Nasi zachodni sąsiedzi od lat dwudziestu wydali na opracowanie, utrzymanie i ujawnianie akt policji politycznej ponad miliard euro. Do sklejania przemielonych kawałeczków zbudowali specjalny superkomputer i wyedukowali specjalistów do jego obsługi. Niemieckie media nigdy nie zakwestionowały sensu tych wydatków. Może dlatego, że w niemieckich mediach – by użyć języka naszych "elit" intelektualnych i politycznych – "Stasi odniosła pośmiertne zwycięstwo" i wskutek "grzebania w ubeckim szambie" "podzielono tam ludzi" i "naruszono elementarne prawa" – czyli, mówiąc po ludzku, kapusiów Stasi natychmiast z nich powyrzucano. Nie tylko z mediów.

[wyimek][b] [link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/03/28/lustracyjny-paradoks/]skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]

Kapuś jest w Niemczech osobnikiem napiętnowanym, któremu nie tylko nie wolno wykonywać zawodów zaufania publicznego, ale wręcz każdy pracodawca może go, zlustrowawszy, bez żadnych kodeksowych wymogów potraktować odmownie.

Wszystko byłoby jasne, gdyby nie dwie rzeczy. Po pierwsze, nasze zajadle proamnezyjne "elity opiniotwórcze" nie przedstawiają nam Niemiec jako ponurego reżimu, "pośmiewiska dla cywilizowanego świata", rządzonego przez "obsesje przeszłości", tylko jako wzór do naśladowania. Po drugie, robiąc u samych siebie coś diametralnie przeciwnego, u nas Niemcy wspierają wszystkimi siłami obóz antylustracyjny. Nieodparcie przypomina to radę chińskiego stratega Sun Cy, by popierać u wroga wszystko to, co u siebie się zwalcza. Tylko że Niemcy nie są naszymi wrogami, ale najlepszymi przyjaciółmi. Wszyscy przecież tak mówią.