Wydarzenia potwierdzają, że dotychczasowa marszałek Sejmu będzie musiała znacznie bardziej liczyć się z głową państwa niż jej poprzednik na stanowisku premiera. Donald Tusk przez wiele lat był szefem Komorowskiego, Kopacz będzie w najlepszym razie jego partnerem.
Po wczorajszym spotkaniu z Ewą Kopacz Kancelaria Prezydenta poinformowała, że tematem spotkania – prócz oficjalnego desygnowania na premiera – była tematyka bezpieczeństwa. Widać więc wyraźnie, że prezydent nie tylko nie zmniejszy swego zainteresowania tą sferą, lecz najwyraźniej rezerwuje sobie prawo wpływania na politykę rządu w tej dziedzinie. Konstytucja daje mu do tego mocny mandat – jest zwierzchnikiem sił zbrojnych, ale również reprezentuje państwo na zewnątrz i jest współodpowiedzialny za politykę międzynarodową. W dodatku Komorowski, który niedawno wrócił ze szczytu NATO, zaraz zaś wybiera się na posiedzenie ONZ, ewidentnie ma ambicję uczynienia ?z polityki międzynarodowej wehikułu, dzięki któremu bez problemów w maju przyszłego roku wygra wybory prezydenckie.
Nawet trudno mu się dziwić, że wykorzystuje pojawiającą się szansę. Sytuacja za naszą wschodnią granicą sprawia, że Polska nie może sobie pozwolić na eksperymenty w dziedzinie dyplomacji czy obronności. Ale prezydent wykorzystuje także przeciągającą się procedurę powołania rządu Ewy Kopacz oraz ewidentne słabości przyszłej pani premier. Nowa szefowa rządu poległa zaś, jeśli chodzi o komunikowanie zmian w swoim gabinecie. Chciałbym wierzyć, że ostatnie dwa tygodnie spędza na szlifowaniu koncepcji nowego gabinetu. Niestety, festiwal przecieków, spekulacji ?i przymiarek wygląda na kompletny chaos. Wielu polityków PO prowadzi samodzielne akcje piarowskie nastawione na promocję własnych karier. I nie spotyka się to z żadną reakcją władz Platformy ani samej Ewy Kopacz, co sprawia wrażenie słabości. W efekcie PO skutecznie marnuje premię, jaką dostała za wybór Tuska na szefa Rady Europejskiej.