39-letni kanadyjski dyrygent przyjechał do Warszawy ze swą symfoniczną orkiestrą z Rotterdamu. A co do tego ma tytułowa rosyjska dusza? Bardzo wiele, bo kulminacyjnym punktem wieczoru stała się VI Symfonia „Patetyczna" Piotra Czajkowskiego.
Rosjanie wyznaczyli interpretacyjny kanon dzieła ich słynnego rodaka. Wydobyli z tej symfonii emocjonalną wylewność, ale także patos, dostojeństwo i potęgę. Nawet jeśli przepełniona jest tragizmem, w pamięci pozostaje przede wszystkim siła tej muzyki.
Tymczasem Yannick Nézet-Seguin odczytał ją inaczej – drapieżnie i gwałtownie. Symfonia Czajkowskiego stała się groźna, rozpędziwszy się zagarniała słuchacza, jak nurt potężnej rzeki, który porywa wszystko, co spotka na drodze. Owszem, popularny motyw początkowej części opiewał rosyjską nostalgię, ale już w części drugiej efektowny walc niósł z sobą napięcie.
A potem część trzecia – Presto – została zagrana w tempie niesłychanie szybkim i złowieszczym, na granicy wręcz technicznych możliwości muzyków. I wreszcie finał mający charakter lamentacyjny, na takim tle wypadł posępnie jakby maił wieścić ponurą tragedię.
Nie trzeba w tej interpretacji szukać odniesień do aktualnej rzeczywistości. Ten koncert był raczej dowodem, jak nowe pokolenie artystów traktuje obecnie zacna klasykę. Gdy za jej inne odczytanie bierze się ktoś taki jak Yannick Nézet-Seguin, efekt okazuje się fascynujący. Nawet wtedy, a może przede wszystkim, gdy burzy nasze przyzwyczajenia.