Koniec polskiego wieku

Lecha Jęczmyka czytaliśmy, być może nie zawsze kojarząc ten fakt, na długo przedtem, zanim na serio sięgnął po pióro jako autor.

Publikacja: 10.01.2014 17:51

Red

Czytaliśmy go, sięgając – by pozostać przy Anglosasach – po Briana Aldissa i najlepsze powieści Kurta Vonneguta, po Ursulę LeGiun i Kazuo Ishiguro, nie mówiąc już o „Paragrafie 22" Josepha Hellera i powieściach Philipa K. Dicka. Tak to jest: dobra literatura obca dociera do nas opowiedziana przez dobrych tłumaczy, za pośrednictwem ich słownictwa i ich oddechu.

Kilka lat temu Lech Jęczmyk zaczął wydawać kolejne zbiory szkiców: łączyła je wspólna fraza „Nowe Średniowiecze", stanowiąca każdorazowo rdzeń tytułu, piekielna erudycja i lekkość, z jaką autor płynął w swych rozważaniach pod prąd. Wydawca i recenzenci zwykli reklamować tę, jak dotąd, trylogię jako niepokorne rozważania o współczesnej cywilizacji zachodniej. To, co fascynowało i przerażało zarazem (lęk, jak wiadomo, bywa dobrą zanętą) w jego rozważaniach nad końcem świata i wolności, jakie znamy, było kasandryczne przekonanie o nieuchronności nadchodzących wydarzeń i chłód, jaki autor potrafił zachować w obliczu takiej perspektywy: rzekłbyś, Josif Brodski, piszący swego czasu, na widok kilku pancerników czarnomorskiej floty sowieckiej sunących przez Dardanele, o „okrętach Trzeciego Rzymu, mijających Drugi w drodze do Pierwszego".

Kilka miesięcy temu Lech Jęczmyk opublikował tom wspomnień, w którym znalazło się miejsce na niemal cały, krótki i niewesoły polski wiek XX: opowieść, rozpoczynająca się sielanką ostatnich lat II RP, kończy się sennością i patem pierwszej i drugiej kadencji w III RP. W środku okupacja, wejście Sowietów, stalinizm, Gomułka, wspólne nam wszystkim polskie miesiące, ale i nieznane niemal nikomu nisze i zakamarki, od redakcji Iskier i Czytelnika, po losy ekipy ochroniarzy księdza Jerzego stworzonej przez autora, posiadacza 2 dan w judo.

Lech Jęczmyk już w podtytule pisze o różnych planetach, na których przyszło mu żyć: ale też sam opisuje te planety i światy różnymi językami. Obrazy przedwojennej Bydgoszczy są jak uwagi operatora do scenariusza nostalgicznego filmu: długie najazdy kamery, panorama, unieruchomiony szczegół. Czas okupacji opis  niczym zdjęcia Roberta Capy: zdania w punkt. Praga-Północ w połowie lipca '44 i wojska niemieckie ciągnące na wschód? Jęczmyk: „Jadą wozy pancerne, nauczyłem się odróżniać działa samobieżne od czołgów, pantery, tygrysy, ferdynandy, nawet kilka elefantów, których wyprodukowano niewiele. To było jak birdwatching, jak trainspotting". Ta sama Praga, w kilka miesięcy później? „Niedaleko nas mieściła się  gorzelnia, którą zwycięska Armia Czerwona wyzwoliła. Trochę starsi chłopcy chodzili oglądać sowieckich żołnierzy, potopionych w kadziach ze spirytusem. Żeby ocenić, czy to piękna śmierć, trzeba by ją porównać z życiem, jakie ich czekało".

Ten dystans obecny jest również w relacji o latach na pozór bardziej pokojowych: arcyciekawej, pisanej w trybie anegdot-migawek, na pozór rozmytych, ale skupionych na jednym, wyostrzonym pointą szczególe. Część z tych obrazków zyska pewnie migawkową nieśmiertelność. W części uwag dochodzi do głosu upodobanie autora do przekory (ktoś złośliwy mógłby je określić mianem „korwinowskiego"), która każe mu, mimo niewątpliwego antykomunizmu, pisać nader ciepło o berlingowcach i zaletach peerelowskiej służby wojskowej oraz chwalić Roberta Fiska, autora, którego nie powstydziłaby się „Krytyka Polityczna". Kilka opinii przeczytałem z przykrością, myśląc, iż zarzut współpracy z UB, który autor czyni dwóm opozycjonistom, jest tak bliski infamii, że wolno stawiać go, jedynie mając w ręku niezbite dowody. Cały tom to przenikliwy, świetny portret zbiorowy pisarzy, milicjantów, księży, sportowców, mędrców i cyników – salonu warszawskiego, któremu nie dali rady ani Mickiewicz, ani Tyrmand, który odradza się ciągle w umizgach do kolejnych gubernatorów.

Mnie jednak bardziej niż świetność poszczególnych portretów, męska odwaga wyznań (autor, chroniąc prywatność rodzinną, dzieli się z nami za to niezwykłymi okolicznościami swego późnego nawrócenia) uderza ton całości: konsekwentnie chłodny, elegijny, można by rzec: wyzbyty nadziei. I nie rzecz w deklarowanej przez Jęczmyka niezdolności do poddawania się emocjom zbiorowym, która sprawiła, że z dystansem patrzał na wzruszenia pierwszej „Solidarności" i Października; nie wymagam też odeń entuzjazmu dla kolejnych ekip rządzących III RP. A jednak: smutek tych fraz, z zamykającym tom zdaniem „Przykro odchodzić z tego świata w momencie zapaści Polski", kojarzy się z żalami Sarmaty po III rozbiorze, z reakcją paskiewiczowską, z czasem gaśnięcia świateł w spustoszonych dworach. Autora ratuje przed rozpaczą jego formacja duchowa: mógłby pewnie, parafrazując niezapomnianego rotmistrza J.K. Blunta, określić się „je suis Polonais, catholique et gentilhomme". Ja jednak, traktując pisarstwo i przemyślenia Lecha Jęczmyka bardzo serio, biorę ten ton za niepokojącą diagnozę naszego czasu.

Czytaliśmy go, sięgając – by pozostać przy Anglosasach – po Briana Aldissa i najlepsze powieści Kurta Vonneguta, po Ursulę LeGiun i Kazuo Ishiguro, nie mówiąc już o „Paragrafie 22" Josepha Hellera i powieściach Philipa K. Dicka. Tak to jest: dobra literatura obca dociera do nas opowiedziana przez dobrych tłumaczy, za pośrednictwem ich słownictwa i ich oddechu.

Kilka lat temu Lech Jęczmyk zaczął wydawać kolejne zbiory szkiców: łączyła je wspólna fraza „Nowe Średniowiecze", stanowiąca każdorazowo rdzeń tytułu, piekielna erudycja i lekkość, z jaką autor płynął w swych rozważaniach pod prąd. Wydawca i recenzenci zwykli reklamować tę, jak dotąd, trylogię jako niepokorne rozważania o współczesnej cywilizacji zachodniej. To, co fascynowało i przerażało zarazem (lęk, jak wiadomo, bywa dobrą zanętą) w jego rozważaniach nad końcem świata i wolności, jakie znamy, było kasandryczne przekonanie o nieuchronności nadchodzących wydarzeń i chłód, jaki autor potrafił zachować w obliczu takiej perspektywy: rzekłbyś, Josif Brodski, piszący swego czasu, na widok kilku pancerników czarnomorskiej floty sowieckiej sunących przez Dardanele, o „okrętach Trzeciego Rzymu, mijających Drugi w drodze do Pierwszego".

Literatura
Podcast „Rzecz o książkach”: Kinga Wyrzykowska o „Porządnych ludziach”
Literatura
„Żądło” Murraya: prawdziwa Irlandia z Polakiem mechanikiem, czarnym charakterem
Literatura
Podcast „Rzecz o książkach”: Mateusz Grzeszczuk o „Światach lękowych” i nie tylko
Literatura
Zmarły Mario Vargas Llosa był piewcą wolności. Putina nazywał krwawym dyktatorem
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Literatura
Zmarł laureat Nagrody Nobla Mario Vargas Llosa
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne