„Kandydat" Żulczyka, czyli polski kościół Szatana

News-killer, „gejmczendżer”, który chce opublikować Reporter w dniu drugiej tury wyborów prezydenckich, jest kluczem do polskiego piekła opisanego w „Kandydacie” Jakuba Żulczyka.

Publikacja: 19.05.2025 04:54

Jakub Żulczyk

Jakub Żulczyk

Foto: PAP/Artur Reszko

Jakubowi Żulczykowi „Kandydata” pogratulowali już Andrzej Duda, Jarosław Kaczyński, Zbigniew Ziobro, Mariusz Kamiński, Donald Tusk, Zbigniew Mentzen i Krzysztof Bosak, a także przedstawiciele mediów, w tym Adam Michnik, wielu innych incognito. Jak zwykli czytelnicy poprosili o autograf z dedykacją. Takie sceny rozgrywały się podczas Warszawskich Targów Książki. Wszyscy wspomniani, a i niewymienieni z nazwiska, dziękowali za to, że autor „Kandydata” zrezygnował z opisywania gangsterów oraz dilerów i zajął się portretowaniem naszej „klasy politycznej”, a jej negatywne cechy oraz katastrofy cudownie przemienił w najmocniejszy polityczny thriller III RP.

„Kandydat" Jakuba Żulczyka i bohaterowie naszej polityki

Z tymi autografami i podziękowaniami to, oczywiście, żart. Może i bolesny, ale wzorowany na anegdocie, której Żulczyk używa w nowej powieści w wielu kontekstach, by pokazać, że największe świństwa uwierają i bolą, gdy się z nich śmiejemy. A lektura tej emocjonującej politycznej satyry powinna uwierać, bo przecież nawet jeśli nie jesteśmy wprost sportretowani w thrillerze, to raczej zaliczamy się do jednego z fanklubów polityków, którzy podzielili nasz kraj.

Pierwowzory, pożal się Boże, politycznych idoli nie powinny przysparzać problemów w identyfikacji tego, co kryje się za komiksowymi pseudonimami. Powraca w aurze buddyjskiego mędrca zmarły na ruskiej polanie Mistrz („Czasami najpiękniejsze karty zapisujemy po śmierci”), a żywych wciąż straszy jego cyniczny brat bliźniak Car. Wykorzystując haki na tych, którzy zaliczali wpadki finansowe i obyczajowe, trzęsie polską prawicą, a pośrednio Polską.

Tytułowy Kandydat miał już w pierwszej kadencji prezydentury problem z pewnym reżyserem, który nazwał go debilem. Prokurator wykorzystuje urząd do szantażu, przepłacania portali i zastraszania tylko teoretycznych sprzymierzeńców – groźnymi dla nich przeciekami do mediów. Cerata, minister spraw wewnętrznych, nie ma kaca tylko dlatego, że wciąż jest pijany – z czym wiążą się fizjologiczne problemy wyrażone w powieściowym pseudonimie. Dostaje się Fantastycznemu, przywódcy opozycji, jej zaś kandydat to safanduła, non stop zatrzaskujący kluczyki w samochodzie, mający kochankę brzydszą od tej, którą ma prezydent.

„Kandydat" Jakuba Żulczyka i polskie media

Żulczyk jest też bezlitosny wobec mediów. „Gazetą Krajową” kierują trzy Wiedźmy z „Makbeta”, czyli Wielki Jąkała, Dziennik i Komunistka o mentalu komunistyczno-turbokapitalistycznym. Śmiech i przerażenie wywołują Portal i Tygodnik, którymi jak marionetkami steruje Właściciel, publikujący kompromitujące newsy na zlecenie tych, którzy dają państwowe dotacje. Tabloid ma populistyczno-nacjonalistyczne, by nie powiedzieć antysemickie poglądy. Nienawidzi tego, co reprezentuje „Gazeta Krajowa”, uważająca się wciąż za agorę moralnych autorytetów, gdy już dawno straciła kontakt z rzeczywistością. Kryje świństwa i wstydliwą przeszłość swoich ludzi – jeśli stoją wysoko w towarzyskiej hierarchii. Tej zaś broni zaciekle warszawkowy Adwokat, którego klienci pomimo przewałów mogą być bohaterami cyklu „Jakim cudem wciąż nie siedzisz?”.

Czytaj więcej

Serial "Warszawianka". Na karuzeli życia

Zamiast nich w areszcie ląduje Reporter, główny poza prezydentem bohater powieści. Facet pogubiony, przegryw z gasnącą iluzją znaczenia mediów w walce o prawdę. Dryfujący donikąd po rozstaniu z matką jego syna Ksawerego i po aferze #metoo z dobrze zapowiadającą się stażystką. To Reporter chce sprzedać newsa-killera, „gejmczendżera” i prowadzi podwójną, a nawet potrójnie złożoną grę, toczącą się w dniu drugiej tury wyborów prezydenckich – od wczesnego rana na Helu w rezydencji prezydenta RP, w Pałacu Prezydenckim, willi Cara oraz w redakcjach – aż po ogłoszenie wyników w siedzibie partii Prawda i Równość.

Czytaj więcej

Kto wygra drugą turę wyborów: „Kandydat” Jakuba Żulczyka

To ten wysłannik Żulczyka, przemierzając od lewa do prawa kulisy politycznej sceny, pomaga sportretować trwającą od lat ideologiczną wojnę polsko-polską. Wywleka brudy udokumentowane i domniemane, pokazując, jak ze szczytnych ideałów – obywatelskich i religijnych – w trzy dekady po odzyskaniu niepodległości katolicka niegdyś Polska robi wrażenie „Kościoła Szatana” (określenie jednej z bohaterek), w którym katolicy i już niewierzący tworzą piekło codzienności.

Liberałowie są słabi, bo nie rozumieją potrzeb normalnych Polaków, a prawica zdiagnozowała problemy, lecz wykorzystała to do zbudowania w państwie mafijnych struktur. Jaki zaś jest realny stosunek prawicowej partii do „suwerena”, pokazuje wątek Matki Dziewczynki, przeciwko której skierowano atomową broń hipokryzji i służby specjalne. „Kandydat” nie pomija bowiem „rewelacji” z kolorowych mediów o nieślubnym dziecku głowy państwa czy podłości prawicowych kryptohomoseksualistów lansujących homofobiczne hasło „LGBT to propaganda, nie ludzie”, które mogło zdecydować o wyniku poprzedniej prezydenckiej elekcji. Tak: nasi trumpowcy mają w szeregach swoich odpowiedników Roya Cohna.

Jokerami „Kandydata” są kobiety – nieszablonowa Żona prezydenta, słuchająca Slayera i jeżdżąca nocą po torach wyścigowych 300 na godzinę. Poszła z mężem na układ, który ma niejedną tajemnicę. Tragicznymi bohaterami tej książki są dzieci („Cały kraj składa się ze zmaltretowanych dzieci”) – jako ofiary seksualnego brudu bądź braku dojrzałości rodziców, ich fanatyzmu ideologicznego, religijnego lub zbyt wielkiej wolności, która staje się rodzicielskim zaniedbaniem. Stąd biorą się późniejsze dramaty, kompleksy i błędy kolejnych generacji, przekazywane z pokolenia na pokolenia, grające główną rolę w chorych ambicjach najważniejszych ludzi władzy.

Młodzi Faszyści w „Kandydacie"

Żulczyk napisał książkę ostrą, odważną, aktualną, ale też wywołującą śmiech, bo tylko on może oczyścić nas z obywatelskiej rozpaczy. Jednocześnie „Kandydat” ucina narzekania literaturoznawców, że od czasu m.in. „Przedwiośnia” i „Kariery Nikodema Dyzmy” o II RP oraz niedocenianej „Miazgi” o PRL – nie mamy powieści o współczesnej Polsce.

Żulczyk wydestylował swój styl. Śmiejąc się w kilku fragmentach z tak zwanej sztuki ambitnej, lecz niezrozumiałej, pisze komunikatywnie, transowo, gęsto, krótką frazą, żonglując montażem rozgrywającej się właśnie akcji i retrospekcji, co sam nazywa „jechaniem na wielu frontach”. Ta symultana jest jak rollercoaster. Motywy trafiają na stół jak karty, a autor zwycięską pulę zgarnia w najmniej oczekiwanym momencie. Wpadkę – przedszkolną  –  zanotował z fekaliami, na początku.

Żulczyk potwierdza, że wrogowie są swoimi lustrzanymi, czyli odwrotnymi odbiciami, a de facto niewiele się różnią. Nie szczędzi Reporterowi oraz Prezydentowi wad i słabości, ale daje też im szansę na zdjęcie masek i pokazanie twarzy wykrzywionej w rozpaczy albo chwili zrozumienia własnej katastrofy, gdy wcześniej sądzili, że rządzą na powierzonych im polach. Tak: pycha zawsze przed klęską kroczy.

Całym tym cyrkiem kręci zaś zakamuflowana nadmarioneta. Nie obywa się bez ofiar, co nie może dziwić, gdy na politycznej i medialnej scenie obserwujemy żywe trupy. Tych, którzy sprzeniewierzyli się swoim ideałom, wystawili na śmieszność lub wściekłość Polaków. Lub zrobią to za chwilę jak zawistowani przez Żulczyka młodzi Faszyści.

„Kandydat" Jakuba Żulczyka, Świat Książki

„Kandydat" Jakuba Żulczyka, Świat Książki

Foto: Mat. Pras.

Jakubowi Żulczykowi „Kandydata” pogratulowali już Andrzej Duda, Jarosław Kaczyński, Zbigniew Ziobro, Mariusz Kamiński, Donald Tusk, Zbigniew Mentzen i Krzysztof Bosak, a także przedstawiciele mediów, w tym Adam Michnik, wielu innych incognito. Jak zwykli czytelnicy poprosili o autograf z dedykacją. Takie sceny rozgrywały się podczas Warszawskich Targów Książki. Wszyscy wspomniani, a i niewymienieni z nazwiska, dziękowali za to, że autor „Kandydata” zrezygnował z opisywania gangsterów oraz dilerów i zajął się portretowaniem naszej „klasy politycznej”, a jej negatywne cechy oraz katastrofy cudownie przemienił w najmocniejszy polityczny thriller III RP.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Literatura
Kto wygra drugą turę wyborów: „Kandydat” Jakuba Żulczyka
Literatura
„James” zrobił karierę na świecie. W rzeczywistości zakatowaliby go na śmierć
Literatura
Silesius, czyli poetycka uczta we Wrocławiu. Gwiazdy to Ewa Lipska i Jacek Podsiadło
Literatura
Jakub Żulczyk z premierą „Kandydata”, Szczepan Twardoch z „Nullem”, czyli nie tylko new adult
Literatura
Epitafium dla CK Monarchii: „Niegdysiejsze śniegi” Gregora von Rezzoriego