Wiele jednak wskazuje na to, że Tusk ma realną szansę objąć jedną z najważniejszych posad liczącej pół miliarda mieszkańców Unii Europejskiej. I że prócz sprzyjającej atmosfery międzynarodowej najważniejszą rolę w tej sprawie będzie miała... wola samego premiera. Lider PO kilka razy zastrzegał się, że jest zainteresowany polityką polską, a nie przeprowadzką do Brukseli. Teraz musi dokonać wyboru.
Choć opozycja mówi, ?że Tusk ucieka z tonącego okrętu albo że zamiast ?do Brukseli powinien trafić ?do więzienia „za Smoleńsk", trzeba się dziś wznieść ponad podziały i jasno zdefiniować polską rację stanu. Bez względu na polityczne poglądy czy sympatie Polska stoi przed wyjątkową szansą. Gdy na Wschodzie mamy do czynienia z regularną wojną rosyjsko-ukraińską, a na Zachodzie nie tylko śmierć niewinnych ukraińskich cywilów, ale nawet akt terroru wobec 300 pasażerów malezyjskiego boeinga nie zmieniły generalnie pozytywnego stosunku do Moskwy, w interesie Polski leży to, by nasz głos był maksymalnie dobrze słyszalny.
Zgoda, szef Rady nie ma wielkiej władzy, ale przygotowuje szczyty przywódców państw, podczas których zapadają decyzje dotyczące przyszłości kontynentu. ?W przypadku konfliktów to szef Rady pomaga wypracowywać kompromisy. Gdy główną rolę w UE odgrywają dość wyrozumiałe wobec Rosji Niemcy, polski wpływ na kształt unijnej polityki byłby nie do przecenienia.
Oczywiście może się okazać, że – mimo najlepszej woli Tuska – nie będzie takiej możliwości, by to Polak stanął na czele Rady czy też unijnej dyplomacji. Wówczas Polska powinna grać dalej o jak najwyższą stawkę. Niekoniecznie walcząc o jakąś ważną komisję dla siebie, ale przynajmniej o to, żeby komisja taka nie przypadła krajowi, który kieruje się na arenie międzynarodowej innymi priorytetami niż nasze.
W sobotę w Brukseli najważniejsza dla premiera nie powinna być sława własna czy dobro własnej partii, ale polski interes narodowy.