Obaj muzycy przedstawili swoje kwartety wywodzące się z głównego nurtu jazzu. Marsalis przyjechał z zespołem, który oklaskiwaliśmy dwa lata temu na Torwarze, lecz z nowym programem. Kompozycje członków grupy nie miały jeszcze tytułów.
Dynamiczny utwór, świetny na rozgrzanie zespołu i publiczności, napisał perkusista Jeff „Tain” Watts. Większe brawa zebrała jednak ballada pianisty Joeya Calderazzo, do której sam zagrał liryczny wstęp. Następnie temat przejął saksofon sopranowy Branforda Marsalisa, by opowiedzieć dramatyczną historię z krzykiem rozpaczy w finale. Kompozycja kontrabasisty Erica Revisa miała natomiast pogodny charakter.Zachwycający ton saksofonu lidera, jego rozbudowane solówki i tym razem wzbudziły aplauz.
Najlepsza muzyka powstaje wtedy, gdy spotykają się indywidualności, które potrafią słuchać partnera
Znany z nastrojowej muzyki Quartet West kontrabasisty Charliego Hadena czarował ujmującymi melodiami przez większą część koncertu. Ale we freejazzowej kompozycji Ornette’a Colemana „Lonely Woman” weteran Ernie Watts zagrał na saksofonie solówkę o wyjątkowej dramaturgii. To był najważniejszy moment wieczoru nagrodzony owacjami. Zadowolony z takiego przyjęcia lider pochwalił publiczność za dobry słuch. – Czy wiecie, że świat byłby lepszy, gdyby wszyscy mieli taki słuch, jak wy? I poświęcił swój koncert pokojowi na świecie.
Bobby McFerrin był już w Polsce kilkakrotnie, ale sobotnim występem w wypełnionej do ostatniego miejsca Sali Kongresowej przebił wcześniejsze koncerty. Przez godzinę śpiewał sam, prezentując nieograniczone, wydawałoby się, możliwości swego głosu.