Reklama

Komeda po polsku i po szwedzku

Dwa pierwsze koncerty IV Festiwalu Muzyki Filmowej Krzysztofa Komedy bardzo różniły się stylistycznie.

Publikacja: 25.04.2010 12:00

Bobo Stenson

Bobo Stenson

Foto: Fotorzepa, Marek Dusza m.d. Marek Dusza

W piątek, w Muzeum Literatury kwintet Jerzego Milliana przypomniał legendarne dzieło Komedy przygotowane na specjalny koncert „Jazz i Poezja” pięćdziesiąt lat temu. Wiersze Jerzego S. Sity czytał aktor Marek Frąckowiak, a robił to tak, że ciarki chodziły po plecach. Może na specjalny charakter koncertu wpłynął fakt, że sam autor, poeta i dyplomata zasiadł w drugim rzędzie ciasnej salki i przysłuchiwał się koncertowi, a po nim gratulował wykonania.

Komeda nie napisał muzyki do poezji, on ją połączył ze słowem, dokonał syntezy tekstu z muzyką na poziomie znacznie wyższym niż ten, który kojarzy nam się z poezją śpiewaną. Słowa recytowane, a momentami krzyczane przez Marka Frąckowiaka miały swój rytm i melodię, ciekawie harmonizowały z muzyką. Piekielnie skomplikowaną muzyką. Wykonanie jej wymagało dyscypliny i wirtuozerii. Jerzy Millian, dawno nie widziany w Warszawie weteran polskiego jazzu, wziął też na siebie rolę dyrygenta. Uważnie czytał nuty, dawał muzykom znaki, sam grał solówki, choć w tym utworze nieliczne. Wibrafonista skończył 10 kwietnia 75 lat, myślę, że warto byłoby mu zorganizować „diamentowy”, uroczysty koncert.

Program „Jazz i poezja” wykraczał poza ideę festiwalu skupiającą się na dziełach filmowych Komedy. Tę można było usłyszeć podczas projekcji filmów animowanych Mirosława Kijowicza: „Rondo”, „Laterna Magica” i „Wiklinowy kosz”. Filmy wyświetlono po owacyjnie przyjętym występie szwedzkiego tria pianisty Bobo Stensona.

Do końca nie było pewne, czy muzycy lecący z trzech różnych europejskich stolic zdążą na czas. Mimo wulkanicznych pyłów udało im się zebrać w sali Laboratorium CSW Zamek Ujazdowski. Kontrabasista Anders Jormin zaakceptował dostarczony mu kontrabas, co wcale nie było takie pewne i koncert rozpoczął się od wspaniałej kompozycji Silvio Rodrigueza „El Mayor”. Stenson lubi rozpoczynać swoje koncerty tym tematem, bo pokazuje w nim wszystkie odcienie swej pianistyki. Surową, skandynawską poetykę, ujmującą melodykę i finezyjne harmonie.

Mimo, że przyleciał do Warszawy przeziębiony dał znakomity koncert. Jormin czarował pięknym brzmieniem kontrabasu i nastrojowymi solówkami. Natomiast perkusista Jon Falt wydobywał zaskakujące czasem dźwięki ze swojego zestawu. Nie tylko uderzał pałeczkami obudowy bębnów i stelaże. W pewnej chwili wyciągnął miniaturową piłę elektryczną i dotykając nią do czyneli i innych „przeszkadzajek” powodował dziwne, niemuzyczne wibracje.

Reklama
Reklama

Hołdem dla Komedy było wykonanie kołysanki „Sleep Safe and Warm” z filmu „Dziecko Rosemary”. Nie była to jednak jakaś oryginalna wersja. Stenson wykorzystał umiejętności tworzenia nastroju tajemniczości i był to jedyny jego łącznik z muzyką naszego mistrza.

Dziś w Laboratorium dwa ostatnie koncerty zespołów Zbigniewa Namysłowskiego i Kattorny, moim zdaniem „czarnego konia” festiwalu.

[link=http://blog.rp.pl/marekdusza/2010/04/25/komeda-po-polsku-i-po-szwedzku/] Czytaj i komentuj na blogu[/link]

W piątek, w Muzeum Literatury kwintet Jerzego Milliana przypomniał legendarne dzieło Komedy przygotowane na specjalny koncert „Jazz i Poezja” pięćdziesiąt lat temu. Wiersze Jerzego S. Sity czytał aktor Marek Frąckowiak, a robił to tak, że ciarki chodziły po plecach. Może na specjalny charakter koncertu wpłynął fakt, że sam autor, poeta i dyplomata zasiadł w drugim rzędzie ciasnej salki i przysłuchiwał się koncertowi, a po nim gratulował wykonania.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Reklama
Kultura
Artyści w misji kosmicznej śladem Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego
Kultura
Jan Ołdakowski: Polacy byli w powstaniu razem
Kultura
Jesienne Targi Książki w Warszawie odwołane. Organizator podał powód
Kultura
Bill Viola w Toruniu: wystawa, która porusza duszę
Kultura
Lech Majewski: Mamy fantastyczny czas dla plakatu. Nie boimy się AI
Reklama
Reklama