Zwalniają? Będą przyjmować

Przedsiębiorcy, którzy zbyt nerwowo zareagowali na kryzys, są jak pokerzyści, którzy nie zdołali odpowiednio długo zachować kamiennej twarzy.

Publikacja: 16.10.2009 03:16

W efekcie przegrali, a na stół muszą wyłożyć duże pieniądze. Chodzi o zwolnienia grupowe, które w ostatnich miesiącach stały się codziennością wielu firm. Szczególnie tych, w których zaczęła spadać liczba zamówień, ograniczono produkcję. W tej sytuacji wiele z nich szybko dokonało ostrego cięcia, zwalniając personel w ramach zwolnień grupowych.

Firmy dały się ponieść kryzysowej panice – że jest źle i będzie jeszcze gorzej. Wzięły więc kurs na oszczędności, również te polegające na pozbyciu się jak największej części załogi. Pracownicy dostali wypowiedzenia, a firmy muszą im wypłacić odprawy liczone nawet w setkach tysięcy złotych.

Szybko się jednak okazało, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Poprawia się rynkowa koniunktura i interesy znów zaczynają się kręcić. Wracają klienci i zamówienia, znów trzeba uruchamiać produkcję, ale... trzeba mieć do tego pracowników. A ci przecież zostali zwolnieni. Myli się, kto sądzi, że to żaden problem, bo można się wycofać z wypowiedzeń albo przyjąć nowych ludzi.

Po pierwsze – przedsiębiorca bez zgody pracownika takiego wypowiedzenia nie cofnie. Po drugie – pracownik nie będzie zainteresowany cofnięciem, bo może na tym raczej zyskać, niż stracić. Przedsiębiorca i tak musi mu bowiem wypłacić odprawę, a zwolnieni w „grupówkach” mają pierwszeństwo powrotu do firmy, która zaczyna znów przyjmować. I nie ma mowy o zwracaniu odprawy.

Krótko mówiąc, firmy, które spanikowały w kryzysie albo – jak kto woli – poszły po linii najmniejszego oporu (łatwych zwolnień), muszą teraz za to zapłacić. Ręce zacierają te, które skorzystały z nowych rozwiązań – m.in. możliwości elastycznego kształtowania czasu pracy.

Zwalniają? Znaczy, będą przyjmować – ta stara zasada Lejzorka Rojtszwańca sprawdza się teraz jak nigdy. Tyle że tym razem przyjmujący muszą za to dodatkowo zapłacić.

W efekcie przegrali, a na stół muszą wyłożyć duże pieniądze. Chodzi o zwolnienia grupowe, które w ostatnich miesiącach stały się codziennością wielu firm. Szczególnie tych, w których zaczęła spadać liczba zamówień, ograniczono produkcję. W tej sytuacji wiele z nich szybko dokonało ostrego cięcia, zwalniając personel w ramach zwolnień grupowych.

Firmy dały się ponieść kryzysowej panice – że jest źle i będzie jeszcze gorzej. Wzięły więc kurs na oszczędności, również te polegające na pozbyciu się jak największej części załogi. Pracownicy dostali wypowiedzenia, a firmy muszą im wypłacić odprawy liczone nawet w setkach tysięcy złotych.

Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?
Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka
Komentarze
Rusłan Szoszyn: Broń atomowa na Białorusi to problem dla Aleksandra Łukaszenki, nie dla Polski
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: PiS nie skończy jak SLD. Rozliczenia nie pogrążą Kaczyńskiego