Desant Berlinga - prowokacja Stalina

Zygmunt Berling wysyłając swoich żołnierzy na drugi brzeg Wisły, wcale się nie „zbuntował”. Ściśle wypełniał rozkaz Moskwy

Publikacja: 04.08.2012 01:35

Wciąż żywa jest legenda Berlinga, który gotów był narazić się Stalinowi, żeby ratować konającą stoli

Wciąż żywa jest legenda Berlinga, który gotów był narazić się Stalinowi, żeby ratować konającą stolicę

Foto: AFP/RIA NOVOSTI

Tekst z tygodnika "Uważam Rze"

Choć od obalenia komunizmu w Polsce minęły 23 lata, na warszawskiej Pradze do dziś straszy pomnik Zygmunta Berlinga. Zrobiony ze sprowadzonego ze Związku Sowieckiego marmuru obelisk przedstawia generała trzymającego w ręku lornetkę i patrzącego w stronę lewobrzeżnej Warszawy. Pomnik – który jest regularnie oblewany czerwoną farbą przez warszawiaków – ma upamiętniać desant wysłany przez Berlinga „na pomoc" powstańczej Warszawie.

Do dziś w kręgach postkomunistycznych żywa jest legenda o bohaterskim Berlingu, który nie mógł patrzeć na agonię stolicy i w patriotycznym odruchu, wbrew Stalinowi i sowieckiemu dowództwu, rzucił swoje wojsko przez Wisłę. Za ten akt niesubordynacji wobec moskiewskich mocodawców Berling miał zapłacić dowództwem armii. Niecałe dwa tygodnie po nieudanym desancie Stalin zdjął go bowiem ze stanowiska.

– To wszystko brednie. Bujda na resorach. Berling nie dokonał żadnego buntu. Działał ściśle według instrukcji Moskwy. Prawdziwym celem operacji nie było wcale przyjście na pomoc Armii Krajowej. Była ona elementem sowieckiej gry wobec powstania. Gry, która była skrajnie wroga wobec Polski i Polaków – powiedział „URz" Zbigniew Siemaszko, znany emigracyjny historyk mieszkający w Wielkiej Brytanii.

Trzy meldunki dziennie

Zacznijmy od faktów. Operacja rozpoczęła się w nocy z 15 na 16 września. Trwała do 22 września. Żołnierze Berlinga przeprawili się przez Wisłę na łodziach i pontonach, które już na rzece znalazły się pod gradem niemieckich kul. Niemcy strzelali m.in. z ruin mostu Poniatowskiego. Ci żołnierze, którzy przeżyli przeprawę, wylądowali na wysokości Żoliborza (przyczółek marymoncki) oraz na południu miasta (przyczółek czerniakowski).

Choć berlingowcom udało się nawiązać styczność z oddziałami Armii Krajowej, w walce z Niemcami osiągnęli niewiele. Zostali odparci, podzieleni na mniejsze grupy i metodycznie wybici. Berling swoimi oddziałami dowodził w sposób nieudolny, a straty, jakie poniósł, były olbrzymie. Z blisko 2,5 tys. żołnierzy, którzy brali udział w desancie, zginęła lub dostała się do niewoli zdecydowana większość. Na prawą stronę Wisły wróciło zaledwie 400.

Przetrwała jednak legenda polskiego patrioty Berlinga, który gotów był narazić się Stalinowi, żeby ratować konającą stolicę. – Każdy, kto ma jakiekolwiek pojęcie o tym, jak funkcjonuje wojsko, wie, że Berling nie mógł przeprowadzić takiej operacji na własną rękę. I nie chodzi tu nawet o frontową dyscyplinę. Coś takiego byłoby po prostu niewykonalne technicznie – podkreśla Zbigniew Siemaszko.

Bez wsparcia Armii Czerwonej desant nie mógł się bowiem odbyć. To baterie sowieckiej artylerii zapewniły przeprawiającym się berlingowcom wsparcie ogniowe, to sowieckie wojska inżynieryjne dostarczyły im pontony, a sowieckie wojska chemiczne rozpyliły nad rzeką zasłonę dymną. Sowiety zapewniły także amunicję i zaopatrzenie. A samoloty z czerwoną gwiazdą na ogonach wykonywały w tym czasie naloty na niemieckie stanowiska.

Dziś wiemy już, że rozkaz o desancie został wydany w Moskwie przez Stalina, a Berlingowi 15 września przekazał go marszałek Armii Czerwonej Konstanty Rokossowski. Zażądał on również szczegółowych raportów z przebiegu operacji, które Berling miał mu dostarczać trzy razy dziennie. O godz. 8 rano, 13 po południu i 22 późnym wieczorem. Meldunki te były zapewne przekazywane  Kremlowi.

Jakie były motywy postępowania Stalina? Dlaczego zdecydował się na wysłanie żołnierzy Berlinga na odsiecz powstańcom? Odpowiedź może wydawać się zaskakująca. W rzeczywistości nie mieli oni wcale Warszawie pomóc, ale przedłużyć jej agonię. – Na początku września Komenda AK podjęła pertraktacje z Niemcami zmierzające do kapitulacji. Stalin o tym wiedział i postanowił zrobić wszystko, żeby kapitulacji zapobiec. W jego interesie było bowiem to, aby powstanie trwało jak najdłużej. Aby rękami Niemców pozbyć się jak największej liczby polskich patriotów z AK – mówi Zbigniew Siemaszko.

Desant, podobnie jak inne ówczesne działania Sowietów (zrzuty, naloty na niemieckie pozycje itd.), miał więc na celu podtrzymanie nadziei wśród powstańców i skłonienie ich do dalszego beznadziejnego oporu. Była to więc prowokacja. Rzeczywiście widząc bardziej zdecydowane działania Armii Czerwonej i berlingowców – w początkowej fazie powstanie nie otrzymywało ze Wschodu żadnego wsparcia – AK zerwała negocjacje z Niemcami i biła się aż do 2 października. To właśnie w tych ostatnich tygodniach jej straty były największe.

Piekło na rzece

Najsmutniejsze w całej tej historii jest to, że ofiarą tej sowieckiej prowokacji padli nie tylko warszawiacy i żołnierze Armii Krajowej, ale także szeregowi żołnierze Berlinga. Oczywiście biorąc udział w desancie, wierzyli oni, że naprawdę idą na odsiecz swojej stolicy. Nie mieli pojęcia, że są narzędziem w rękach Stalina, który wykorzystuje ich do swojej gry. Nie zdawali sobie również sprawy z tego, że zostali z góry spisani na straty.

Operacja była bowiem przygotowana fatalnie. Żołnierzom nie dostarczono odpowiedniej ilości sprzętu desantowego, co spowodowało, że przeprawa przez Wisłę trwała zbyt długo. Żołnierze zbyt długo znajdowali się pod ostrzałem. Berling nie nawiązał również współdziałania z Komendą AK, co spowodowało, że jakiekolwiek działania na drugim brzegu Wisły były właściwie pozbawione sensu. O samodzielnym zdobyciu miasta tak skromnymi siłami nie było oczywiście co marzyć.

Nie dokonano niezbędnego rozpoznania, wszystko odbywało się z marszu, na zasadzie całkowitej improwizacji. „Było już dobrze po 15:00, gdy zobaczyłem saperów ciągnących z krzaków pontony ku Wiśle – wspominał jeded z berlingowców Adam Czyżowski. – Pomyślałem: Będziemy chyba forsować Wisłę... Zająłem więc miejsce ze swym plutonem i cekaemami w jednym z pontonów. Po chwili wiosła poszły w ruch i popłynęliśmy, nic przed sobą nie widząc, bo Wisła była zadymiona. Ponton co pewien czas wchodził na mieliznę i wtedy wskakiwaliśmy do wody, by go przeciągnąć. Wszystko to odbywało się pod silnym ogniem niemieckiej broni maszynowej, moździerzy i artylerii. Niemcy widząc zadymiony odcinek, byli pewni, że coś się tam dzieje i pokryli go silnym ogniem. W wyniku tego ognia już przy wsiadaniu były straty. W tym piekle rozrywających się pocisków nawet nie wiem, która mogła być godzina, gdy ponton dotarł do drugiego brzegu. Z batalionu na tym brzegu pozostało nas około stu". Nie trzeba być ekspertem z dziedziny wojskowości, żeby z tego opisu wywnioskować, że operacja została przygotowana i przeprowadzona fatalnie.

Co jednak najważniejsze – żołnierze nie byli do niej przygotowani. W większości byli to rekruci z Lubelszczyzny wcieleni siłą do armii Berlina zaledwie kilka miesięcy wcześniej. Nie mieli więc żadnego przeszkolenia niezbędnego do przeprowadzenia operacji desantowych, nie mówiąc już o walkach w mieście. Mało tego, dla większości z nich był to pierwszy bój! Trudno więc się dziwić, że ci, którym udało się przedostać na drugą stronę rzeki, zupełnie nie radzili sobie w walce. AK-owcy nie mieli z nich większego pożytku.

Fatalne było również morale tej armii, z którą nie identyfikowali się nie tylko zwykli Polacy, ale także większość jej żołnierzy. W niemieckich archiwach zachował się protokół przesłuchania wziętego do niewoli kaprala 9. Pułku Piechoty Henryka Gwisa, które odbyło się 18 września. „Większość dowódców i politruków to Żydzi, którzy stale na nas krzyczą i pędzą do walki – mówił. – O co właściwie walczymy, nie wiemy. Wyżywienie było złe. Dostawaliśmy tylko dwa razy dziennie zupę i małą puszkę konserwy na dziewięciu. Nastroje u nas są bardzo złe wskutek złego wyżywienia i ubrania".

Nieszczęśni żołnierze Berlinga zostali potraktowani jak mięso armatnie, przez sowieckie dowództwo zostali właściwie skazani na śmierć. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że podczas desantu Sowieci mówili o możliwości przerzucenia na drugi brzeg zaprawionego w bojach 226. Pułku Piechoty Gwardii z 8 Armii Gwardii gen. Wasilija Czujkowa. Była to jednostka mająca doświadczenie w forsowaniu rzek i w walce w mieście, ponieważ wcześniej biła się w Stalingradzie.

Z decyzją posłania jej na pomoc berlingowcom zwlekano jednak tak długo, aż straciło to jakikolwiek sens. Sowieckie dowództwo oczywiście nie chciało marnować tak znakomitego oddziału na podobną straceńczą wyprawę. Tę rolę zarezerwowano dla berlingowców.

Bór-Komorowski na Łubiance

Należy jednak zadać pytanie, co by się stało, gdyby desant jakimś cudem zakończył się powodzeniem? Co by się stało, gdyby żołnierzom Berlinga udało się utrzymać pozycje na lewym brzegu Wisły? Snute po wojnie opowieści Berlinga o tym, że zamierzał zająć całą Warszawę, należy oczywiście włożyć między bajki.

– To, co od biedy mógł zrobić, to utrzymanie przyczółków. Ale nie po to, aby umożliwić w ten sposób desant większej ilości wojsk z prawego brzegu i zajęcie stolicy. Chodziło o stworzenie miejsca, na które mogłyby spływać pobite przez Niemców oddziały Armii Krajowej. Żołnierzy wcielono by natychmiast do armii Berlinga, a oficerowie na czele z Borem-Komorowskim powędrowaliby na Łubiankę – podkreślił Siemaszko.

W ten sposób operacja desantowa, którą komunistyczna propaganda przedstawiała jako działanie mające na celu wsparcie Armii Krajowej, była w rzeczywistości operacją wobec niej wrogą. Nie chodziło o ratowanie Warszawy, ale zneutralizowanie groźnego dla Sowietów, polskiego podziemia niepodległościowego.

Na koniec należy zadać jeszcze jedno pytanie. Skoro Zygmunt Berling co do joty wypełniał polecenia Sowietów, dlaczego na przełomie września i października został zdjęty z dowództwa armii i odwołany do Moskwy? W rzeczywistości decyzja ta nie miała wiele wspólnego z desantem przez Wisłę. Był to po prostu element wewnętrznej walki między polskimi komunistami, którzy już wówczas zaczęli walczyć o władzę w przyszłej, okupowanej przez Sowietów Polsce.

Berling był mocno skonfliktowany z działaczami skupionymi wokół Wandy Wasilewskiej i Bolesława Bieruta. W tych dniach wysłał więc do Stalina list, w którym oskarżył ich o „odchylenie trockistowskie". Ludzie ci cieszyli się jednak pełnym poparciem Stalina i to Berling musiał odejść.

– Dużo do myślenia daje pewien fakt – mówi Zbigniew Siemaszko. – W Sowietach nie mogło być gorszego oskarżenia niż trockizm. Z reguły takie sprawy kończyły się dwojako. Albo kulę w łeb dostawali oskarżeni, albo donosiciel. Stalin potraktował jednak Berlinga bardzo łagodnie. Pozbawił go dowództwa, ale generałowi nie spadł włos z głowy. Dlaczego? Bo Berling wcześniej bardzo mu się przysłużył. Między innymi pod Warszawą.

Uwaźam Rze Historia

Powstanie warszawskie będzie tematem wiodącym piątego numeru „Uważam Rze Historia", który trafi do kiosków w czwartek 17 sierpnia. W numerze znajdą się teksty:

Miasto zgładzone

Tomasz Stańczyk

Opowieść o rzezi Woli, zapomnianej przez świat największej egzekucji II wojny światowej. A także masakrze na Ochocie i innych zbrodniach na ludności cywilnej dokonanych przez Niemców w walczącej polskiej stolicy.

Ocalali z rzezi mówią

Agnieszka Rybak

Warszawiacy, którzy przetrwali niemieckie bestialstwa, wspominają swoje straszliwe przeżycia. Mówią o zagładzie swoich bliskich i zagładzie swojego ukochanego miasta.

Wywiad z Janem Ciechanowskim, byłym żołnierzem powstania i znanym emigracyjnym historykiem

Maciej Rosalak

Czy decyzja o wywołaniu powstania nie była przedwczesna? Czy cena, jaką zapłacili za nią Polska i Polacy, nie była za wysoka?

Pakt Ribbentrop-Mołotow A.D. 1944

Piotr Zychowicz

Ujawniamy kulisy sowieckiej polityki wobec AK. Stalin chciał wymordować polskich patriotów walczących w Warszawie rękami Hitlera.

Powstanie oczami Josepha Goebbelsa

Eugeniusz C. Król

Co w swoim tajnym dzienniku o polskim zrywie pisał minister propagandy III Rzeszy? „Alarmujące wiadomości z Warszawy, które okazały się bardzo nieprzyjemne. Tamtejszego powstania w żaden sposób nie można stłumić!" (4 sierpnia 1944 r.)

Powstańczy Alcazar

Katarzyna Utracka

Czyli opowieść o heroicznej obronie Dworca Pocztowego w Śródmieściu. Na jego terenie walczył między innymi słynny rotmistrz Witold Pilecki.

Tekst z tygodnika "Uważam Rze"

Choć od obalenia komunizmu w Polsce minęły 23 lata, na warszawskiej Pradze do dziś straszy pomnik Zygmunta Berlinga. Zrobiony ze sprowadzonego ze Związku Sowieckiego marmuru obelisk przedstawia generała trzymającego w ręku lornetkę i patrzącego w stronę lewobrzeżnej Warszawy. Pomnik – który jest regularnie oblewany czerwoną farbą przez warszawiaków – ma upamiętniać desant wysłany przez Berlinga „na pomoc" powstańczej Warszawie.

Pozostało 96% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo