Powrót rycerza

Premiera „Lohengrina" to kolejna szansa na polubienie Richarda Wagnera – pisze Jacek Marczyński.

Aktualizacja: 07.04.2014 18:52 Publikacja: 07.04.2014 18:39

Peter Wedd ?(w środku) jako Lohengrin. Premiera dramatu Richarda Wagnera ?w reżyserii Antony’ego? Mc

Peter Wedd ?(w środku) jako Lohengrin. Premiera dramatu Richarda Wagnera ?w reżyserii Antony’ego? McDonalda ?w Operze Narodowej ?w piątek

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Po raz ostatni „Lohengrina" wystawiono w Polsce w połowie lat 70. ubiegłego wieku, w Warszawie nie grano go od prawie sześciu dekad. Teraz zdecydowała się na to Opera Narodowa, premiera w piątek. Towarzyszy jej nastrój niepewności, czy ten tytuł jest w stanie zagościć dłużej w repertuarze.

Zobacz galerię zdjęć

Z Richarda Wagnera zdjęto już anatemę, jaką obciążono go w PRL, choć niechęć wynikająca z faktu, że jego dzieła przywłaszczył sobie nazizm III Rzeszy, nie całkiem minęła. Świadczy o tym choćby opór władz Sopotu wobec pomysłu reaktywacji w Operze Leśnej słynnych festiwali wagnerowskich. Organizowano je w ubiegłym stuleciu, przyciągały tysiące widzów z całej Europy.

Obalanie mitów

Muzyka Wagnera zaczyna jednak Polaków fascynować, jak każdy świat nieznany a tajemniczy. Dowodem choćby zainteresowanie, które towarzyszyło inscenizacji „Pierścienia Nibelunga" we wrocławskiej Hali Stulecia w połowie poprzedniej dekady. Nadal wszakże pokutuje przekonanie, że dramaty tego kompozytora są trudne, wymagają chęci uczestnictwa w muzycznym misterium.

Te obawy nie powinny dotyczyć „Lohengrina", bo to najchętniej oglądane na świecie dzieło Wagnera. Z tej opery pochodzi pieśń weselna, popularnością rywalizująca z marszem weselnym Mendelssohna, a w USA najczęściej grywana podczas uroczystości zaślubin.

– „Lohengrin" pozwala obalić pewne mity i ułatwia zrozumienie, kim był Richard Wagner i jak następował jego rozwój – mówi „Rz" dyrygent Stefan Soltesz, który przygotowuje premierę w Operze Narodowej. – Karierę zaczynał jako dyrygent w prowincjonalnych teatrach niemieckich i jego gust kształtowały tytuły, które tam wówczas grywano. Dlatego w „Lohengrinie" słychać wpływy opery włoskiej, a zwłaszcza Belliniego, którego Wagner podziwiał. Ale był już twórcą na tyle dojrzałym, że wypracował własny styl.

Nad swym utworem Wagner pracował w drugiej połowie lat 40. Do prapremiery szykowanej w Dreźnie nie doszło, bo w 1848 r. Europę ogarnęła Wiosna Ludów. Kompozytor zaangażował się w działania rewolucyjne i po upadku buntu musiał uciekać z terenu całych Niemiec ścigany policyjnym listem gończym. Do tamtych wydarzeń odwołuje się reżyser, Brytyjczyk Antony McDonald. – Chciałem umiejscowić akcję w latach 50. XX wieku – opowiada „Rz" McDonald. – Ale w Welsh National Opera w Cardiff, gdzie powstała ta inscenizacja, pracowałem z niemieckim dyrygentem i on był przeciwny temu pomysłowi. Uważał, że to zbyt zbliża ten dramat do czasów II wojny światowej i do obciążeń, jakimi obarczono twórczość Wagnera. Musiałem uznać ten punkt widzenia. Przeniosłem więc akcję w połowę XIX wieku, gdy Wagner komponował „Lohengrina", a więc w okres rewolucyjnych wrzeń, ale podobnych do nastrojów, jakie panowały też sto lat później.

Poszukiwanie prawdy

W oryginale zdarzenia rozgrywają się w średniowieczu. Lohengrin należy do rycerzy strzegących świętego Graala – kielicha, z którego Chrystus pił podczas Ostatniej Wieczerzy. Zostaje wysłany do Brabancji, by bronić księżniczki Elsy przed fałszywymi oskarżeniami o zamordowanie młodszego brata.

– Odwołuję się do atmosfery filmów Andrieja Tarkowskiego, który pokazywał ludzi przepełnionych mistyczną religijnością, a przy tym bardzo konkretnych w swej realności – mówi Antony Mc Donald. – Lohengrin jest dla mnie człowiekiem poszukującym swojej prawdy.

– Ma czarodziejską moc, dopóki nie wyjawi swego imienia – dodaje asystentka reżysera Helen Cooper. – Zdecyduje wyznać, kim jest, ponieważ pokochał Elsę. To w dużej mierze opera autobiograficzna. Wagner był przekonany, że miłość wymaga poświęceń i ofiar, a mimo to nie może być spełniona. Uważał ponadto, że jego dzieło skazane jest na porażkę, więc „Lohengrina" przepełnia świadomość klęski.

– Postaci są tu wielowymiarowe, jak u Ibsena – uważa brytyjski tenor Peter Wedd, odtwórca roli tytułowej w warszawskim przedstawieniu. – Lohengrin odkrywa istotę człowieczeństwa, fascynujące jest pokazanie jego duchowej i ludzkiej strony, skomplikowanych relacji z kobietami. I dla mnie to w wielu miejscach partia bardzo liryczna.

Tę opinię potwierdza Stefan Szoltes, Węgier z austriackim obywatelstwem, od lat pracujący w Niemczech. W swej karierze dyrygował wszystkimi dramatami Wagnera.

– Na ogół szuka się do nich potężnych głosów, co jest błędem – mówi Szoltes. – W jego czasach nie było przecież tenorów wagnerowskich, na których zapanowała dziś moda, on komponował dla śpiewaków, których słyszał w operach Belliniego czy Webera. Znakomity James King, którego kiedyś poznałem w wiedeńskiej Staatsoper, podpisał tam kontrakt na „Lohengrina" pod warunkiem, że w tym samym czasie będzie mógł wystąpić w „Tosce". Jego zdaniem pozwalało mu to utrzymać głos w formie do Wagnera.

„Lohengrin" w Operze Narodowej powstaje w koprodukcji z Welsh National Opera w Cardiff, gdzie premiera inscenizacji Antony'ego McDonalda odbyła się w 2013 r.

Po raz ostatni „Lohengrina" wystawiono w Polsce w połowie lat 70. ubiegłego wieku, w Warszawie nie grano go od prawie sześciu dekad. Teraz zdecydowała się na to Opera Narodowa, premiera w piątek. Towarzyszy jej nastrój niepewności, czy ten tytuł jest w stanie zagościć dłużej w repertuarze.

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało 93% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"