Na początku aktorskiej kariery porównywano go do Jamesa Deana, Zbigniewa Cybulskiego. Ale to była tylko jedna z twarzy Daniela Olbrychskiego – ta młodzieńcza, pełna niepokoju i wewnętrznego rozedrgania. Potem przyszły następne. Każda inna. I dla każdej wydobywał z siebie inne pokłady wrażliwości, życiowych doświadczeń, ale też aktorskiej techniki.
Największym szczęściem w życiu jest życie
W filmie Roberta Wichrowskiego „Pan Olbrychski” aktor opowiada:
– Andrzej Wajda podczas pierwszego spotkania stwierdził: „Dla mnie jest pan typowo słowiański, rozhukany, może pan grać młodego polskiego szlachcica”. I zaangażował mnie do „Popiołów”. Potem Antczak powiedział: „Dla mnie to jest pan takim typowym Nordykiem, ubiorę pana odpowiednio i będzie pan bardziej szwedzki niż król Szwecji”. A reżyser Hoffman zaczepił mnie: „Bracie kochany, dla mnie to ty nie jesteś żaden Słowianin ani Nordyk. Dla mnie po pierwsze to ty jesteś bandzior, po drugie masz w oczach chytrość i fałsz Azjaty, po trzecie to ja cię chlapnę na czarno i ty będziesz Azja”.
A zaraz potem w dokumencie Wichrowskiego tak pięknie o Olbrychskim mówi Krzysztof Zanussi: