[b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/03/08/donald-kaczynski/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Ale na tym zdumiewający proces się nie kończy. Premier przejmuje także polityczne nawyki szefa PiS, zawsze, jak wiadomo, wykazującego talent do posunięć, które w dalszej perspektywie sprowadzały na niego katastrofę, ale jako rozgrywki taktyczne na dany moment ocierały się o genialność. Przyjęcie na listy do europarlamentu Danuty Hübner i zgłoszenie kandydatury Włodzimierza Cimoszewicza na sekretarza generalnego RE to bez wątpienia taktyczny majstersztyk – w ślad za nimi prawdopodobnie przypłynie do PO wystarczająca część elektoratu SLD, aby Sojusz podzielił los LPR i Samoobrony. Ale co to właściwie oznacza, jeśli chodzi o tak zwane ideowe pryncypia PO? Że takowych po prostu nie ma, że jest to partia władzy, pragnąca sprawować władzę, żeby sprawować władzę. Twarzą PO w stosunkach z Europą był dotąd Jacek Saryusz-Wolski, twardy negocjator, wyznawca zasady, iż mamy w Unii swoje interesy i musimy o nie dbać. Hübner i Cimoszewicz kojarzeni są raczej z postawą "cieszmy się, że Unia nas chciała, i róbmy, co każe, żeby się nie okazać niewdzięczni".

Nominacja dla Anny Fotygi to nieco inna sprawa, ale znowu – na krótką metę zysk z wyciszenia wojny z prezydentem i z jego poparcia dla aspiracji ministra Sikorskiego, na długą metę zaś sygnał, że Tusk dziś odsądza od czci i wiary, a jutro gotów komplementować. Szybki zysk, a potem się zobaczy.