Spotkania przywódców państw zazwyczaj mają określony cel. W tym przypadku samo spotkanie było już sukcesem. Jak może pan podsumować wizytę prezydenta Wołodymyra Zełenskiego w Polsce?
Prezydent Ukrainy poszedł na rękę prezydentowi Karolowi Nawrockiemu i przyjechał do Warszawy. Ale zrobił to, wracając z Brukseli, a nie bezpośrednio z Ukrainy. To taki mądry kompromis. Warto też zwrócić uwagę na skład ukraińskiej delegacji. Nie pamiętam, by wcześniej prezydentowi podczas tego typu wizyt towarzyszył szef ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej. Myślę, że obaj prezydenci byli zainteresowani dialogiem. Polska pozostaje naszym zapleczem strategicznym. To się nie zmieniło.
Czy po wizycie zapadną kolejne decyzje? Poznamy to po owocach. Oczywiste jest to, że celem Zełenskiego było otrzymanie myśliwców MiG-29. Słusznie powiedział, że zbyt długo trwają szkolenia ukraińskich pilotów, by przygotować ich do F-16. W tym czasie brakuje pilotów na froncie.
Czytaj więcej
Ukraińska strona sugeruje, że w przyszłym roku może odblokować ekshumacje ofiar zbrodni wołyńskie...
Dlaczego prezydenci muszą się angażować w kwestie ekshumacji ofiar ludobójstwa na Wołyniu? Dlaczego z tym nie potrafią sobie poradzić instytucje państwowe niższego szczebla?
Kilka dni temu zapadła decyzja wspólnej komisji dotycząca kontynuacji ekshumacji. Będą kontynuowane ekshumacje w Ugłach, których domagała się Karolina Romanowska, ale też na terenie Lwowa oraz w Sahryniu (10 marca 1944 r. oddziały AK i BCh w ramach zaplanowanej akcji odwetowej dokonały na Lubelszczyźnie skoncentrowanego ataku na kilkanaście wsi, w których zamieszkiwali Ukraińcy. Jedną z nich był Sahryń – red.). Działa zasada wzajemności i nie chodzi tylko o Wołyń. To pokazuje, że problem jest szerszy.