Rzeczpospolita: Czy dla Węgra jest coś wyjątkowego w polskiej literaturze?
Lajos Pálfalvi: Dla mnie największą niespodzianką po 1989 roku było to, jak trafnie Polacy potrafią opisać inne kultury. W połowie lat 80. Jan Błoński mówił, że Polak rozumie tylko Polaka i interesuje się tylko polskimi traumami. Dlatego polska literatura jest hermetyczna. Dziś z zaskoczeniem czytam polskie książki o Wyspach Owczych albo o Aborygenach.
Na Węgrzech nie pisze się reportaży?
Proza non fiction praktycznie nie istnieje, egzystuje tylko na poziomie brukowym. Wydawane są jakieś wspomnienia prezenterów telewizyjnych opisujących zmyślone przygody w Afryce. Nie ma poważnej pracy reporterskiej, kogoś takiego jak Wojciech Jagielski, kto jest w stanie intelektualnie ogarnąć temat. Taka proza jest na Węgrzech chętnie czytana, bo nasze spojrzenie na świat jest inne niż Amerykanów czy Niemców.
A jak jest z polską wiedzą na temat literatury węgierskiej?