obyczajowej. Mentalność jego bohaterów zakorzeniona jest w tradycji Indian połączonej z gwałtownością konkwistadorów. Odniesienia polityczne dotyczą zarówno lat wojny o niepodległość, następnie 70 lat rządów Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej, jak i współczesnej, trudnej, demokracji. Dodajmy do tego feerię barw, tańców, bogactwo meksykańskiej kuchni. Ale ten lokalny koloryt nie utrudnia lektury, przeciwnie, powoduje, że uniwersalne historie zyskują na autentyczności. „Wszystkie szczęśliwe rodziny” to chyba najlepsza książka Fuentesa od czasu „Terra nostra”, a więc od 30 lat.

Carlos Fuentes „Wszystkie szczęśliwe rodziny”. Przeł. Barbara Jaroszuk, Świat Książki, Warszawa 2007