Górnicy nie żyją od 27 lat. Tyle potrzebowało państwo polskie, by wydać akt sprawiedliwości. Lepiej późno niż wcale. Chwała sędziom, że choć późno, to jednak podjęli jednoznaczną decyzję.
W tej sprawie – jakże ważnej i symbolicznej – wyrok zapadł. Ale w wielu innych – ciągle nie. Kiedyś wydawało się nam, że w wolnym kraju wszystko pójdzie szybko i łatwo. Rzeczywistość okazała się jednak dużo trudniejsza. Jak trudne jest mocowanie się z przeszłością, pokazuje sprawa książki o przeszłości Lecha Wałęsy czy emitowany w ostatnich dniach w TVN film o trzech kumplach: Stanisławie Pyjasie, Bronisławie Wildsteinie i Lesławie Maleszce.
Młoda polska demokracja nie bardzo umiała poradzić sobie z udźwignięciem i osądzeniem przeszłości. Bo faktem jest, że przeszłość nie może przesłaniać nam codziennych wyzwań: modernizacji kraju, budowania stadionów, informatyzacji państwa czy rozwoju nauki. Ale pomijać jej też się nie da.
Przeszłości nie można uznać za nieważną, bo sprawy nienazwane i nieosądzone i tak będą się za nami ciągnęły. Trupy z szafy nie znikają. One tam tkwią, a im dłużej tam są, tym gorszy zapach się unosi.
Wspólnota bez wyraźnie określonych zasad, bez jasno określonego stosunku do zbrodni, przestępstw i zwykłych świństw nie może dobrze funkcjonować. Nie da się budować sprawnego aparatu sprawiedliwości, jeśli winy – nie tak przecież dawne – wciąż są nieosądzone.