Ponura śmierć w pięknej scenerii

„Tosca" w Operze Narodowej jest monumentalna i zimna, emocje w tym przejmującym dramacie pulsują podskórnie tym razem głównie w muzyce.

Aktualizacja: 24.02.2019 20:45 Publikacja: 24.02.2019 17:57

Ponura śmierć w pięknej scenerii

Foto: Materiały prasowe

Dzieło Giacomo Pucciniego to autentyczny hit, od 118 lat – a więc od chwili powstania – niezmiennie utrzymujące się w piątce najczęściej wystawianych i najchętniej oglądanych oper na świecie. Jednocześnie wielu reżyserów odmawia jej inscenizowania, bo „Tosca" jest jak antyczna tragedia albo bezbłędnie skonstruowany thriller. Akcja rozrywa się w ciągu jednej doby, a działania bohaterów są precyzyjnie opisane. Niewiele zatem pozostaje szans na pomysłowość współczesnych inscenizatorów.

Barbara Wysocka to jednak reżyserka, która szanuje tradycję, ale też ma odwagę przełamywać obowiązujące w klasycznych operach kanony. Tę zasadę zastosowała teraz w „Tosce". Z czasów napoleońskich przeniosła zdarzenia do Włoch lat 70. XX wieku, równie niespokojne i krwawe. Rzymska lokalizacja zdarzeń została zaznaczona symbolicznie, a fragmenty architektury – wspaniale zbudowane na scenie przez scenografkę Barbarę Halicką – bardziej przypominają monumentalne budynki epoki Mussoliniego, a nie dawne zabytki. Przytłaczają swym ogromem, budzą grozę niczym rządy barona Scarpii, który gotów jest do popełnienia każdej podłości.

W tym spektaklu Barbara Wysocka zerwała ponadto z obowiązującym od lat rozwiązaniem poszczególnych zdarzeń, takich choćby jak zabójstwo znienawidzonego Scarpii. Starała się udowodnić, że ta opowieść może się zdarzyć w każdej epoce, także dzisiaj. Każde niespokojne czasy powodują bowiem, że jesteśmy zdolni do poczynań, o które dotąd siebie nie podejrzewaliśmy.

W tak prowadzonej „Tosce" zabrakło tylko jednego, co najważniejsze u Pucciniego: pulsujących emocji. Ze sceny w gruncie rzeczy wieje chłodem. Trudno wszakże powiedzieć, czy bardziej należy winić reżyserkę, czy wykonawców głównych ról, którzy przyjechali z nawykami wyniesionymi z bardziej konwencjonalnych spektakli „Toski".

Stwierdzenie to dotyczy zwłaszcza Gruzinki Svetlany Kasyan w roki tytułowej, która aktorsko Toscę przedstawiła bez wdawania się w niuanse, a wokalnie zbudowała ją, nadużywając mocnego forte (części widowni to się nawet podobało).

Konwencjonalny aktorsko był też Włoch Massimo Giordano. To jednak tenor, który partię Cavaradossiego śpiewał m.in. w nowojorskiej Metropolitan czy w Covent Garden w Londynie i w jego śpiewie było mnóstwo różnych odcieni. Niestety, pełna subtelności technika wokalna Giordano nikła w duetach z nader krzykliwą partnerką.

Zdecydowanie lepiej zrozumiał intencje reżyserki Mikołaj Zalasiński jako baron Scarpia – łotr ponadczasowy i współczesny zarazem. Jak zaś wiele zależy od śpiewaka w takim spektaklu, udowodnili w drugoplanowych rolach Jose Fardilha (Zakrystian) i debiutant Jassim Rammal-Rykała (Angelotti).

Prawdziwy duch Pucciniego unosi się natomiast za sprawą Tadeusza Kozłowskiego, który przejął orkiestrę w nagłym zastępstwie na tydzień przed premierą i całość poprowadził z ogromnym wyczuciem. Dobrze wypadły oba chóry, zwłaszcza dziecięcy Artos.

Kultura
Przemo Łukasik i Łukasz Zagała odebrali w Warszawie Nagrodę Honorowa SARP 2024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali