Ze sceny nakrytej dwoma gigantycznymi czapkami a la Angus – wyposażonymi w nieodzowne rogi – prysnęły iskry. Zazgrzytało, zahuczało i wtoczył się „Rock N’Roll Train”.
Bohater bezprecedensowego tournée złożonego ze 150 koncertów, rozpoczętego jesienią 2008 roku.
Na telebimach widzieliśmy, że lider AC/DC przeprowadził pociąg nie do końca legalnie. Porwał bowiem stojącą na bocznicy lokomotywę i łamał ograniczenia szybkości. Zabawiał się z seksownymi panienkami, ale nie zaniedbał o dorzucanie węgla do paleniska, by być u nas punktualnie o dziewiątej wieczorem.
Tym, którzy oczekiwali, że Angus wyjdzie z lokomotywy – gitarzysta zrobił psikusa. Wyskoczył niczym diabeł z pudełka, na początku wysuniętego między widownię wybiegu.
Bądźmy szczerzy – gimnazjalny garniturek muzyka z nieodłącznymi krótkimi spodenkami i czapka skrywająca coraz większe zakola nas nie zmylą. Kilkudziesięciometrowy podest jest pamiątką po nieprawdopodobnym szaleństwie młodości i wieku średniego, gdy Young potrafił w ciągu dwugodzinnego show przebiec z gitarą kilka kilometrów.