Rządząca partia podeszła do sprawy prestiżowo i poniosła prestiżową porażkę. Przegrała ze swym koalicyjnym partnerem, z kandydatem partii słabej, o której mówi się, że jest partią wsi, a nie miasta. Cokolwiek mówiliby dziś politycy PO – to porażka.
Pierwsza porażka Platformy od półtora roku.
Czy to pierwszy znak końca triumfalnego marszu tej partii? Niekoniecznie. Ale znak tego, że tak łatwo jak do tej pory już nie będzie. Sama magia nie wystarczy. Najpiękniejszy uśmiech Donalda Tuska nie był w stanie zastąpić dobrego kandydata. Tak jak dobry PR nie zastąpi konkretnych działań.
To znak, że jeśli rząd na koniec swego urzędowania nie będzie się mógł wykazać odpowiednimi dokonaniami, to wyborcy mogą go potraktować tak, jak się traktuje tych, którzy zawiedli nadzieje.
Dzisiaj Platforma nie ma poważnych konkurentów – poza PiS. Ale mogą się pojawić także inni. Tacy jak kandydat PSL w Olsztynie, który rozłożył kandydata PO na łopatki.