Takiego najazdu dziennikarzy Sąd Rejonowy w Szamotułach nie przeżywał od dawna. A wszystko za sprawą małżeństwa Szwaków z pobliskich Błot Wielkich. Rozpoczął się proces, który rozstrzygnie, czy mogą oni sprawować opiekę nad czworgiem swoich dzieci, w tym małą Różą. Przed rokiem głośną sprawę odebrania tej dziewczynki rodzicom śledziła cała Polska.
Pierwszego dnia procesu przed sądem zeznawali nauczyciele, którzy mają kontakt ze starszymi dziećmi Szwaków. O czym mówili, nie wiadomo. Sąd utajnił tę oraz następne rozprawy. Ich terminy zostały wyznaczone do końca roku.
Potem o sprawie najprawdopodobniej raz jeszcze wypowiedzą się biegli. Do tego czasu rodzina najprawdopodobniej będzie pozostawała pod ścisłym nadzorem kuratora.
– Moim zdaniem ingerencja sądu i, szerzej, państwa w życie tej rodziny jest zbyt duża. To nosi znamiona nękania – mówi "Rz" Małgorzata Heller-Kaczmarska, pełnomocnik Szwaków. – Sprawa powinna zostać rozstrzygnięta już dawno, i to na korzyść moich klientów. Stanowią oni kochającą się rodzinę. Rodzice, mimo biedy, potrafią zapewnić swoim dzieciom byt i właściwe funkcjonowanie w społeczeństwie.
Marek Michalak, rzecznik praw dziecka, w sprawę Szwaków zaangażował się w sierpniu ubiegłego roku. Obecnie jest uczestnikiem postępowania na prawach przysługujących prokuratorowi. – Nie wyobrażam sobie, aby na kolejnych posiedzeniach sądu zapadły inne decyzje niż wspierające wychowanie dzieci w domu rodzinnym, gdyż nie zaistniały żadne okoliczności temu niesprzyjające – komentuje. – W tym wypadku rodzinę cechują bardzo silne więzi. Dzieci czują się w niej bezpiecznie.