Ale gdy widzę potem, jak jedna z największych gazet ukazujących się w naszym kraju święto 11 listopada czci rozmową z socjologiem reklamowaną tytułem: „Jak zabory zmodernizowały Polskę", a na modnym lewicowym portalu jej czołowy autor pisze: „niepodległość trafiła nam się bez własnych specjalnych zasług", dochodzę do wniosku, że takie książki są potrzebne i wciąż powinny być wydawane. Do znudzenia.

Tak jak do znudzenia powtarzane są tezy o polskim nieudacznictwie i braku szczególnych zasług zarówno w czasie pierwszej wojny, jak i każdej innej. I nie chodzi nawet o to, by jednej propagandzie przeciwstawić inną, ale by oddać sprawiedliwość ludziom, którzy poświęcili bardzo wiele, nie wiedząc, czy ich wysiłek nie pójdzie na marne.

We wstępie do książki prof. Andrzej Nowak nazywa wyjście 6 sierpnia 1914 roku 1. Kompanii Kadrowej z krakowskich Oleandrów „początkiem powstania", które skończyło się odzyskaniem przez Polskę niepodległości w listopadzie 1918 roku, a potem jej skuteczną obroną w sierpniu 1920. A jeśli jeszcze pamięta się, że na początku do walki stanęła ledwie garstka młodych marzycieli, a w 1920 roku pod bronią był niemal milion żołnierzy, to wtedy rozumie się, czego ci ludzie dokonali.

Wieliczka-Szarkowa przypomina sylwetki kilkunastu żołnierzy Legionów. Są wśród nich osoby tak znane jak Walery Sławek, późniejszy premier, czy Kazimierz Sosnkowski, wódz naczelny w latach drugiej wojny, oraz całkiem dziś zapomniane jak Leopold Kula „Lis" czy bracia Herzogowie.

Ci, którzy uważają, że „małemu krajowi" tylko „wyjątkowe okoliczności przywróciły autonomię", uznają to pewnie za nieistotny detal. Tyle że na wielką historię, w której główną rolę grają skomplikowane procesy polityczne, składają się także właśnie detale. Trochę dziwne, że wciąż to trzeba przypominać.