Jest szansa na koniec gehenny Iwony Świetlik, do niedawna głównego pracodawcy w Rawie Mazowieckiej. Jej firma została zniszczona bulwersującymi działaniami ZUS. W środę kobieta została aresztowana i osadzona na 45 dni w Zakładzie Karnym w Łodzi, za to, że nie zapłaciła 9,5 tys złotych grzywny. To kara za to, że z opóźnieniem płaciła składki ZUS. Kobieta zaległości spłaciła, ale na grzywnę nie miała pieniędzy, bo w międzyczasie straciła firmę, dom i wszystkie oszczędności. O sprawie informowała „Rz".
- Sytuacja mojej firmy i jej postawienie w stan upadłości spowodowało, że nie byłam w stanie w terminie spłacać składek ZUS. Wszystkie zaległości spłaciłam, ale z opóźnieniem, za które zostałam ukarana grzywną – mówiła nam w środę Iwona Świetlik, z którą udało nam się skontaktować chwilę po zatrzymaniu.
Kobieta od dwóch dni przebywa w zakładzie karnym. Jest jednak szansa, że najpóźniej w poniedziałek wyjdzie na wolność. Brakujące 9,5 tys złotych wraz z odsetkami zebrali dla niej członkowie stowarzyszenia Niepokonani 2012, skupiającego przedsiębiorców, których firmy zniszczyły bezzasadne, przedwczesne działania prokuratury i fiskusa.
- Udało nam się zebrać te pieniądze, dzisiaj koleżanka Mariola Jarmułowicz dostarczy dowód wpłaty i będziemy oczekiwali, że pani Świetlik wyjdzie na wolność- mówi „Rz" Marcin Kołodziejczyk, jeden z liderów ruchu Niepokonani 2012. O sprawie Iwony Świetlik pisaliśmy w w 2012 roku. Istniejąca niemal 30 lat firma, która tylko w latach 2007 – 2009 przyniosła budżetowi ponad 2 mln zł, została doprowadzona przez ZUS do likwidacji. Produkująca odzież firma IVETT należąca do Iwony Świetlik zatrudniała ponad 60 osób. W 2009 r. popadła w tarapaty. Właścicielka płaciła pensje pracownikom, ale nie odprowadzała składek do ZUS i fiskusa. W 2010 r. ZUS, wobec którego zaległości sięgały 270 tys. zł, złożył wniosek o upadłość likwidacyjną firmy wartej prawie 10 mln zł. Łódzki sąd, nie zapraszając właścicielki na postępowanie, zatwierdził ten wniosek. Efekt? Przedsiębiorstwo zostało postawione w stan likwidacji. „Rz" i program „Państwo w państwie" alarmowały wówczas, że działania ZUS i syndyka były przedwczesne i błędne.
Przez ponad rok syndyk masy upadłościowej nie przekazywał żadnych kwot na rzecz wierzycieli. Ale pieniądze z likwidowanej firmy wypływały do 30 listopada 2011 r., a wpływy z masy upadłościowej wyniosły prawie 1,1 mln zł. Pierwsze pieniądze od syndyka, ZUS otrzymał dopiero przed kilkoma miesiącami, gdy sprawą zainteresowały się media.