„Kompromitacja Rady Etyki Mediów?”. „Wpadka REM”. „Rada potępia, a nie sprawdza”. „Kolejny skandal z REM”. To tylko kilka nagłówków portali informacyjnych z ostatnich dwóch tygodni. Powód?
Po pierwsze wpadka Rady Etyki Mediów dotycząca skargi (której, jak się okazało, nie było) burmistrza Złocieńca na reportera „Faktu”. Po drugie krytyczne oświadczenie REM (które, jak się okazało, oświadczeniem nie było) pod adresem dziennikarki TVP Joanny Lichockiej.
Obie te sprawy ponownie otworzyły dyskusję o stanie Rady Etyki Mediów, jej racji bytu i sposobie działalności.
W przypadku reportera „Faktu” REM wydała oświadczenie potępiające jego „nieetyczne postępowanie” wobec rodzin ofiar wypadku autokaru pod Berlinem. Z oświadczenia wynikało, że na reportera poskarżył się radzie burmistrz Złocieńca. Miał zarzucić dziennikarzowi, że ten, podając się za członka rodziny, dostał się do autokaru jadącego do Berlina i usiłował robić zdjęcia rodzinom ofiar. Sęk w tym, że burmistrz Waldemar Włodarczyk nigdy skargi nie złożył, o czym publicznie zapewnił.
Magdalena Bajer, przewodnicząca REM, tłumaczy, że padła ofiarą oszustwa. – Biję się w piersi, nie wiedziałam, że można się tak łatwo pod kogoś podszyć – mówi.