Rz: 14 górników cudem się uratowało, bo zdążyli założyć aparaty ucieczkowe. Dlaczego oni zdążyli, a ich koledzy nie?
Stanisław Parol:
Uratowali się nie tylko dlatego, że założyli aparaty, ale także dlatego, że byli w innym rejonie, gdzie było inne ciśnienie, inna temperatura. Takie pytania sobie teraz zadajemy, ale na odpowiedź jak było naprawdę, musimy poczekać. Te wszystkie wątpliwości wyjaśni komisja powołana przez prezesa Wyższego Urzędu Górniczego. Teraz nawet nie możemy zjechać na dół, by zebrać dowody i przeprowadzić wizję lokalną. Może będzie to możliwe za dzień, a może za trzy.
Pięć dni temu WUG przeprowadził w tym rejonie kontrolę pod kątem profilaktyki metanowej. Wyniki: żadnych nieprawidłowości. Więc co się stało w Boryni?
Teraz wiemy, że nastąpił wybuch lub zapalenie gazu. Jeśli tak, to musiała być iskra, która go spowodowała. Teraz jednak nawet nie wiemy, w którym miejscu do niego doszło, dlaczego metan nagle wybuchł, dlaczego zebrał się w jednym miejscu. To prawda, że kopalnia Borynia bardzo dba o bezpieczeństwo górników, jest kopalnią wzorcową, jeśli chodzi o profilaktykę, zasady wydobycia węgla.