Tylko konsument działający w dobrej wierze wobec swojego kontrahenta, choćby był bankiem, może powoływać się na ochronę konsumenta, na to że nadużyto jego zaufania czy niewiedzy. To sedno piątkowego wyroku Sądu Najwyższego.
SN rozpatrywał pozew o zapłatę 1 miliona 940 tys. zł jakie Renata K., ekonomistka z wykształcenia a z praktyki przedsiębiorca, zainwestowała na lokatę terminową wchodząc w porozumienie z ówczesnym dyrektorem regionalnego oddziału Banku Gospodarstwa Krajowego w Rzeszowie Markiem Z. (ma teraz sprawę karną o oszustwa i fałszowanie dokumentów). To ów dyrektor podpisał z nią umowę ramową na prowadzenie lokat na formularzu BGK (nieco nieaktualnym). Lokaty były jednak kierowane do innych firm, na konto w innym banku wskazanym przez Marka Z. Na rzecz firmy w kłopotach finansowych, które dawały jednak znacznie wyższe oprocentowanie (12 proc. gdy w banku w tym czasie wynosiło ono 4-6 proc.).
Później dyrektor uznał dług kobiety z odsetkami (na znacznie zresztą wyższą kwotę), ale umowa okazała się nieważna, gdyż w imieniu tego banku umowy jednoosobowo mógł podpisywać tylko prezes, a dyrektor oddziału tylko łącznie z inną osobą.
Sądy niższych instancji (w Rzeszowie) oddaliły pozew. Uznały, że nie była to lokata bankowa, na dodatek bank nie uzyskał żadnych korzyści. Nie dały też wiary, że powódka nie wiedziała o pozabankowej działalności dyrektora (ponoć był jej znajomym) a to ustalenie wiąże SN.
Pełnomocnik powódki mec. Bożena Nawrocka wskazywała przed SN, że takich spraw jest więcej, że jej klientka działała w zaufaniu do tego banku, zresztą państwowego. Wskazywała, że art. 120 Kodeksu pracy stanowi, że w razie wyrządzenia przez pracownika przy wykonywaniu przez niego obowiązków pracowniczych szkody osobie trzeciej, do jej naprawienia zobowiązany jest wyłącznie pracodawca.