Po jednej stronie ludzie mogli godnie żyć, po drugiej panował groteskowy, niewydolny system centralnego planowania, który z milionów mieszkańców Związku Sowieckiego uczynił nędzarzy.

Gdy 17 września 1939 roku pół Polski znalazło się pod sowiecką okupacją, granica między tymi światami zniknęła. Do Polski przyjechali pracownicy sowieckiej administracji i żołnierze, do Sowietów pojechali aresztowani i deportowani Polacy. Wśród nich Aleksander Topolski, autor przejmujących wspomnień "Biez wodki".

Dla obu stron przekroczenie granicy było szokiem. Na przykład w domu Topolskich zamieszkał sowiecki oficer. "Jego wzrok wędrował od oprawionego w złotą ramę morskiego pejzażu Wygrzywalskiego do niewielkiej akwareli Kossaka. Wpatrywał się chwilę w szafkę, którą zdobił czeski kryształ, i w rodzinne srebra na półkach wielkiego kredensu. Zamknął oczy i westchnął: Mój Boże. My też tak kiedyś mieszkaliśmy...!".

Deportowani Polacy zetknęli się zaś z przemocą, brudem, kłamstwem i beznadzieją sowieckiego molocha. Topolski przeszedł przez kilka więzień i obozów. Jeden z nich, przeznaczony dla młodocianych, był niczym piekło na ziemi. Mali więźniowie byli w nim głodzeni i traktowani gorzej niż zwierzęta. A nad bramą łopotał transparent: "Dziękujemy Wam, towarzyszu Stalin, za nasze szczęśliwe dzieciństwo!".

"Biez wodki" to jedne z najciekawszych wspomnień spisanych przez Polaka, który na własne oczy mógł oglądać Związek Sowiecki lat 40. od wewnątrz, a później wydostał się z niego z Andersem. Momentami wzrusza, momentami śmieszy, ale na ogół mrozi krew w żyłach. Skąd tytuł? To cytat z wypowiedzi bolszewickiego żołnierza, którego młody Polak spotyka na stacji kolejowej i rozmawia z nim o sowieckiej rzeczywistości. "Bez wódki tego nie zrozumiesz" – mówi mu sołdat.