To unikalny projekt. Dokładam starań, aby został zaprezentowany w wielu różnych krajach, gdyż wiąże się z moim poczuciem odpowiedzialności społecznej. Czuję, że artyści jako wolnomyśliciele są najbardziej powołani do stawiania ważnych pytań i poszukiwania odpowiedzi w świecie pełnym politycznych barier, manipulacji mediów i cenzury.
Pana fotograficzna instalacja była już prezentowana w USA, Francji, Polsce, Irlandii, Iranie. Zaobserwował Pan różnice w reakcjach uczestników, np. w islamskim Iranie?
Tak. W Stanach Zjednoczonych koncentrowano się na traumie po ataku terrorystów na World Trade Center. Natomiast w innych krajach większą wagę przywiązywano do wpływu wydarzeń 11 września na dany region lub kraj. Często zastanawiano się nad wpływem na nie polityki rządu USA.
Niemniej każdego wszędzie dotyka przemoc. W Iranie wiązano więc ten projekt z własnymi protestami po wyborach prezydenckich, rządową cenzurą, ograniczeniem praw człowieka i potrzebą swobody wypowiedzi bez strachu. Dawało się odczuć, że Irańczycy czują się nierozumiani przez obywateli Stanów Zjednoczonych, z czym muszę się zgodzić.
Ludzie dopisują różne słowa (miłość, terroryzm, globalizm, rasizm...), które nabrały dla nich szczególnego znaczenia po 11 września. Jakie dla Pana jest najważniejsze?
Rodzina. Kiedy proszę ludzi o zgodę na sfotografowanie, to zarazem proszę ich o zidentyfikowanie słów, których nauczyli się po 11 września, albo słów, które już znali, ale teraz nabrały dla nich nowego znaczenia. Dla mnie osobiście właśnie rodzina zyskała szczególnie na znaczeniu. To w niej znajduję pocieszenie i siłę do przetrwania jako artysta, żyjący w świecie, który albo nie rozumie artystów, albo też traktuje ich jako reprezentantów zbiorowej świadomości, piękna, czy inteligencji.