Ksiądz Jacek Stasiak z Aleksandrowa Łódzkiego to kolejny po księdzu Wojciechu Lemańskim czy księdzu Piotrze Natanku duchowny, który otwarcie wypowiedział posłuszeństwo swojemu biskupowi.
Obłożony w połowie lipca karą suspensy, czyli zakazem wypełniania funkcji kapłana, ksiądz nic nie robi sobie z kolejnych napomnień arcybiskupa Marka Jędraszewskiego, metropolity łódzkiego, i wciąż odprawia msze św. w swoim kościele. – Kwestia posłuszeństwa nie jest bezdyskusyjnym, bezkrytycznym przyjmowaniem poleceń. Od nieposłuszeństwa, w dobrym tego słowa znaczeniu, zaczynały się wszelkie zmiany – tłumaczył swoje zachowanie w programie „Tomasz Lis na żywo" ksiądz Jacek Stasiak.
A kilka dni wcześniej dziennikarzom, którzy tłumnie zjawili się na niedzielnej mszy w jego kościele, wyjaśniał, że dekret informujący go o karach przyjmował, będąc pod wpływem silnych środków przeciwbólowych, i w związku z tym miał ograniczoną świadomość. Dlatego jest on po prostu nieważny.
– Jeśli podsuwa mi się do podpisania jakiś nakaz karny, którego treści nie jestem w stanie obiektywnie zrozumieć, to jest to tworzeniem fikcji i groteską – mówi ksiądz Stasiak, który w krótkim czasie stał się ulubieńcem części mediów. I w opiniach wielu kolejnym przykładem na to, jak hierarchia knebluje niepokornych duchownych.
Tymczasem – podobnie jak w sprawie księdza Lemańskiego – sprawa jest wielowymiarowa i nie zaczęła się wczoraj.