Przynajmniej niektórzy z nas. Może nie z niechęcią, ale z jakąś pokrętną drogą rozwiązania tego skandalicznego problemu. Ta nieszczęsna konferencja prasowa, na której określenie „zero tolerancji" usiłowano zamienić w określenie „nieskazitelna stanowczość". I to niedopuszczalne odniesienie do ideologii nazizmu i bolszewizmu. W swoim wystąpieniu papież użył stwierdzenia „serieta impeccabile", które jest bardzo trudne do przełożenia na język polski. Powaga, której nic nie można zarzucić. Najwyższa powaga. Ale nie ma co dyskutować o określeniach, że jedno jest złe a drugie dobre. Zero tolerancji i koniec. Do haniebnych czynów nie można nie mieć zera tolerancji. Duchowni, którzy ich się dopuszczają, są narzędziem szatana. Złość ludzi na te plagi jest odzwierciedleniem gniewu Boga, zdradzonego i spoliczkowanego przez te nieuczciwe osoby konsekrowane. To są słowa Franciszka. W imię prawdy powinniśmy się z tymi słowami identyfikować.
Zero tolerancji dla czynu czy także dla człowieka?
Oczywiście, że dla czynu. Natomiast do człowieka bezwarunkowy szacunek ze względu na jego godność. Nauka społeczna Kościoła rozróżnia błąd od błądzącego, grzech od grzesznika. Kościół uczy, że nawet przez najgorsze czyny człowiek nie zatraca swojej godności i jest godzien szacunku ze względu na to, kim jest. To jest koronny argument przeciw karze śmierci. Chociaż muszę stwierdzić, że wielu ludzi buntuje się wobec takiej koncepcji. Człowiek dopuszczający się takich haniebnych czynów, nie tracąc godności tę godność bruka i powinien ponieść tego konsekwencje. Także prawne. Natomiast zero tolerancji do czynu, którego się dopuścił. I dobro ofiar na pierwszym miejscu. Zajęcie się nimi, pomoc im, by mogli odzyskać życiową równowagę. Ofiary pedofilii mają pierwszeństwo w okazywaniu im przez nas autentycznej miłości. Tak uczy Kościół. Starajmy się przechodzić od teorii do czynów.
A gdybyście jasno powiedzieli, że podejmujecie walkę z nadużyciami, to wówczas głos prorocki Kościoła byłby słyszalny?
Trudno powiedzieć. Żyjemy w takiej rzeczywistości, że prawda nie ma przebicia. Ciągle zajmujemy się sprawami drugorzędnymi. Dzisiaj często mówi się o końcu ideologii. Nie zgadzam się z tym. Najniebezpieczniejszą ideologią dziś jest lęk człowieka i środowiska przed tym, jak zostanę odebrany, dzieląc się najgłębszymi swoimi przekonaniami. Jak na to, co my biskupi powiemy, zareagują „Rzeczpospolita", „Gazeta Wyborcza", „Do Rzeczy" czy „Polityka", jedna czy druga partia, rządzący czy opozycja. A niech reagują, jak chcą. Ja jako biskup mam uczyć, przekazywać naukę Chrystusa i Kościoła i nie mogę się bać.
Wzywa ksiądz biskupów, by nie bali się mówić?
Nie przypisuję sobie takiej roli. Jeśli moje słowa brzmią jak strzały, ja pierwszy jestem tarczą. Jesteśmy sługami. Kiedy mówię na temat etyki pracy, etyki przedsiębiorczości, etyki w polityce, koncepcji władzy, o trójpodziale władzy, to ja nie mówię od siebie. Przekazuję nauczanie Kościoła wyrażone w wielu dokumentach. Identyfikuję się z tym nauczaniem. A biskup przede wszystkim nie powinien robić zbitki między swoją misją a jedną formacją polityczną, co jest – niestety – grzechem pierworodnym niektórych z nas. Biskup, prezbiter powinien być pasterzem dla wszystkich. Wierzących i niewierzących, tych, którzy są bliżej, i tych, co są dalej. Nie powinien wykluczać nikogo. Powinien przekazywać mądrość Ewangelii wszystkim ludziom na nią otwartym. Niektórzy rządzący odpowiadają swoim krytykom tak: „Zostaliśmy wybrani w demokratycznych wyborach i możemy robić, co chcemy, i wara od naszych posunięć". To jest wbrew nauczaniu Kościoła, Kościół tak nie uczy.
Co Kościół w tej sytuacji powinien powiedzieć?
Że demokratyczny wybór władzy nie jest wystarczającym kryterium do jej prawomocności, praworządności, legalności. Jan XXIII mówił, że jeżeli demokratycznie wybrana władza nie angażuje się na rzecz sprawiedliwości w atmosferze prawdy i wolności, gdzie siłą sprawczą jest miłość, to mimo że została wybrana demokratycznie, może nie mieć siły obowiązywania dla obywateli. A Paweł VI w skrajnych wypadkach dopuszczał nawet odsunięcie jej od rządów. Temat ten podjął Benedykt XVI w swym wystąpieniu do Bundestagu w 2011 r. Mówił o fundamentach państwa prawnego. O tym, że potrzebny w polityce sukces powinien być podporządkowany kryterium sprawiedliwości i prawa, by nie przerodzić się w siłę uwodzicielską. Przywołał naukę św. Augustyna, który mówił: „Kiedy usuniesz prawo, co odróżnia państwo od zgrai złoczyńców?". I dodał: „My, Niemcy, wiemy z doświadczenia, że słowa te nie są pustym straszeniem. Doświadczyliśmy odseparowania władzy od prawa, postawienia się władzy przeciw prawu, deptania prawa przez władzę. Państwo stało się narzędziem niszczenia prawa, stało się dobrze zorganizowaną zgrają złoczyńców, która zagroziła całemu światu i popchnęła go na krawędź przepaści". Tak przemawia prorok! Bardzo pouczające słowa. Ale wielu z nas woli je przemilczać. Niestety.
Marzy ksiądz biskup o przewrocie?
Nie. Rewolucjonistą nie jestem. Choć chrześcijaństwo w pewnym sensie z natury jest rewolucyjne. Chrystus głosił miłość nieprzyjaciół! Każde autentyczne nawrócenie jest w pewnym sensie rewolucją. Jest zmianą kierunku, zawróceniem w kierunku Boga. Przypominam tylko nauczanie Kościoła, które trzeba upowszechniać. Nie wzywam do żadnej rewolucji w rozumieniu socjologicznym. Wzywam do uważnego studiowania nauki społecznej Kościoła. Są tam jasne wskazówki co do trójpodziału władzy, wyraźnie napisano, że dobro wspólne powinno być wypracowywane zarówno przez większość, jak i mniejszość. Przecież naganny jest styl szybkiego, nocnego procedowania przepisów. Franciszek przypomina zasadę: czas jest ważniejszy od przestrzeni. Chodzi o rozpoczęcie i kontynuowanie procesów, a nie o siłowe, jak najszybsze zagospodarowanie przestrzeni politycznej. Zasadą działania polityka ma być prawda, obiektywna prawda, nie ideologia. Następnie celem ma być wprowadzenie sprawiedliwości. Siłą sprawczą ma być miłość, nie rozumiana sentymentalnie, tylko jako pragnienie i czynienie dobra dla każdego człowieka, całego człowieka, poczynając od tych najbardziej potrzebujących. Natomiast metodą ma być wolność. Tak nauczał św. Jan XXIII w encyklice „Pacem in terris". Czy my tę naukę wprowadzamy w czyn? Niech każdy sobie odpowie.