Reklama
Rozwiń
Reklama

Szułdrzyński: Nowa wojna Tuska. Wojna z nienawiścią

Po zwycięskiej wojnie z pedofilami, hazardem i dopalaczami, premier Donald Tusk wraz z Platformą Obywatelską wypowiedział kolejną wojnę. Wojnę z agresją w polityce.

Publikacja: 21.10.2010 18:42

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Rzeczpospolita

Ilekroć działy się w Polsce rzeczy wyjątkowe (afera hazardowa, fala zatruć dopalaczami, mord łódzki) premier Donald Tusk ze swymi współpracownikami natychmiast znajdywali tak złego wroga, że nawet przeciwnicy PO nie mogli go bronić. Gdy wróg zostawał dobrze zdiagnozowany, gdy społeczne emocje sięgały zenitu, premier ogłaszał wojnę. Szybkie kampanie pozwalały emocje uspokoić, premierowi zaś mienić się politykiem jeszcze skuteczniejszym i jeszcze bardziej lubianym. Bo kto nie lubi gości, którzy walczą ze złem?

Po wybuchu afery hazardowej wrogiem ogłoszono hazard i rozpoczęto szaleńczą pracę nad ustawą ograniczającą w Polsce ilość jednorękich bandytów. Równocześnie przez prasę przetoczyła się fala reportaży o ludziach uzależnionych od automatów do gry. Wspólny front walki z hazardem złączył rząd z opinią publiczną, zamykając usta opozycji. Po tamtej kampanii wszelkie próby wyjaśnienia afery hazardowej były skazane na porażkę.

Pierwsza fala emocji społecznych została osłabiona i ustalenie czy to Rycho dzwonił do Mira, czy też Grzesiek do Rycha, zupełnie przestało pasjonować opinię publiczną. Po wybuchu afery polała się krew, winni zostali ukarani (politycy wyrzuceni z rządu, właściciele automatów poskromieni). Fiasko komisji śledczej było więc nieuniknione.

Analogiczny mechanizm zastosowano przy walce z dopalaczami. Wzrost zatruć zbiegł się z debatą budżetową i oczekiwaniem opinii publicznej na ofensywę legislacyjną rządu. Natychmiast więc zdefiniowano zło: dopalacze i wypowiedziano im wojnę. W efekcie każdy, kto kto pytał o deficyt, o dług publiczny, kto pytał o obiecane reformy słowem każdy, kto nie poświęcał się wyłącznie walce z dopalaczami okazywał się ich sprzymierzeńcem.

W trybie natychmiastowym napisano ustawę i usatysfakcjonowano opinię publiczną symbolicznie krwią "handlarzy śmierci", którzy zostali publicznie napiętnowani (również przez premiera).

Reklama
Reklama

Według tego samego scenariusza przebiegały wydarzenia po zamachu na biuro PiS w Łodzi. Zbrodnia wywołała wielką falę społecznych emocji. By emocje te nie zaszkodziły Platformie do akcji wkroczyli dwaj najważniejsi politycy tej formacji: Donald Tusk i Bronisław Komorowski. Wspólnie wypowiedzieli wojnę nienawiści w polskim życiu publicznym. Zaczęto więc bredzić o komisjach etycznych, o cenzurowaniu mediów i internetu, tak by nikt nie miał już czasu na pytanie, kto doprowadził odpowiada z mord w Łodzi.

Okazało się, że za tę agresję dopowiedzialna jest niemal bezosobowa agresja i nienawiść. Niemal bezosobowa, bo skoro Jarosław Kaczyński odrzucił ofertę spotkania z prezydentem, skoro PiS domaga się komisji śledczej, to znaczy, że nie chce walczyć z nienawiścią. A skoro tak, to znaczy, że stoi po stronie nienawiści i agresji, które zabiły łódzkiego działacza. Odpowiedzialność za mord spada więc na nich.

Trzeba przyznać, że doradcy Donalda Tuska doskonale diagnozują społeczne zapotrzebowanie. I znów - jak się okazało - to PO lepiej rozumie Polaków niż PiS. Polacy deklarują niechęć do polityki w ogóle, a do agresji i nienawiści w wojnie PiS z PO w szczególności. Nikt nie chce zostać zaliczony do obozu nienawiści. Emocje i sympatie będą musiały być po stronie premiera, który nie będzie tolerował agresji w polityce.

Wojna z nienawiścią pozwoliła PO rozbroić bombę, jaką mógł się stać mord łódzki.

Tyle tylko, że ta wojna wcale nie sprawi, że polska polityka będzie lepsza. Przeciwnie, doprowadzi tylko do jej jeszcze większego zakłamania. Doprowadzi też PiS do poczucia jeszcze większej bezsilności i frustracji, który będzie spyrzjał agresji w tym środowisku. To zaś wywoła mechanizm samospełniającej się przepowiedni. PO miast walczyć z PiS będzie walczył z agresją, a wyjdzie na jedno. Demokracja nie będzie od tego lepsza.

Ilekroć działy się w Polsce rzeczy wyjątkowe (afera hazardowa, fala zatruć dopalaczami, mord łódzki) premier Donald Tusk ze swymi współpracownikami natychmiast znajdywali tak złego wroga, że nawet przeciwnicy PO nie mogli go bronić. Gdy wróg zostawał dobrze zdiagnozowany, gdy społeczne emocje sięgały zenitu, premier ogłaszał wojnę. Szybkie kampanie pozwalały emocje uspokoić, premierowi zaś mienić się politykiem jeszcze skuteczniejszym i jeszcze bardziej lubianym. Bo kto nie lubi gości, którzy walczą ze złem?

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Reklama
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Niedoszłe męczeństwo Zbigniewa Ziobry. Budapeszt znów zaszkodzi PiS
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
Komentarze
Estera Flieger: Jak polubić 11 listopada. Wylogować się do świętowania
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Zbigniew Ziobro bez odznaki szeryfa nie okazał się kowbojem
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Działka pod CPK odkupiona przez państwo. Teraz tylko PiS ma problem z tą aferą
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Komentarze
Zuzanna Dąbrowska: Donald Tusk je przystawki, żurek i czeka na drugie danie
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama