Zebrane eseje Wildsteina rysują pejzaż Polski jako doliny nicości. Znajdujemy tam więc diagnozę najpoważniejszych schorzeń toczących nasze życie zbiorowe w Polsce przedrywinowskiej. Wildstein przypomina spętanie naszego życia przez korporacje prawnicze (układy sędziów, prokuratorów czy adwokatów) i lekarskie. Przykłady afery Rywina, porwania Olewnika, aresztowania Kluski, zatrzymania prezesa Orlenu Modrzejewskiego są dla autora okazją do wskazania, jak naiwna była nasza wiara, że po 1989 roku zbudowaliśmy demokratyczne państwo prawa. Demokracja okazała się fasadowa, a prawo wcale nie było takie same dla wszystkich – służyło głównie oligarchom.
„Moje boje z III RP” to jednak coś więcej niż zbiór bieżącej publicystyki. Jak pisze we wstępie Grzegorz Górny, Wildstein „traktuje sferę polityczności nie w perspektywie doraźnych rozgrywek partyjnych, ale wpisuje je w szerszy projekt społeczny, kulturowy, a nawet cywilizacyjny”. Widać to szczególnie w dwóch końcowych częściach książki. Ostatnia to wybór krótkich felietonów Wildsteina z cyklu „Okiem barbarzyńcy” publikowanych w tygodniku „Wprost”. To zapis absurdów naszej codzienności.
Barbarzyńcy byli ludźmi, którzy według starożytnych nie należeli do cywilizacji. Dzisiaj jest odwrotnie – barbarzyńcą staje się ten, kto chce tej cywilizacji bronić, kto nie akceptuje bezrefleksyjnie wszystkich zachodzących w niej zmian. „Barbarzyńskie” podejście Wildstein zdradza w swych analizach Unii Europejskiej. „Od jakiegoś czasu twórcy UE stosują metody inżynierii społecznej, to znaczy odgórnego kształtowania procesów społecznych, w którym ludzie są tworzywem” – pisze. Inżynieria ta ma swój cel: „to próba ustawowego kształtowania ustroju Europy w kierunku lewicowo-liberalnego systemu, innymi słowy – próba stworzenia z Unii państwa opiekuńczego, które będzie »emancypowało« Europejczyków z ich tradycyjnej kultury”.
Sympatykom publicystyki Wildsteina książki polecać oczywiście nie trzeba. Ale warto ją rekomendować tym, którzy wciąż wierzą, że III RP była rajem, w którym jedynym złem było istnienie prawicy. Powinni ją jednak w szczególności przeczytać ci, którzy żywią naiwną wiarą, że najlepszym lekarstwem na polskie bolączki będzie proste rozpłynięcie się w Unii Europejskiej.