Miles Davis - jazzman w panteonie sław rock and rolla

Cztery ekscytujące koncerty elektrycznego zespołu Davisa z 1970 r. trafiły na album „Miles at The Fillmore" - pisze Marek Dusza.

Publikacja: 27.05.2014 09:42

Miles Davis, MILES AT THE FILLMORE, Columbia/Legacy/Sony Music 4 CD, 2014

Miles Davis, MILES AT THE FILLMORE, Columbia/Legacy/Sony Music 4 CD, 2014

Foto: Rzeczpospolita

W czerwcu 1970 r. Miles Davis był na szczycie. Dwa miesiące wcześniej ukazał się rewolucyjny album „Bitches Brew", który dokonał rockowego zamachu na jazz. Choć elektryczną gitarę Johna McLaughlina słychać było już na wydanej rok wcześniej płycie „In a Silent Way", to właśnie „Bitches Brew" zaczęli kupować młodzi fani rocka. To pierwszy album Davisa, który zyskał status złotej płyty. Ekspresyjne ?jazzrockowe brzmienie jego zespół zyskał dzięki rozbudowanej sekcji rytmicznej, a „Picasso jazzu", jak nazwał go Duke Ellington, grał bardzo dynamicznie i ostro, głównie w wysokich rejestrach.

Studyjne brzmienie dużego zespołu było trudne do uzyskania na scenie. Tym bardziej że Miles i producent Columbia Records Teo Macero zastosowali efekty pętli, pogłosów i na nowo zmiksowali nagrany materiał. A jednak Miles Davis podjął wyzwanie, jakie postawił przed nim Bill Graham, zapraszając na cztery koncerty do sali Fillmore East w Nowym Jorku. Występowały tam gwiazdy rocka, przyciągając tłumy fanów.

Graham był pierwszy, który programował koncerty tak, by jazzmani grali obok rockowych gwiazd. W Nowym Jorku Miles Davis Group poprzedzała występy Neila Younga, Laury Nyro i Steve Miller Blues Band. Nagrania z Fillmore East zostały wydane na podwójnym albumie już cztery miesiące później. Teo Macero posklejał jednak fragmenty utworów w nową całość, by każdy koncert zmieścił się na jednej stronie płyty winylowej. Teraz możemy ich wysłuchać w całości po zmiksowaniu na nowo.

Miles, który w tym czasie intensywnie trenował boks, nigdy wcześniej nie grał tak ekspresyjnie. Był na scenie jak bokser w ringu, który punktuje przeciwnika. Uginał nogi i podnosił wysoko trąbkę, by wyrzucać z niej dźwięki jak z katapulty. Atakował słuchaczy agresywnym brzmieniem, a muzyków zachęcał do freejazzowych eksperymentów. A miał w zespole młode lwy jazzu. Na saksofonach sopranowym i tenorowym grał Steve Grossman, na fortepianie elektrycznym Chick Corea, na organach Keith Jarrett, na basie Dave Holland, na perkusji Jack DeJohnette, na instrumentach perkusyjnych Brazylijczyk Airto Moreira.

Chick Corea i Keith Jarrett eksperymentowali z brzmieniem swoich instrumentów. Organy Jarretta kojarzyły się momentami z przetworzonymi gitarowymi riffami. Akordy Corei nawiązywały do popularnego już wówczas free jazzu. Obaj prześcigali się w improwizacjach, jak choćby w utworze „The Mask". Muzyka pulsowała rytmem niespotykanym wcześniej w jazzie. Jego intensywność znacznie przewyższała to, co fani Davisa znali z albumu „Bitches Brew".

Program wieczorów był podobny, choć kompozycje ulegały ewolucyjnym zmianom. Każdy koncert otwierał utwór „Directions", nagrany już w studiu, ale jeszcze niewydany. Temat „It's About That Time" pochodził z płyty „In a Silent Way". Natomiast „Sanctuary" (kompozycja Wayne'a Shortera) i „Bitches Brew" – z tego właśnie rewolucyjnego albumu. W nich Davis pozwalał sobie i muzykom na freejazzowe eskapady w nieodkryte rejony jazz-rocka. Czwartego wieczoru w Filmore East niespodziewanie włączył standard „I Fall in Love Too Easily" spopularyzowany przez Franka Sinatrę. Nową kompozycją Milesa była „Willie Nelson". Album uzupełniają trzy utwory zarejestrowane w kwietniu 1970 r. w sali Fillmore West w San Francisco.

„Bitches Brew" i koncerty „At Fillmore" zrewolucjonizowały jazz i pozwoliły Davisowi zdobyć szerszą publiczność. W dowód uznania jako jedyny jazzman trafił do panteonu sław rock and rolla.

Marek Dusza

W czerwcu 1970 r. Miles Davis był na szczycie. Dwa miesiące wcześniej ukazał się rewolucyjny album „Bitches Brew", który dokonał rockowego zamachu na jazz. Choć elektryczną gitarę Johna McLaughlina słychać było już na wydanej rok wcześniej płycie „In a Silent Way", to właśnie „Bitches Brew" zaczęli kupować młodzi fani rocka. To pierwszy album Davisa, który zyskał status złotej płyty. Ekspresyjne ?jazzrockowe brzmienie jego zespół zyskał dzięki rozbudowanej sekcji rytmicznej, a „Picasso jazzu", jak nazwał go Duke Ellington, grał bardzo dynamicznie i ostro, głównie w wysokich rejestrach.

Pozostało 82% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"