Bo choć nie jestem z wykształcenia slawistą, a w Chorwacji nigdy nie byłem, to lekturę wierszy poetów chorwackich przerywałem wielokrotnie, tylko po to chyba, by popatrzeć na drzewa za oknem, na zachmurzone niebo, by okiełznać w sobie tęsknotę za bezustannym przeżywaniem radości. Czynności te były wykonywane bezwiednie, po dotknięciu słowem. Zastanawiam się więc, jak musi się czuć osoba, która Chorwację zna, czuje jej zapach i rytm, a teraz ma możność obcowania z poezją podaną w takiej ilości i skrzącą się tyloma kolorami. Czy można porównać to do efektu wypicia duszkiem szklanki 70-procentowej rakii na chorwackiej plaży, w pełnym skwarze słońca? Niewyobrażalne? Książka nosi tytuł „W skwarze słońca, w chłodzie nocy", liczy 990 stron.
Nadeszła wiosna. Otwieram więc książkę i słyszę głos Sonji Manojlović: „Przyjacielu, nie zrozumieliśmy się/ mówisz z serdeczną łagodnością/ – pragnę ciszy, pragnę trudnego, chmurnego dojrzewania/ pragnę momentalnego szczęścia". Ja również pragnę szczęścia, wydaje mi się, że doświadczam go, czytając wiersze Manojlović. Całość uzupełniam notą biograficzną na końcu antologii, wiem już, że Sonja swój pierwszy zbiór poezji wydała w wieku 18 lat, kiedy jeszcze była w liceum. Tytuł tomiku: –„Tak przemija ciało".
Tego samego dnia otwieram gazetę i widzę tytuł: „Gotovina – zbrodniarz czy bohater". Dalej jest tak: Haski Trybunał skazał chorwackiego generała Ante Gotovinę na 24 lata więzienia. Zdecydowana większość Chorwatów uważa generała Gotovinę za bohatera wojny o niepodległość, a akcję „Oluja" (Burza) z sierpnia 1995 roku, w następstwie której siły chorwackie zajęły prowincję Krajina, wypędzając przeszło 150 tys. miejscowych Serbów, za konieczność. Do modlitwy o sprawiedliwy wyrok w procesie trzech generałów wzywał już 25 marca chorwacki Kościół katolicki („Rzeczpospolita" z 16 – 17.04.2011).
Co jednak taka wiadomość ma wspólnego z lekturą antologii ułożonej i wydanej przez Grzegorza Łatuszyńskiego? Ktoś odpowie: nic. I będzie miał rację. Czy mam tu obowiązek osądzać i stawać po którejkolwiek ze stron bałkańskiego konfliktu z początku lat 90. ubiegłego stulecia, konfliktu, którego rany jeszcze się nie zabliźniły i długo nie zabliźnią? Jakąś odpowiedź znajduję w wierszu Andjelko Vuletića, uznaję ją za swoją: „Nie obchodzi mnie bałkańska zaraza,/ co zwaliła moich/ braci na kupę – ten cmentarz/ w domu rodzinnym. (...) Nie ciekawi mnie gadanina z zachodu, ani gadanina/ ze wschodu (...) I dlatego/ ponownie proszę:/ nie zasłaniajcie mi/ słońca"(Będę budować, jak ja chcę). Jednak niemal od razu wraca wspomnienie warszawskiego wieczoru z jesieni 2010 roku, poświęconego promocji antologii, którą czytam, z udziałem chorwackich poetów, między innymi Tomicy Bajsića urodzonego w 1968 roku w Zagrzebiu. Przerwał studia i poszedł walczyć o niepodległość Chorwacji, dwa razy był ranny. Jestem Polakiem, na nas zawsze będzie to robić wrażenie. Zrobiło wtedy, kiedy słuchałem Bajsića czytającego swoje wiersze: „nie myślisz wtedy o poezji/ ani o wielkich czynach/ ani o polityce/ nie złorzeczysz Bogu/ jesteś malutki jak ziarenko grochu/ gdy czekasz by ból/ ustąpił./ Kiedy podziurawią cię odłamki/ granatu z moździerza/ nie myślisz o wrażeniu/ jakie zrobisz na żonie/ ani o hymnie państwowym" (Kiedy siekierą uderzysz się w nogę rąbiąc drwa).