Należy go przypomnieć: Paweł Sapieha. Krewny krakowskiego kardynała Adama Sapiehy, wielka postać na emigracji. Szef europejskiego oddziału PAIRC (Polish American Immigration and Relief Committee), który główną siedzibę miał w Monachium. Był już za życia legendą, która może kiedyś doczeka się obszernego opracowania. Wybieram jeden z jego listów.
Drogi Panie Włodzimierzu!Wróciłem dopiero niedawno do Trebbio (średniowiecznego zamku pod Florencją, gdzie w jednej z wież obronnych urządził sobie gabinet, placówkę instytucji, którą w Europie kierował – przyp. W.
O.), więc zastawszy ogromną ilość poczty, wpadłem w trąbę powietrzną odpowiedzi, interwencji, załatwiania i jeszcze raz załatwiania cudzych spraw. Tak to już jest. Stąd bardzo muszę przeprosić za opóźnienie tego mego scriptum. Dziękuję przede wszystkim za dedykację w „Kulturze”. Przeczytałem, oczywiście, ten „kawałek” o dalszych losach Katarzyny – cóż to za świetna analiza uczuć i myśli, tego, co się działo w tej dziewczynie w tych strasznych warunkach, w jakich zdarzyło jej się znaleźć. Płakać się chce, ale też ma się głęboki respekt dla jej charakteru, siły, zdecydowania, dumy. Kiedy całość wyjdzie? I gdzie? Bardzo jestem wdzięczny za przesłanie mi tej „Kultury”, choć ją miałem w ręku chwilę w Londynie, lecz nie zdążyłem przeczytać. Musiałem szybko wracać na kontynent, bo zostawiłem Phoebe (ukochaną jamniczkę – przyp. W.
O.) w Paryżu, a ona tam się rozchorowała na artrozę w łopatce, strasznie cierpiała, przez dwa tygodnie pilnowałem jej leczenia. Chwilowo jest spokój...
Pomoc dla Pana przyjaciół – Woroszylskiego, Terleckiego załatwiłem. Otrzymają co trzeba przez Genewę i Paryż. Staram się też jakoś urządzić tych dwóch „krakauerów”, o których Pan pytał (dziś już nie wiem, o kogo chodziło – przyp. W.