Pralinka z nalotem

Leopold Tyrmand z socrealizmem pod rękę

Publikacja: 30.11.2007 10:28

Pralinka z nalotem

Foto: Rzeczpospolita

Ten wydany przez Tyrmanda w 1957 r. zbiór dziesięciu opowiadań nie miał dobrej prasy. Zapamiętałem obrazowy tytuł jednej z recenzji: „Deser zamiast befsztyków”. Ale i wcześniejszy „Zły” nie był przecież rozpieszczany przez krytyków, choć stał się superbestsellerem.

A jednak kręcący nosami ówcześni recenzenci w przypadku „Gorzkiego smaku czekolady Lukullus” mieli rację. Rzecz polegała na tym, że oczekiwania wobec autora „Złego” były już znacznie większe niż wobec twórcy jedynej, wydanej w skromnym nakładzie w 1948 r., książeczki „Hotel Ansgar”. Tymczasem „Gorzki smak czekolady Lukullus” zawierał opowiadania pisane na przełomie lat 40. i 50. Czytelnicy mogli pamiętać z nich „Niedzielę w Stavanger”, drukowaną w „Przekroju” jeszcze w 1946 r., od której zaczęła się kariera literacka przyszłego autora „Dziennika 1954”.

Leopold Tyrmand pisał w przedmowie do „Gorzkiego smaku czekolady Lukullus”, że chciał ten zbiór opatrzyć tytułem „Opowiadania szufladowe”, „albowiem – jak to wynika z chronologii – większość poniższych nowel zrodziła się w okresie, gdy znakomite twory rozlicznych piór znajdowały jedyne schronienia w szufladzie”.

Sęk w tym jednak, że co najmniej kilka opowiadań jak ulał pasuje do minionej epoki i choć w swej warstwie fabularnej nie mają z socrealizmem wiele wspólnego, to z ducha są socrealistyczne, jak zresztą – czego się nie zauważa – podobnie socrealistyczny w warstwie emocjonalnej był „Zły”.

Na przykład dwa z trzech opowiadań sportowych – „Zwyciężać znaczy myśleć” i „Hanka” – to dydaktyczne opowiastki o zbawiennym wpływie sportu na wychowanie młodzieży. O ile jednak „Hanka” jest od A do Z wycięta ze żdanowowskich dyrektyw, jak pisać należy, o tyle „Zwyciężać znaczy myśleć” będzie dla współczesnego czytelnika bodaj najciekawszym ze wszystkich opowiadań tomu, a to dlatego, że było ewidentną wprawką przed napisaniem „Złego”, fragment zaś dotyczący przedwojennej ulicy Karolkowej utrzymany został w tej samej niepowtarzalnej stylistyce: drażniącej, ale jeszcze bardziej pociągającej i urzekającej.

Z kolei druga grupa opowiadań dziejących się w czasie wojny w Skandynawii i w Niemczech to z jednej strony kontynuacja „Hotelu Ansgar”, z drugiej zaś przymiarka do „Filipa” (1961), powieści znakomitej, choć niedocenionej, podobnie jak wydane dopiero w latach 70. w Londynie „Siedem dalekich rejsów”. Swoją drogą nie wiem, dlaczego w tekście wydrukowanym na okładce wznowionego „Gorzkiego smaku czekolady Lukullus” o „Filipie” nie znajduję ani słowa, za to natrafiam na informację, a właściwie dezinformację, że po „Złym”, „Wędrówkach i myślach porucznika Stukułki” oraz właśnie „Gorzkim smaku...” cenzura zatrzymywała już wszystkie książki Tyrmanda. No więc nie – „Filipa” zwolniła do druku.

Podobnie trudno nie zauważyć wybiórczego potraktowania przez autora noty wileńskiego okresu życia Tyrmanda. Rzeczywiście, jak czytamy, aresztowany został przez NKWD, ale nie w 1940, lecz w 1941 r. Czy – jak się dowiadujemy – za przynależność do organizacji antyradzieckiej? To możemy tylko domniemywać. Z całą za to pewnością można stwierdzić, że od lipca 1940 do kwietnia 1941 r. opublikował 150 felietonów w „Prawdzie Komsomolskiej”, wydawanej po polsku gazecie Komunistycznego Związku Młodzieży Litwy. Felietonów sławiących rozkwitający pod światłymi rządami Józefa Stalina Kraj Rad. Rozumiem, że brakowało miejsca na publikację obszerniejszej noty, ale o tym, że Tyrmand antykomunizmu nie wyssał bynajmniej z mlekiem matki, wiadomo nie od dziś ani nie od wczoraj.

Nie wiem też, po co wydany nakładem MG tom opatrzono nadrukiem: „Biblioteka wykształciucha”. Pomysł reklamowy, przyjmijmy, dobry jak każdy inny, ale czy akurat ten zbiór powinien się znaleźć w kanonie lektur czytelników światłych, nowoczesnych, postępowych? „Gorzki smak czekolady Lukullus” to dziś miejscami wdzięczna, a miejscami nudnawa ramotka. Z zachowaną, na szczęście, oryginalną, zachwycającą okładką Jana Młodożeńca.

Leopold Tyrmand „Gorzki smak czekolady Lukullus”. Wydawnictwo MG, Warszawa 2007

Ten wydany przez Tyrmanda w 1957 r. zbiór dziesięciu opowiadań nie miał dobrej prasy. Zapamiętałem obrazowy tytuł jednej z recenzji: „Deser zamiast befsztyków”. Ale i wcześniejszy „Zły” nie był przecież rozpieszczany przez krytyków, choć stał się superbestsellerem.

A jednak kręcący nosami ówcześni recenzenci w przypadku „Gorzkiego smaku czekolady Lukullus” mieli rację. Rzecz polegała na tym, że oczekiwania wobec autora „Złego” były już znacznie większe niż wobec twórcy jedynej, wydanej w skromnym nakładzie w 1948 r., książeczki „Hotel Ansgar”. Tymczasem „Gorzki smak czekolady Lukullus” zawierał opowiadania pisane na przełomie lat 40. i 50. Czytelnicy mogli pamiętać z nich „Niedzielę w Stavanger”, drukowaną w „Przekroju” jeszcze w 1946 r., od której zaczęła się kariera literacka przyszłego autora „Dziennika 1954”.

Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski