Chcą wrócić do polityki. Startują na prezydentów

Kiedyś w swoich partiach byli wpływowymi politykami. Ale Polacy o nich zapomnieli. Teraz startują na prezydentów

Aktualizacja: 13.11.2010 00:28 Publikacja: 12.11.2010 19:59

Chcą wrócić do polityki. Startują na prezydentów

Foto: ROL

Czesław Bielecki mówi, że jest zwierzęciem politycznym, choć zniknął ze sceny dziewięć lat temu, a pytany o politykę, powiedział w TVN 24, że ulice nie są pisowskie lub platformerskie, tylko dziurawe albo całe.

Zdzisław Podkański twierdzi, że cieszy go wolny czas, który może poświęcić rodzinie i hodowli koni, ale ma wysokie kwalifikacje, które nie powinny się marnować.

Jacek Bachalski utrzymuje, że jest człowiekiem spełnionym w biznesie, więc szuka ujścia dla drzemiącej w nim energii w działalności publicznej. A Romuald Szeremietiew po prostu czuje się skrzywdzony przez państwo i liczy na rehabilitację.

Wszyscy czterej znaleźli ten sam sposób na realizację swoich potrzeb – stanęli do wyborów samorządowych.

[srodtytul]Bielecki i dekada zapomnienia[/srodtytul]

Bezpartyjny architekt Czesław Bielecki to największe zaskoczenie tej kampanii. Do walki o prezydenturę Warszawy wystawił go prezes PiS Jarosław Kaczyński, podobno za radą prof. Jadwigi Staniszkis. Pomysł był nietypowy, bo w partii nie brakowało polityków, którzy chętnie stanęliby w szranki z urzędującą prezydent Hanną Gronkiewicz-Waltz, kandydatką PO. Tymczasem prezes PiS postawił na człowieka z zewnątrz, który na dodatek zniknął ze sceny wraz z upadkiem AWS.

Bielecki w PRL był aktywnym działaczem opozycji, autorem poradnika "Mały konspirator", po 1989 roku doradzał prezydentowi Lechowi Wałęsie w Radzie ds. Stosunków Polsko-Żydowskich oraz premierowi Janowi Olszewskiemu. Współzakładał Ruch Stu, partię, z której wywodzą się m.in. rzecznik rządu Paweł Graś i minister skarbu Aleksander Grad.

Za czasów AWS Bielecki był ważną postacią w polityce – szefem Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Mieszkańcy stolicy znają go jednak bardziej z osiągnięć architektonicznych niż politycznych. To on zaprojektował gmach TVP uznawany przez część warszawiaków za najbrzydszy w stolicy.

– Czasy AWS to był szczyt kariery politycznej Bieleckiego, odgrywał na prawicy bardzo ważną rolę – wspomina Graś. – Lubię go, bo to niesamowicie inteligentny człowiek. Ale ma bardzo twarde usposobienie, trochę niepasujące do dzisiejszej polityki.

Bielecki, który w czasie politycznej banicji od czasu do czasu wypowiadał się na tematy polityczne, jeszcze dwa lata temu mówił, że Jarosław Kaczyński był bezwzględnie złym premierem, w odróżnieniu od Donalda Tuska, który jest względnie dobrym szefem rządu. A jednak przyjął wsparcie od PiS, choć na każdym kroku podkreśla, że jest bezpartyjnym fachowcem.

– Uważam, że w Warszawie jest kilka konkretnych spraw do zrobienia, np. zbudowanie do otwarcia Euro 2012 obwodnicy drogowej Śródmieścia i doprowadzenie obwodnicy kolejowej przez połączenie torów na Woli ze stacją Ochota – mówi "Rz". – Potrafię to zrobić, bo jako profesjonalista umiem realizować wielkie projekty na czas.

Ale Graś nie wierzy w jego sukces: – Od czasu AWS polityka bardzo się zmieniła.

[srodtytul]Prywatna wojna Szeremietiewa[/srodtytul]

Konkurentem Bieleckiego w stolicy będzie inny polityk znany z przeszłości – Romuald Szeremietiew. Z wykształcenia doktor nauk wojskowych. W politykę wszedł już w czasach PRL. Był członkiem Stronnictwa Demokratycznego i PAX. Ale w latach 70. zaangażował się w działalność opozycji. Był jednym z założycieli Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela oraz Konfederacji Polski Niepodległej.

Przesiedział trzy lata w więzieniu za działalność opozycyjną. Po 1989 r. został wiceministrem obrony narodowej w rządach Jana Olszewskiego i Jerzego Buzka. Z tego drugiego odszedł w atmosferze skandalu, po artykułach zarzucających mu korupcję. Jego asystent, oskarżony w tej samej sprawie, został w widowiskowy sposób zatrzymany, gdy podróżował promem do Szwecji – funkcjonariusze UOP wciągnęli Zbigniewa Farmusa do helikoptera wprost z pokładu. Sąd oczyścił Szeremietiewa z wszelkich zarzutów, Farmusa – z większości.

Teraz były wiceminister obrony chce wrócić do polityki i jeszcze w ten sposób oczyścić nazwisko. A ponieważ swoją ofertę adresuje do wyborców prawicowych i jest popierany przez Radio Maryja, zapewne odbierze trochę głosów Bieleckiemu. Na wygraną nie liczy, bo dobrze wie, że w tym starciu jest bez szans.

– Byłem w politycznym niebycie i teraz z niego powracam – mówi "Rz". – Cokolwiek ugram, to będzie mój sukces. Myślę, że po tych wyborach otworzy się kilka opcji do politycznego działania.

[srodtytul]Podkański: ludowiec marnotrawny[/srodtytul]

O prezydenturę Lublina walczy Zdzisław Podkański, szef Stronnictwa "Piast". – Mam wystarczające kwalifikacje, żeby współpracować z lokalnym samorządem – mówi "Rz". I przypomina, że był już radnym, w latach 80. – Byłem wiceprzewodniczącym Rady Miasta, więc przeszedłem naturalną drogę od radnego do posła – opowiada.

Do 2004 r. był jednym z najbardziej prominentnych polityków PSL. Lubelszczyzna to matecznik ruchu ludowego, a niekwestionowanym królem tego matecznika był właśnie Podkański. Pogubił się jednak w meandrach polityki, odszedł z PSL, kiedy władzę w partii przejął Waldemar Pawlak, i w rezultacie wylądował na marginesie.

– Jego odejście z PSL to była rzecz niepojęta – wspomina Eugeniusz Kłopotek, działacz Stronnictwa. – Był jednym z symboli naszej partii. Można było powiedzieć, że ludowiec równa się Podkański.

Rzeczywiście, sprawował mandat poselski nieprzerwanie od 1993 roku do 2009 roku, przez ostatnie pięć lat w europarlamencie. Z jego nazwiskiem wiąże się zabawna historia, gdy był ministrem kultury w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza.

Jeden z urzędników zdradził mediom, że Podkański kazał mu umówić spotkanie z nieżyjącym od 1993 roku pisarzem i malarzem Józefem Czapskim. Stało się przedmiotem złośliwych komentarzy. Minister, który się bronił, że jego prośba o spotkanie dotyczyła innego Czapskiego – Leszka, konserwatora zabytków z Krakowa, pozwał nawet tygodnik "Wprost" za jeden z takich komentarzy. W 2005 roku sprawę wygrał. Ale historia z Czapskim przylgnęła do niego na lata.

Po odejściu z PSL Podkański nie przytulił się do żadnej dużej partii, tylko desperacko próbował o własnych siłach wedrzeć się na polityczną scenę. Chciał wystartować w tegorocznych wyborach na prezydenta Polski. Mówił "naród polski ma tyle doświadczeń, tyle męki, pracy i trudu, że na pewno zrozumie, kto jest mu oddany sercem, a kto tylko gra politycznie". Jednak nie udało mu się zebrać wymaganych 100 tys. podpisów, by zarejestrować się jako kandydat.

Czy ma szanse w wyborach samorządowych? – Szanuję go za przeszłość, ale wielkiej kariery politycznej w przyszłości nie wróżę. Jego czas w polityce już minął – mówi twardo Kłopotek. – Zrobił wielką głupotę, że tak ostro później pluł we własne gniazdo, które przecież wszystko mu w polityce dało. Spalił wszystkie mosty łączące go z naszą partią.

[srodtytul]Biznes i polityka według Bachalskiego[/srodtytul]

Czwarty z naszych bohaterów – przedsiębiorca Jacek Bachalski, walczy o prezydenturę Poznania i mandat radnego miasta. Ten były poseł i senator PO, niegdyś zaprzysięgły wróg lubuskiego SLD, z radością przyjął poparcie Sojuszu w tegorocznych wyborach.

– SLD to jest dziś inna partia niż przed laty. Kierowana przez młodych ludzi i jedyna zdolna do wprowadzenia Polski na ścieżkę przemian cywilizacyjnych – mówi "Rz" Bachalski.

Bycie prezydentem Poznania to wielkie marzenie tego przedsiębiorcy. Tak twierdzi. – Jeżeli nie wygram w tym roku, spróbuję za cztery lata – wyznaje. – Uważam, że każdy, kto odniósł sukces zawodowy, powinien angażować się w życie publiczne.

W 2006 roku jego marzeniem była prezydentura Gorzowa Wielkopolskiego. Nie udało mu się go zrealizować. Wtedy był jeszcze senatorem PO i prominentnym członkiem tej partii. W czasach swojego największego politycznego znaczenia potrafił namieszać w Platformie.

To on proponował, by lidera wybierali korespondencyjnie wszyscy członkowie. Deklarował, że jeżeli partia poprze jego pomysł, stanie w szranki z Donaldem Tuskiem. Ale to był już okres jego marginalizacji. Kilka miesięcy później stracił przywództwo lubuskiej PO, a potem odszedł z partii, by związać się ze Stronnictwem Demokratycznym Pawła Piskorskiego.

– To był człowiek, który nie potrafił działać w zespole. Grał tylko na siebie – ocenia Graś. – Kiedy przyszło mi zajmować się strukturami lubuskiej PO, którymi on wcześniej kierował, to okazało się, że zostawił po sobie pełno konfliktów i nierozwiązanych spraw.

Czy Bachalski ma teraz szanse w wyborach? – Nie potrafił odnaleźć się w Platformie, gdzie dostał wiele szans, nie odnajdzie się też nigdzie indziej – przewiduje rzecznik rządu.

Podobnie uważa politolog Wojciech Jabłoński z UW. – Wbrew temu, co myślą sami politycy, którzy wypadli z głównego nurtu, Polacy specjalnie za nimi nie tęsknili. Jestem przekonany, że po tych kilku latach nieobecności na scenie politycznej dla większości są oni postaciami równie anonimowymi, jak ci, którzy dopiero rozpoczynają karierę – uważa.

Politolog rozumie jednak ich chęć powrotu do wielkiej polityki: – Bo gdy widzą, jakie kariery zrobili ich dawni koledzy, musi nimi targać potężne uczucie zazdrości.

Czesław Bielecki mówi, że jest zwierzęciem politycznym, choć zniknął ze sceny dziewięć lat temu, a pytany o politykę, powiedział w TVN 24, że ulice nie są pisowskie lub platformerskie, tylko dziurawe albo całe.

Zdzisław Podkański twierdzi, że cieszy go wolny czas, który może poświęcić rodzinie i hodowli koni, ale ma wysokie kwalifikacje, które nie powinny się marnować.

Pozostało 96% artykułu
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?
śledztwo
Ofiar Pegasusa na razie nie ma. Prokuratura Krajowa dopiero ustala, czy i kto był inwigilowany
Kraj
Posłowie napiszą nową definicję drzewa. Wskazują na jeden brak w dotychczasowym znaczeniu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Kraj
Zagramy z Walią w koszulkach z nieprawidłowym godłem. Orła wzięto z Wikipedii