Prezydent Wołodymyr Zełenski zaproponował trójstronne spotkanie z Putinem i Donaldem Trumpem. Amerykański przywódca prawie od razu się zgodził na taką formułę. Ale Kreml natychmiast zgłosił własny pomysł: drugiej rundy rosyjsko-ukraińskich rozmów w poniedziałek w Stambule.
– Pryncypialnie nic się nie zmieniło w pozycji dotyczącej takiego spotkania (prezydentów). Ale musi ono być rezultatem konkretnych porozumień obu delegacji – wyjaśniał rzecznik Kremla, dlaczego Putin jest całkowicie za, ale z nikim się nie spotka.
Niedająca się cofnąć militaryzacja Rosji
Tymczasem nic nie wskazuje na to, by pojawiły się jakieś „konkretne porozumienia”. Po rozmowie telefonicznej Trump–Putin Moskwa zaczęła mówić o „memorandum”, w którym mają się znaleźć warunki przerwania ognia i które będzie podstawą do rozmów z Kijowem. Ukraińcy, chcąc nie chcąc, przygotowali swoje i przesłali do Waszyngtonu. Rosjanie nikomu nic nie pokazywali i nie wiadomo nawet, czy przywiozą swój dokument do Stambułu – jeśli do tych rozmów dojdzie.
Ukraina mogłaby prawdopodobnie pójść na jakieś ustępstwa jedynie pod ostrym naciskiem Donalda Trumpa
Na razie pojawiają się nieoficjalne informacje, że znajdą się w nim „zaporowe warunki”, m.in. pisemne oświadczenie państw Zachodu, że nie przyjmą Ukrainy do NATO, a ta zachowa status państwa bezatomowego, „zniesienie dyskryminacyjnych ustaw” (w Ukrainie – Kreml nadal żąda, by język rosyjski miał tam status oficjalnego, a jego Cerkiew prawosławna działała bez przeszkód). Nie wydaje się, by ukraińska delegacja, jaka ewentualnie pojedzie do Stambułu, przyjęła takie żądania, mimo iż większość jej członków bez wątpienia będzie rosyjskojęzyczna (jak minister obrony Rustem Umarow).