- Nie zgadzam się z decyzją. Uważam, że jest krzywdząca i niesprawiedliwa – tak mówił dziennikarzom ks. Lemański zaraz po opuszczeniu budynku kurii. - W piśmie zawarłem kilkanaście argumentów, które przemawiają za tym, by abp Hoser zmienił swoją decyzję. Być może pewne informacje do tej pory do niego nie docierały, dlatego je przytoczyłem – dodał.
Tłumaczył również, że biskup ma 30 dni na odpowiedź. Zapowiedział, że jeśli nie cofnie dekretu odwoła się do Watykanu. Według niego tzw. pismo przedrekursowe zawiesza procedurę odwołania go z urzędu proboszcza do momentu rozpatrzenia pisma.
Okazuje się jednak, że jest w błędzie. Kodeks Prawa Kanonicznego w kanonie dotyczącym złożenia odwołania mówi bowiem, że zanim ktoś odwoła się do Stolicy Apostolskiej winien poprosić autora dekretu (w tym wypadku abpa Hosera) o jego odwołanie lub poprawienie. Wniesienie takiej prośby jest równoznaczne z prośbą o zawieszenie dekretu, ale go nie zawiesza. O ewentualnym zawieszeniu decyduje ten, który dekret wydał. Natomiast w trakcie trwania procedury odwoławczej biskup nie może ustanowić nowego proboszcza lecz mianować jedynie administratora w parafii.
Według dekretu, który wydał 5 lipca abp Hoser ks. Lemański w niedzielę 14 lipca o godz. 21 przestanie być proboszczem w Jasienicy. Do czwartku 18 lipca musi się wyprowadzić i przenieść do domu dla księży emerytów.
Kulisy konfliktu ks. Lemańskiego z abp. Hoserem