[b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/10/04/przypadek-farfala/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Nagonka, którą na niego przez ten czas prowadzono, w żaden sposób nie dotyczyła tego, co robił, ale wyłącznie kim był. A był, krótko mówiąc, człowiekiem spoza towarzystwa, które na pełnienie takich funkcji przyznało sobie w III RP wyłączność.

Ton tej nagonce nadawała „Gazeta Wyborcza”, której rzetelność, na co jest prawomocny wyrok sądu, może być porównywana z rzetelnością stalinowskiej „Trybuny Ludu”. Nie wspominała ona o Farfale inaczej niż z adnotacją „b. neonazista”. Dodawała ją tak, jak innym informację o przynależności partyjnej np. „Aleksander Grad (PO) i Piotr Farfał (b. neonazista)”.

Czy Farfał rzeczywiście był autorem antysemickich bzdur w skinowskim zinie, czy, jak twierdzi, tylko lekkomyślnie dał nazwisko do stopki redakcyjnej, nie wiem. Jeśli nawet, miał wtedy 16 lat. Jacek Kuroń miał dużo więcej, gdy biegał po Żoliborzu ze służbowym naganem, a Bronisław Geremek jeszcze więcej, gdy kierował POP PZPR w stacji PAN w Paryżu, będącej przykrywką operacji wywiadowczych przeciwko „Kulturze” i Giedroyciowi. Przy czym ten drugi nigdy się ze swej „wiary i winy” nie rozliczył, przeciwnie, do końca odmawiał złożenia oświadczenia lustracyjnego.

Ci sami, którzy łatwo wybaczali swym idolom stalinowskie zaangażowanie, wobec politycznego wroga przyjęli z całym cynizmem optykę zupełnie odmienną i nie mieli żadnych skrupułów w całkowitym skreślaniu człowieka na podstawie epizodu z jego młodości. Mniejsza o ich obłudę, bo ta jest znana. Gorzej, że trwale złamali kolejną barierę przyzwoitości w dyskursie publicznym.