Ali Abdullah Saleh władał w Jemenie dłużej niż Ben Ali w Tunezji i Mubarak w Egipcie. Miał wielkie doświadczenie w ogrywaniu przeciwników politycznych, w zwalczaniu buntów. Rządzenie Jemenem porównywał do tańczenia na głowach węży. I tańczył tak przez 33 lata. Teraz upadł, leczy rany w Arabii Saudyjskiej, i zapewne się już z tego upadku nie podniesie.
Węże jednak pozostały i nikt im w najbliższej przyszłości głów nie utnie. Pozostała wielka bieda znacznej części społeczeństwa, żyjącej jak przed wiekami, tyle że z komórką w ręku i kałasznikowem. Pozostał separatyzm w dawnym komunistycznym Jemenie Południowym, pozostały napięcia na szyickim północnym zachodzie, pozostały konflikty plemienne. I pozostała al Kaida.
Saleh, podobnie jak wielu innych dyktatorów w świecie islamu, twierdził, że bez niego fundamentaliści czy wręcz terroryści przejmą rządy w kraju. Były to twierdzenia nie do sprawdzenia. Al Kaida w Jemenie nie była jednak wymysłem Saleha. Ona tam naprawdę jest, i to silna. To tam ukrywa się największy wróg USA, przewodnik duchowy wielu islamskich terrorystów Anwar al Awlaki, tam półtora roku temu przygotowywał (nieudany) zamach na amerykański samolot terrorysta z bombą w majtkach Umar Faruk Abdulmuttalab. Stamtąd pochodziła znaczna część więźniów Guantanamo.
To wszystko nie znaczy, że wbrew woli Jemeńczyków należało wspierać Saleha. On i tak nie zapewniał bezpieczeństwa własnemu krajowi, nie mówiąc o świecie. Jemen, podobnie jak Tunezja i Egipt, pomoże nam teraz dać odpowiedź na pytanie: jakie są kraje islamskie uwolnione od dyktatorów? Ta odpowiedź zadecyduje o losie setek milionów ludzi.