Piątek. Czołówka organu III RP "Gazety Wyborczej". "Nasze kino historyczne – "Katyń", "Popiełuszko", "Generał Nil" odrabia zaległości. Mówi wprost o tym, co przed 1989 r. było tabu." Czytamy i jesteśmy nieco zaskoczeni. Tabu działało do 1989 roku, a filmy powstają 20 lat później. Dlaczego tak się dzieje, tego naczelny krytyk "Wyborczej" nie wyjaśnia. Pisze natomiast, że "siła filmu" polega na "przełamaniu stereotypu": "Wybór był taki – albo życie, albo narodowe samobójstwo". I znowu nieuprzedzony czytelnik popada w konfuzję. To po to, aby nam to powiedzieć Bugajski zrealizował swój film? August Fieldorf, tytułowy "Nil", wiedział, że powstanie przeciw Sowietom nie ma sensu, wybierał życie, a nie "narodowe samobójstwo". Mimo to został zamordowany. Może więc wybór nie był taki oczywisty? Trudno natomiast oprzeć się wrażeniu, że dla krytyka "Wyborczej" jest on jednoznaczny, choć naprawdę nie donosi się do przeszłości, a teraźniejszości. Jeśli w ten sposób strywializujemy przesłanie filmu Bugajskiego, to uznać go można za usprawiedliwienie PRL-owskiego konformizmu. Przecież: "trzeba było żyć". W filmie identyczne nieomal kwestie o potrzebie życia wygłaszają do żołnierza AK zarówno Fieldorf jak i ubecki oprawca. Ale choć brzmią one podobnie, znaczą coś radykalnie odmiennego, czego, zdaje się, wyborczy krytyk nie dostrzegać. Zauważenie zasadniczej odmienności postaw w świecie PRL-u rujnowałoby strategię usprawiedliwiania komunistycznego zła i dowodziłoby, że nawet w tamtych upodlonych czasach wybory życiowe mogły być diametralnie różne.
Wyborczy krytyk udaje także, że nie dostrzega, iż to właśnie gazeta, w której wychwala film Bugajskiego, miała swój ogromny udział w tym, że obrazy takie powstają dopiero po 20 latach wolnej Polski, a tabu o tamtych czasach choć w zmienionej formie trwało w III RP. Wydaje się zapominać, że bezpośrednio po upadku komunizmu to jego gazeta głosiła, że mamy dość dnia wczorajszego, jesteśmy nim znudzeni i zbrzydzeni toteż najlepiej, aby pamięć o nim zakopać i przekreślić. Ledwie pojawiła się wolność, która otworzyła perspektywę refleksji i twórczej analizy naszej najnowszej historii, a już najważniejsze ośrodki opiniotwórcze tłumaczyły nam, że jesteśmy nią znudzeni. Mówiono nam, że pokazywanie niezłomnych postaci naszej historii i heroicznych zachowań zbiorowości jest tandetne, właściwe natomiast jest akcentowanie dwuznaczności tamtych czasów, co miało prowadzić do uznania, że odpowiedzialność za zło systemu rozkłada się równomiernie, innymi słowy, nikt nie jest za nie odpowiedzialny.
Fakt, że dzisiaj, wreszcie powstają takie filmy jak "Generał Nil" czy "Popiełuszko" jest klęską tamtego myślenia, a naszym zwycięstwem. Czołobitna czołówka "Wyborczej" poświęcona filmowi Bugajskiego jest aktem hipokryzji, ale hipokryzja to przecież hołd jaki występek składa cnocie.
[ramka]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/wildstein/2009/04/19/dwadziescia-lat-pozniej/]na blogu[/ramka][/link]