Oficjalny komunikat przekazany przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych Korei Północnej wszystkim ambasadorom urzędującym w Pjongjangu, wśród nich ambasadorowi Polski gen. Edwardowi Pietrzykowi, mówi „o rozważeniu możliwości ewakuacji z kraju personelu swych ambasad" w związku z ewentualnością wybuchu wojny z Koreą Płd. W języku dyplomacji stwierdzenie „braku możliwości zagwarantowania bezpieczeństwa" personelowi ambasad oznacza w istocie żądanie opuszczenia kraju. Zwykle jest to ostatni krok przed rozpoczęciem działań zbrojnych.
– Jesteśmy w procesie konsultacji z innymi placówkami, państwami, które mają ambasady w Korei Północnej – powiedział w piątek podczas konferencji prasowej rzecznik polskiego MSZ Marcin Bosacki. Poinformował, że w Korei Płn. przebywa kilkunastu polskich obywateli i są to wyłącznie polscy dyplomaci i członkowie ich rodzin.
Państwa unijne podejmą zapewne wspólną decyzję odnośnie do reakcji na żądania Pjongjangu. – Uważam, że powinniśmy prowadzić wspólną politykę z innymi ambasadami UE. Nie powinniśmy podejmować samodzielnych działań – mówi „Rz" europoseł Janusz Zemke, były wiceminister obrony narodowej.
Rzecznik bułgarskiego MSZ potwierdził, że jeszcze w sobotę akredytowani w Korei Północnej ambasadorowie państw unijnych spotkają się, by „omówić wspólne stanowisko i wspólne działania".
Jako pierwszy treść noty północnokoreańskiego resortu dyplomacji ujawnił mediom rzecznik ambasady Rosji w Pjongjangu Denis Samsonow. Rosja poinformowała, że pozostaje w bliskim kontakcie z USA, Chinami, Koreą Płd. i Japonią. Rosyjska dyplomacja „analizuje prośbę Phenianu, lecz na tym etapie nie planuje ewakuacji".