Reklama
Rozwiń

Kto zapewni Polsce parasol nuklearny? Ekspert z Francji wylewa kubeł zimnej wody

Francja w żadnym wypadku nie ma zamiaru proponować Polsce ochrony nuklearnej w stylu Stanów Zjednoczonych - mówi Bruno Tertrais, zastępca dyrektora francuskiej Fundacji na Rzecz Badań Strategicznych.

Publikacja: 04.07.2025 10:15

Kto zapewni Polsce parasol nuklearny? Ekspert z Francji wylewa kubeł zimnej wody

Foto: Siavosh Hosseini/NurPhoto via Getty Images

Bruno Tertrais

Zastępca dyrektora Fundacji na Rzecz Badań Strategicznych (FRS), czołowego francuskiego think tanku zajmującego się kwestiami bezpieczeństwa międzynarodowego. Specjalizuje się w strategii nuklearnej, geopolityce i polityce obronnej. W 2017 r. doradzał prezydentowi Emmanuelowi Macronowi w zakresie polityki międzynarodowej i strategicznej.

Konflikt Izraela z Iranem, a kilka tygodni wcześniej Pakistanu z Indiami pokazują, jak bardzo tzw. doktryna odstraszania nuklearnego jako gwarant pokoju stała się podatna na eskalację sporów regionalnych. Czy podobnie może być w Europie, zwłaszcza w świetle ostatnich gróźb nuklearnych ze strony Rosji?

Doktryna odstraszania to strategiczna koncepcja wojskowa i polityczna, której głównym celem jest zapobieganie atakowi przeciwnika poprzez groźbę odwetu, zazwyczaj z użyciem broni masowego rażenia, np. jądrowej. Nie chodzi tu o rzeczywiste użycie siły, ale o wiarygodną groźbę jej użycia, która sprawia, że potencjalny agresor uznaje atak za nieopłacalny. Analizując bez zbędnych emocji powyższą doktrynę, uważam, że stosunek kosztów do korzyści jest pozytywny. Gdyby jutro doszło do zlikwidowania całego arsenału nuklearnego, świat stałby się dużo bardziej niebezpiecznym miejscem. A właśnie utrzymaniu światowego pokoju służy doktryna odstraszania.

Raczej doktryna zastraszania… Dwa państwa posiadające broń nuklearną napadły właśnie na inne, które, na co wszystko wskazuje, do jej produkcji dążyło, ale jej nie posiadało.

Takie twierdzenie jest wysoce mylące. Iran wielokrotnie atakował nie tylko Izrael. W kwestii związanej z budową bomby atomowej wybrał strategię żółwia, który powoli, ale systematycznie zmierza do celu. I najprawdopodobniej nigdy wcześniej nie był tak blisko jego osiągnięcia.

Czy manipulacja obawami związanymi z irańską bombą atomową służyła usprawiedliwieniu decyzji o przeprowadzeniu prewencyjnego ataku na ten kraj?

Nie uważam, aby to była manipulacja. Strach Izraelczyków, zarówno tych rządzących, jak i w całym społeczeństwie jest prawdziwy i moim zdaniem jak najbardziej uzasadniony. Republika Islamska nie uznaje Izraela i chce, aby państwo żydowskie zniknęło. Postanowiono zrobić wszystko, co możliwe, aby zadać Teheranowi jak najbardziej bolesne ciosy, łącznie z próbą obalenia reżimu ajatollaha Alego Chameneiego.

Chatham House, jeden z najbardziej wpływowych brytyjskich ośrodków analitycznych zajmujący się m.in. polityką międzynarodową i bezpieczeństwem, ostrzega, że ​​izraelski atak przyspieszy wyścig nuklearny Iranu i stworzy jeszcze większe zagrożenie. Jeśli nie dziś, to w niedalekiej przyszłości.

To przy założeniu, że nie udało się spowolnić irańskiego programu atomowego, co byłoby dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Nie sądzę, że Iran będzie w stanie przyspieszyć prace nad bombą atomową. Zresztą w dalszym ciągu istniałoby wiele możliwości, aby ten kraj przed tym powstrzymać.

Czytaj więcej

Konflikt Izrael-Iran jako wstęp do wojny globalnej. To groźna myśl

Sanam Vakil, dyrektorka programu Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej w Chatham House, napisała: „Premier Izraela Netanjahu stara się sabotować wszelkie pozostałe drogi dyplomatyczne w kierunku odnowienia umowy nuklearnej, a być może także wywołać wewnętrzne niepokoje w Iranie. Premier ma również swoje wewnętrzne motywacje”. Zgadza się pan?

Postrzeganie decyzji Izraela o ataku na Iran wyłącznie jako decyzji premiera Netanjahu jest błędem. Tak poważne decyzje, jak podjęcie zmasowanych działań militarnych, wymagają w Izraelu konsensusu gabinetu bezpieczeństwa i wszystkich najwyższych dowódców wojskowych. Ponadto ani przez sekundę nie wierzę, że prowadzone od kwietnia negocjacje nuklearne pomiędzy USA i Iranem, z których ostatnia zaplanowana na 15 czerwca została odwołana po atakach izraelskich, doprowadziłyby do porozumienia.

W przypadku konfliktu Iranu z Izraelem, wspartym potem przez Stany Zjednoczone, dochodzi jednak zagrożenie katastrofą. Rafael Grossi, dyrektor generalny Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA), już kilkakrotnie wskazał, że ataki na Iran spowodowały skażenie radiologiczne i chemiczne. Czy tego typu nuklearna ruletka nie grozi poważnym wypadkiem w niedalekiej przyszłości?

Nie akceptuję określenia „nuklearna ruletka”. Dziś każda wojna, w mniejszym lub większym zakresie, trafia do naszych domów poprzez przekaz medialny. To sprawia, że zaczynamy się poważnie niepokoić, że w końcu i realnie do nas dotrze. Ponadto zbombardowane irańskie obiekty nie zawierały materiałów, które mogłyby spowodować poważny wypadek radiologiczny. Uważam, że nie istnieje jakiekolwiek ryzyko wystąpienia na Bliskim Wschodzie awarii jądrowej w stylu Czarnobyla, nawet jeśli w Iranie ostrzelano obiekty, w których przetwarza się uran.

Sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres wyrażał zaniepokojenie „niebezpieczną eskalacją” stanowiącą „bezpośrednie zagrożenie dla pokoju i bezpieczeństwa na świecie”, a pan jest spokojny?

Nie zajmuję się uprawianiem katastrofizmu, ale analizą strategiczną. Moim zdaniem nie ma więc ryzyka konfliktu nuklearnego, gdyż celem izraelskim i amerykańskim było właśnie zatrzymanie rozwoju programu nuklearnego Teheranu. Podkreślę raz jeszcze, że nie ma powodów, aby się niepokoić, że za chwilę z powodu tego, co dzieje się na Bliskim Wschodzie, wybuchnie III wojna światowa lub międzynarodowy konflikt nuklearny.

Carl Sagan, amerykański kosmonauta i pionier egzobiologii, po premierze filmu „Nazajutrz” w czasach zimnej wojny powiedział, że nuklearny wyścig zbrojeń przypomina dwóch zaprzysięgłych wrogów stojących po pas w benzynie, z których jeden przechwala się, że ma kilka zapałek więcej od drugiego. W 2024 r. globalne wydatki na broń jądrową osiągnęły rekordowy poziom 100,2 mld dolarów, co oznacza wzrost o 11 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim. Czy świat nie zmierza ku zagładzie?

Doktryna odstraszania się sprawdza, choć oczywiście są w niej zarówno pozytywy, jak i negatywy. Problematyczne z punktu widzenia moralnego jest opieranie pokoju na świecie na broni, która jest destrukcyjna. Dlatego mam nadzieję, że kiedyś to ulegnie zmianie. Przy czym można śmiało powiedzieć, że już pojedyncze użycie broni jądrowej doprowadziłoby wszystkich do takiego strachu, że zachęciłoby do rozbrojenia nuklearnego.

Carl Gustav Jung w „Cywilizacja w przejściu” napisał: „Największym zagrożeniem dla ludzkości nie jest technologia, lecz psychiczna niedojrzałość ludzi, którzy ją obsługują”. Czy w doktrynie odstraszania bierze się pod uwagę kwestie psychologiczne, a nie tylko racjonalne kalkulacje i strategie?

To jest fundamentalne w tej strategii. Odstraszanie jest przede wszystkim zjawiskiem psychologicznym. W dziedzinie bezpieczeństwa polega na przekonaniu przeciwnika lub potencjalnego agresora, że posiadamy zarówno wolę, jak i zdolność do reakcji militarnej poprzez wyrządzenie mu takich szkód, które nie będą dla niego korzystne. Liczy się więc nie tylko rozmiar posiadanego arsenału zbrojnego, zaawansowanie technologiczne, ale właśnie umiejętność przekonania drugiej strony, że nie warto z nami zadzierać. Dlatego czasami używam metafory Oscara Wilde'a, który mówił, że piękno jest w oczach innych. Ja mówię, że odstraszanie jest w oczach innych.

To może działać na zdrowe jednostki, ale co wtedy, gdy mamy do czynienia z krajami rządzonymi przez zaburzonych emocjonalnie przywódców?

Podkreślę raz jeszcze potrzebę profesjonalnej oceny sytuacji w jej różnych aspektach, w tym profilu psychologicznego rządzących. Problem polega na tym, że efektów doktryny odstraszania nie można wykazać na twardych danych. Nie ma możliwości wykazania, że wywiera taki lub inny wpływ na takie lub inne decyzje np. prezydenta Rosji Władimira Putina. Choć on zdaje sobie doskonale sprawę, że to się dzieje.

...i sam używa podobnej strategii.

Oczywiście! To działa w obie strony.

Pamięta pan, w jaki sposób wybuchła II wojna światowa?

Od niemieckiej agresji na Polskę.

Dzień przed wybuchem żołnierze SS przebrani za Polaków napadli m.in. na niemiecką stację radiową w Gliwicach. Dokonano też innych aktów sabotażu, co wykorzystała nazistowska propaganda, która wydanie rozkazu ataku na Polskę przez Hitlera tłumaczyła potrzebą obrony przed „polską agresją”.

Znany i powszechnie używany chwyt. Oczywiście, że wojny mogą się rozpoczynać od aktów sabotażu, zmanipulowanych incydentów, które różnymi środkami propagandowymi będą przedstawiane w zależności od potrzeb danej strony. Należy jednak podkreślić, że w XXI wieku możliwości reżimów autorytarnych wpływania na opinię Zachodu stały się bardzo ograniczone. W czasach Hitlera liczyło się głównie uzasadnienie dyplomatyczne, a także przekonanie samych Niemców, że to oni są ofiarami, a nie agresorami.

Zgadzam się jednak, że powyższa analogia może niepokoić. Przypomniała mi się właśnie gra wojenna sprzed kilku lat pokazywana w BBC, a zatytułowana „World War Three: Inside the War Room”. W grze wzięła udział grupa brytyjskich wojskowych i dyplomatów. Symulacja rozpoczęła się od kryzysu w jednym z krajów nadbałtyckich, gdzie Kreml wspierał separatystów. Po fiasku prób odparcia rosyjskich sił przez NATO, Rosja „przez pomyłkę” odpala taktyczny ładunek nuklearny przeciwko okrętom USA i Wielkiej Brytanii na Bałtyku. Dowódca podejmujący decyzję o ataku miał jakoby działać bez uprawnień, co ma osłabić odwet. NATO decyduje się na symetryczny atak nuklearny na bazę rosyjską. W odpowiedzi Rosja wdraża pełen arsenał, co prowadzi do globalnego konfliktu nuklearnego. Są to ewentualne scenariusze wojenne, o których musimy myśleć i być na nie przygotowani.

Czytaj więcej

Parasol atomowy: Na co zgodzi się Francja?

Przywołując początki II wojny światowej, chciałabym też zwrócić uwagę na totalną destrukcję zaplanowaną przez Hitlera. Trudno nie zadawać sobie pytania, czy użyłby broni atomowej, gdyby ją wówczas posiadał.

To są spekulacje, bo tego nie wiemy.

Ale wiemy, że pod koniec życia był pod wpływem leków, które zmieniły jego osobowość.

Hitler był być może szalony, ale nie zupełnie irracjonalny. Powiedziałbym, że był racjonalny inaczej, a wręcz przewidywalny w swoich działaniach w dość specyficzny sposób. Chciałbym też podkreślić, że skoro naziści w czasie II wojny światowej nie użyli broni chemicznej, oznacza to, że pomiędzy ówczesnymi stronami konfliktu funkcjonowało pewne tabu związane z ofiarami, które taka broń przyniosła w czasie I wojny światowej. Powyższe uważam za wystarczające uspokojenie w kontekście ewentualnego konfliktu nuklearnego, gdyż strach przed użyciem broni jądrowej jest zbyt duży i ostrożność w tym względzie dotyczy wszystkich rządzących. I to nie jest przypuszczenie, ale stwierdzenie faktów, które są umocowane w tym, co się dzieje na świecie przez ostatnie 80 lat. Dlatego uważam, że wybuch konfliktu nuklearnego w obecnych czasach jest oczywiście możliwy, ale bardzo mało prawdopodobny.

Według danych z maja 2025 r. globalny arsenał nuklearny szacuje się na 12,3 tys. Większość jest w posiadaniu dwóch krajów: Rosji i Stanów Zjednoczonych. Eksperci szacują, że pełnoskalowa wojna nuklearna między nimi mogłaby doprowadzić do śmierci ponad 5 mld. Nie boi się pan, że przy tak dużej liczbie śmiercionośnej broni pewnego dnia ktoś popełni błąd albo system ulegnie awarii, a potem będzie jak z kostkami domina?

Nie jestem w stanie zrozumieć i zaakceptować logiki w scenariuszu, w którym arsenał nuklearny jednej lub drugiej strony zostaje użyty w całości. To wymagałoby przekroczenia tylu etapów tzw. doktryny nuklearnej, która w każdym państwie posiadającym broń nuklearną składa się z konkretnych reguł, warunków i scenariuszy związanych z jej użyciem. Dlatego powyższy scenariusz uważam za niewiarygodny. Posiadanie broni nuklearnej nie oznacza, że można za przyciśnięciem jednego guzika ją użyć.

W maju 2025 r. Francja i Polska podpisały traktat z Nancy, czyli nową umowę o przyjaźni i wzmocnionej współpracy. Czy francuski parasol nuklearny przyczyni się do wzrostu bezpieczeństwa naszego kraju?

W moim odczuciu traktat przypomina ten podpisany z Niemcami w 2019 r. w Akwizgranie. Stawia Polskę na wyjątkowo uprzywilejowanej pozycji jako kluczowego partnera Francji w Europie Środkowo-Wschodniej. Zwłaszcza w kontekście klauzuli związanej ze wzajemną obroną w przypadku ataku. I nie chodzi tylko o rozwój obrony nuklearnej, choć kraje europejskie już teraz funkcjonują w takim systemie, bo przecież NATO jest sojuszem nuklearnym. Francja w żadnym wypadku nie ma zamiaru proponować ochrony nuklearnej w stylu Stanów Zjednoczonych. Nie ma takiego arsenału i razem z Wielką Brytanią, która także posiada tego typu uzbrojenie, leży w Europie, a nie za oceanem, dlatego jej podejście do doktryny odstraszania musi być inne. Chodzi bardziej o propozycję, abyśmy wspólnie zbudowali taką ochronę. W obecnej sytuacji – związanej z niepewnością ze strony ochrony militarnej zapewnianej przez USA i z agresją Rosji na Ukrainę – uważam, że to dobry krok w stronę intensyfikacji wysiłków na rzecz europejskiej autonomii obronnej.

Termin „parasol nuklearny”, który w dyskursie publicznym pojawia się nie tylko we Francji, ale, sądząc po tym, co pani mówi, także w Polsce, nie jest używany przez władze francuskie. Wolę mówić o „doktrynie odstraszania” i uważam, że jej większa europeizacja przyczyni się do zwiększania bezpieczeństwa wszystkich mieszkańców naszego kontynentu.

W Nancy podpisano nie tylko traktat o współpracy strategicznej, ale także porozumienie w dziedzinie cywilnej energetyki jądrowej. Czy w tym kontekście możemy mówić o francuskim technokolonializmie jądrowym?

Dlaczego?

Prezydent Macron uspokajał opinię publiczną nad Sekwaną, że nie będzie płacił za ochronę innych, a dodatkowo współpraca z koncernem EDF może prowadzić do uzależnienia Polski od francuskiej technologii na kilka pokoleń.

Zacytowała pani fragment z telewizyjnego wystąpienia prezydenta Macrona dwa tygodnie po podpisaniu wspomnianych umów i chciałbym zaznaczyć, że było ono skierowane do społeczeństwa francuskiego. Miało je uspokoić, że rozprzestrzenienie się doktryny nuklearnej nie będzie kosztowało ani grosza z jego podatków.

Od władz polskich zależy, w jaki sposób przeprowadzą procedurę zamówień na budowę elektrowni jądrowych w swoim kraju. A Francuzi są mistrzami w przegrywaniu przetargów na takie zamówienia.

Nadarza się okazja do złożenia zamówienia bez przetargu w ramach pewnego rodzaju lojalności dyplomatycznej związanej z francuskim parasolem nuklearnym, czy jak pan woli, doktryną odstraszania.

Doprawdy nie jestem specjalistą od cywilnej energetyki jądrowej, ale takie spekulacje uważam za niezasadne. Budowa elektrowni atomowej opiera się na zasadach komercyjnych, bezpieczeństwa i wzajemnego zaufania.

W przeszłości Francja otrzymywała znaczną część swojego uranu z Nigru w zamian za tzw. pomoc rozwojową, która często maskowała głęboką nierównowagę. W Algierii po odzyskaniu przez nią niepodległości Francja ciągle przeprowadzała testy nuklearne na pustyni na mocy ukrytych zapisów porozumień z Évian. Te przykłady pokazują kontrowersje związane z wykorzystywaniem kwestii jądrowych do celów geopolitycznych.

Zaznaczam, że uranu z Nigru nie sprowadzamy już od dawna. Ciągle nie widzę związku między francuską przeszłością kolonialną a podpisanymi z Polską umowami o współpracy w zakresie cywilnej energetyki nuklearnej i ochrony militarnej.

Czy budowa elektrowni jądrowych na obszarze, który w niedalekiej przyszłości może znaleźć się w strefie działań wojennych, powinna być powodem do niepokoju? Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej ostrzegała w ciągu ostatnich dwóch lat wielokrotnie, że sytuacja wokół kontrolowanej przez Rosję elektrowni jądrowej w Zaporożu znajdującej się w Ukrainie stwarza poważne ryzyko dla bezpieczeństwa nuklearnego w całej Europie.

Powyższe kwestie poruszano już kilkadziesiąt lat temu i były właśnie związane z ewentualnym wykorzystaniem elektrowni jądrowych w czasie konfliktu zbrojnego. Obecnie mówi się o tym coraz częściej właśnie w kontekście elektrowni w Zaporożu…

Czytaj więcej

Jędrzej Bielecki: Parasol atomowy Francuzów? Zaraz możemy nie mieć nic lepszego

…ale także podobnych obiektów na terenie Iranu.

Według mojej wiedzy nie ma możliwości spowodowania drugiego Czarnobyla przez ostrzelanie elektrowni atomowej czy wywołania w takim obiekcie wybuchu nuklearnego.

Dyrektor generalny IAEA Rafael Mariano Grossi ostrzega, że ataki na nuklearną infrastrukturę energetyczną oraz obecność wojskowa w pobliżu elektrowni atomowych znacząco zwiększają ryzyko poważnego wypadku.

Uważam, że na terenach objętych działaniami wojennymi istnieje zagrożenie radiologiczne i związane z bezpieczeństwem, które może być poważne, ale nie doprowadzi to do katastrofy na skalę światową.

A jeśli np. prezydentowi Putinowi przyszłoby do głowy celowo uszkodzić elektrownię w Zaporożu, a winę zrzucić na Ukrainę?

Nie można takiego scenariusza wykluczyć. Tym bardziej, że już w 2022 r. rosyjskie władze na forum ONZ zgłaszały, że strona ukraińska przygotowuje atak radiologiczny, a także posiada plany militarne w obszarze broni nuklearnej. Ciągle jednak uważam, że rosyjski akt sabotażu nie polegałby na ataku na ukraińską elektrownię jądrową, bo wystarczy przyjrzeć się temu, w jakim kierunku wieją tam wiatry. Terytorium państwa rosyjskiego także byłoby narażone na skażenie.

Jak możemy zapobiec temu, aby w kontekście rosnącego niepokoju związanego z wojną, dezinformacją i zbiorowymi emocjami atom nie stał się narzędziem manipulacji psychologicznej, ale także wojskowej?

Trzeba zachować chłodną głowę.

Konflikt Izraela z Iranem, a kilka tygodni wcześniej Pakistanu z Indiami pokazują, jak bardzo tzw. doktryna odstraszania nuklearnego jako gwarant pokoju stała się podatna na eskalację sporów regionalnych. Czy podobnie może być w Europie, zwłaszcza w świetle ostatnich gróźb nuklearnych ze strony Rosji?

Doktryna odstraszania to strategiczna koncepcja wojskowa i polityczna, której głównym celem jest zapobieganie atakowi przeciwnika poprzez groźbę odwetu, zazwyczaj z użyciem broni masowego rażenia, np. jądrowej. Nie chodzi tu o rzeczywiste użycie siły, ale o wiarygodną groźbę jej użycia, która sprawia, że potencjalny agresor uznaje atak za nieopłacalny. Analizując bez zbędnych emocji powyższą doktrynę, uważam, że stosunek kosztów do korzyści jest pozytywny. Gdyby jutro doszło do zlikwidowania całego arsenału nuklearnego, świat stałby się dużo bardziej niebezpiecznym miejscem. A właśnie utrzymaniu światowego pokoju służy doktryna odstraszania.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
„Brzydka siostra”: Uroda wykuta młotkiem
Plus Minus
„Super Boss Monster”: Kto wybudował te wszystkie lochy
Plus Minus
„W głowie zabójcy”: Po nitce do kłębka
Plus Minus
„Trinity. Historia bomby, która zmieniła losy świata”: Droga do bomby A
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Marek Węcowski: Strzemiona Indiany Jonesa