Piotr Gabryel o wyroku sądu ws. Rzeczpospolitej

Publikacja: 15.06.2011 01:24

Na piątej stronie papierowej „Rz" publikujemy dziś oświadczenie, którego zamieszczenie nakazał nam Sąd Najwyższy. Towarzyszący mu werdykt sądu zawiera pogląd, który kwestionuje jedną z ważnych reguł, jakimi rządzi się wolna prasa, co w istocie – gdyby się on upowszechnił – może doprowadzić do ograniczenia zakresu wolności słowa w Polsce. Dlatego nie sposób się do niego nie odnieść.

Sprawa dotyczy tekstu pt. „Pułkownik oskarża resort obrony" z 7 lipca 2008 roku, w którym autorka, powołując się m.in. na relacje byłego szefa obsługi prawnej MON płk. rezerwy Artura Busza, wskazała, że w resorcie tym dochodziło do „łamania i obchodzenia prawa, lekceważenia procedur".

W 2009 roku sąd okręgowy oddalił powództwo pełnomocników MON, uznając żądanie ochrony dóbr osobistych za nieuzasadnione. Sąd dowodził wówczas, że MON jest istotnym resortem dla funkcjonowania kraju i w związku z tym dziennikarz ma prawo do informowania o stanie faktycznym. Tym samym nie podważył opisywanych przez nas faktów.

Sąd apelacyjny również nie zarzucił „Rz" kłamstwa. Zmienił jednak wyrok sądu I instancji, uznając, że podane przez nas informacje naruszają dobra osobiste ministra. Zdaniem SA zamieszczenie przez „Rz" opinii dwóch ekspertów komentujących bałagan prawny w MON nie było dowodem dochowania przez autorkę tekstu należytej staranności dziennikarskiej i stanowiło naruszenie art. 12 prawa prasowego. Ponadto zarzuty wobec szefa MON wydrukowano wytłuszczoną czcionką.

Zdanie sądu apelacyjnego niedawno podzielił Sąd Najwyższy, nakazując opublikowanie przeprosin. SN odniósł się przede wszystkim do zasady dziennikarskiej rzetelności, uznając, że uzyskanie od prawników przez telefon komentarza do sprawy nie jest wystarczającym spełnieniem tego wymogu. Nierzetelne było również zdaniem SN uzyskanie komentarza do sprawy rzecznika prasowego MON przez telefon dzień przed publikacją tekstu. Choć wypowiedź rzecznika została w tekście zamieszczona, SN uznał, że nie jest to wystarczające, by uznać, że rygory dziennikarskiej rzetelności zostały zachowane.

Warto w tym miejscu przypomnieć, jak brzmi stosowny fragment art. 12 prawa prasowego: „Dziennikarz jest zobowiązany zachować szczególną staranność i rzetelność przy zbieraniu i wykorzystywaniu materiałów prasowych, zwłaszcza sprawdzić zgodność z prawdą uzyskanych wiadomości lub podać ich źródło". Zarzuty stawiane przez autorkę artykułu praktyce stosowanej w MON miały swe źródło. Był nim występujący w tekście pod nazwiskiem były szef obsługi prawnej, płk rezerwy Artur Busz. Ministerstwo Obrony odniosło się w tekście do stawianych zarzutów. W artykule znalazły się również komentarze dwóch powszechnie szanowanych ekspertów w dziedzinie prawa. Sąd nie podważył prawdziwości stawianych zarzutów, chociaż nie zgodził się z zasadnością użycia terminu „upoważnienie in blanco". Cóż więcej mógł zrobić dziennikarz?

Do tej pory takie postępowanie dziennikarza uznawane było przez sądy za dowód przemawiający za dołożeniem przez niego należytej staranności. Czy niedawne rozstrzygnięcie Sądu Najwyższego toruje drogę do zmiany dotychczasowej praktyki? A jeśli tak, to jak daleko przesunie tę granicę?

I jak bardzo straci na tym opinia publiczna? Czy na przykład dziennikarz dotykający nieprawidłowości związanych z kwestiami prawnymi będzie musiał – przed opublikowaniem artykułu – zamawiać ekspertyzy kancelarii prawnych?

Pozostaje mieć nadzieję, że rację ma mecenas Jacek Kondracki, pełnomocnik „Rz" w tej sprawie, według którego „zaprezentowany przez Sąd Najwyższy pogląd, iż uzyskanie przez dziennikarza opinii ekspertów drogą telefoniczną nie wypełnia standardów rzetelności określonych w art. 12 prawa prasowego, jest nie do obrony i pozostaje w sprzeczności z linią orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu".

A więc nie będzie obowiązywał także w Polsce.

Na piątej stronie papierowej „Rz" publikujemy dziś oświadczenie, którego zamieszczenie nakazał nam Sąd Najwyższy. Towarzyszący mu werdykt sądu zawiera pogląd, który kwestionuje jedną z ważnych reguł, jakimi rządzi się wolna prasa, co w istocie – gdyby się on upowszechnił – może doprowadzić do ograniczenia zakresu wolności słowa w Polsce. Dlatego nie sposób się do niego nie odnieść.

Sprawa dotyczy tekstu pt. „Pułkownik oskarża resort obrony" z 7 lipca 2008 roku, w którym autorka, powołując się m.in. na relacje byłego szefa obsługi prawnej MON płk. rezerwy Artura Busza, wskazała, że w resorcie tym dochodziło do „łamania i obchodzenia prawa, lekceważenia procedur".

Pozostało 81% artykułu
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka