Reklama

Daniel Olbrychski – wiele twarzy artysty

„Pan Olbrychski” Roberta Wichrowskiego to rzetelny portret artysty, który stworzył świetne role w teatrze Hanuszkiewicza, w filmach Wajdy, Zanussiego, Hoffmana. Film wejdzie do kin studyjnych 29 sierpnia.

Publikacja: 23.08.2025 10:39

Daniel Olbrychski – wiele twarzy artysty

Foto: PAP/Piotr Polak

Na początku aktorskiej kariery porównywano go do Jamesa Deana, Zbigniewa Cybulskiego. Ale to była tylko jedna z twarzy Daniela Olbrychskiego – ta młodzieńcza, pełna niepokoju i wewnętrznego rozedrgania. Potem przyszły następne. Każda inna. I dla każdej wydobywał z siebie inne pokłady wrażliwości, życiowych doświadczeń, ale też aktorskiej techniki. 

Reklama
Reklama

Największym szczęściem w życiu jest życie

Daniel Olbrychski

W filmie Roberta Wichrowskiego „Pan Olbrychski” aktor opowiada: 

– Andrzej Wajda podczas pierwszego spotkania stwierdził: „Dla mnie jest pan typowo słowiański, rozhukany, może pan grać młodego polskiego szlachcica”. I zaangażował mnie do „Popiołów”. Potem Antczak powiedział: „Dla mnie to jest pan takim typowym Nordykiem, ubiorę pana odpowiednio i będzie pan bardziej szwedzki niż król Szwecji”. A reżyser Hoffman zaczepił mnie: „Bracie kochany, dla mnie to ty nie jesteś żaden Słowianin ani Nordyk. Dla mnie po pierwsze to ty jesteś bandzior, po drugie masz w oczach chytrość i fałsz Azjaty, po trzecie to ja cię chlapnę na czarno i ty będziesz Azja”. 

A zaraz potem w dokumencie Wichrowskiego tak pięknie o Olbrychskim mówi Krzysztof Zanussi: 

Reklama
Reklama

– On nie może być ofiarą, bo on by się do końca bronił i walczył. 

A jednak reżyser dał mu rolę w „Życiu rodzinnym”, gdzie aktor zagrał introwertyka, kompletnie różnego od jego natury. 

Olbrychski: wspomnienia z Drohiczyna

Robert Wichrowski wraca z bohaterem swojego dokumentu do miejsc dla niego ważnych. Najpierw do Drohiczyna, gdzie po powstaniu warszawskim trafiła jego matka. Do pięknego, pełnego zieleni świata z płynącym spokojnie Bugiem i górującą nad krajobrazem Górą Zamkową. Ucząc polskiego i francuskiego w miejscowej szkole, matka Daniela prowadziła również uczniowski teatr.  Syn wówczas nie brał udziału w jej przedstawieniach. Ale to właśnie Drohiczyn jest dzisiaj jednym z ulubionych miejsc Olbrychskiego. To tutaj również aktor zabrał Andrzeja Wajdę i scenografa Allana Starskiego, gdy przygotowywali „Panny z Wilka” według prozy Jarosława Iwaszkiewicza. I tu potem galopował z Mają Komorowską przez zielone łąki, tu w zakończeniu filmu wsiadał na prom, płynący po Bugu. 

Iwaszkiewicz cenił „Panny z Wilka” i „Brzezinę”, lubił też teatr Hanuszkiewicza, z którym związany był Olbrychski. Pod koniec lat 70. Zadedykował mu wiersz. „Przyśniłeś mi się jeszcze tam, na stepie, / Gdy księżyc nad kurhanem wschodził różowym ciałem. / Widziałem cię na ulicy, w mieście, w sklepie, / W przejrzystej wodzie ciebie widziałem. / Szedłeś za mną przez całe moje długie życie / Słyszałem wciąż za sobą uparte stąpanie / Nie wiedziałem, że ciągle żyjesz ze mną skrycie / Hamlecie, młody Fauście, stary Don Juanie”. 

Ale wcześniej było warszawskie liceum i sport. Gdy Olbrychski miał grać w „Bokserze”, trenowali go najsłynniejsi polscy trenerzy – Leszek Drogosz i Feliks Stamm, który namawiał go na porzucenie aktorstwa i poświęcenie się karierze sportowca. „Do aktorstwa zawsze zdążysz wrócić” – mówił przepowiadając mu olimpijskie medale. Taki wątek pojawił się potem we „Wszystko na sprzedaż” Wajdy. 

Reklama
Reklama

Olbrychski wśród przyjaciół

W „Panu Olbrychskim” są wspomnienia z planów filmowych Andrzeja Wajdy (m.in. „Popiołów”, „Wszystko na sprzedaż”, „Ziemi obiecanej”), Krzysztofa Zanussiego, Jerzego Hoffmana, gdzie w kolejnych częściach trylogii Olbrychski był najpierw Azją, a potem Kmicicem. Wichrowski przypomina ogólnonarodową burzę, jaka rozpętała się, gdy ukazała się informacja, że to właśnie Olbrychski ma być bohaterem Sienkiewicza. Na głowę aktora posypały się wyzwiska i groźby, i tylko jeden z hollywoodzkich gwiazdorów zazdrościł, że żyje on w kraju, gdzie sztuka filmowa może wywołać tak żywe reakcje.

 Są wspaniałe zapisy, jak Olbrychski pracuje z Adamem Hanuszkiewiczem nad rolą Hamleta. 

Dużo jest w „Panu Olbrychskim” wypowiedzi i wspomnień reżyserów, m.in. twórcy „Blaszanego bębenka” Volkera Schloendorffa i aktorów – Andrzeja Seweryna, Mai Komorowskiej, Krystyny Jandy, Michała Żebrowskiego, ludzi, z którymi się spotykał, którzy z nim pracowali, przyjaźnili się. Są opowieści Adama Michnika o szkolnych czasach w liceum Batorego i Andrzeja Celińskiego, który przestrzega: „Dopiero jak go zabraknie, zrozumiecie, kim był”.

A wszystko to przefiltrowane jest przez osobowość i poczucie humoru Olbrychskiego. Jakże zabawna jest choćby jego anegdota „oscarowa” o przyjęciu hollywoodzkim przypominającym „te nasze bankiety z Łagowa”.  

Reklama
Reklama

Jednak życie to nie tylko zawód, są więc w filmie bardzo osobiste tony. Daniel Olbrychski opowiada o swoich miłościach – jak sam mówi „czasami pięknie spełnionych, czasami dramatycznych, czasami bardzo burzliwych”. O małżeństwach z Moniką Dzienisiewicz i Zuzanną Łapicką – przepiękną osobą, której, jak przyznaje, nie będąc wiernym, wyrządził wiele krzywd, o romansach z Marylą Rodowicz i niemiecką aktorką Barbarą Sukovą. Jest też oczywiście w filmie obecna żona aktora Krystyna Demska-Olbrychska, od lat również jego agentka.  

 „Pan” Olbrychski?

Daniel Olbrychski ma piękną kartę w polskim teatrze i filmie. Ale też niejedną kreację stworzył w Europie i w Ameryce. Bywa w życiu nadekspresyjny? Pewnie tak, ale jest aktorem. I jak mówi w dokumencie Wichrowskiego: „To jest egoistyczny zawód. Człowiek musi wierzyć, że jest najlepszy, inaczej nie powinien wychodzić na scenę”. Ma klasę, własną wizję świata, wartości, którym jest wierny. Nie wchodzi do polityki, ale – wierny wolności i demokracji – nigdy nie krył swoich poglądów i politycznych sympatii. 

Czytaj więcej

Bond, Batman i Supermeni wracają do akcji. Lubimy tych bohaterów, których już znamy

„Pan Olbrychski” to sumienna próba sportretowania aktora. Pokazania go z różnych stron. W domu, pędzącego przez łąki na koniu, na próbie w teatrze, w filmowych scenach, wspominającego to, co zdarzyło się w jego bogatym życiu. Choć mam wrażenie, że to „pan” w tytule sugeruje dystans. A Daniel Olbrychski zasługuje na głęboką rozmowę. O aktorstwie, o cenie, jaką trzeba zapłacić za – jak sam mawia – „anioły latające wokół głowy”, za życie na świeczniku i granie na własnych nerwach. Ale to już byłby inny film. A co jeszcze warto zapamiętać z „Pana Olbrychskiego”? „Największym szczęściem w życiu jest życie” – mówi aktor.  

Na początku aktorskiej kariery porównywano go do Jamesa Deana, Zbigniewa Cybulskiego. Ale to była tylko jedna z twarzy Daniela Olbrychskiego – ta młodzieńcza, pełna niepokoju i wewnętrznego rozedrgania. Potem przyszły następne. Każda inna. I dla każdej wydobywał z siebie inne pokłady wrażliwości, życiowych doświadczeń, ale też aktorskiej techniki. 

W filmie Roberta Wichrowskiego „Pan Olbrychski” aktor opowiada: 

Pozostało jeszcze 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Film
Nie żyje wielki artysta dokumentu Marcel Łoziński
Film
Nie żyje Terence Stamp. Słynny aktor miał 87 lat
Film
Narnia wraca na ekran z Meryl Streep. Reżyseruje autorka sukcesu „Barbie"
Film
Nie żyje krytyk filmowy Andrzej Werner
Film
Niedoszły Bond na tropie Laury Palmer z Yosemite, czyli serial „Dzikość” Netflixa
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama